Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

W samo południe

Zgryźliwość Adama Szejnfelda na twitterowym koncie w dniu powołania nowego rządu była cokolwiek znamienna. Czołowy działacz Platformy twierdził bowiem, że świat wstrzymał oddech w oczekiwaniu na ogłoszenie składu rządu Mateusza Morawieckiego.

Sądząc po reakcjach przynajmniej naszej części świata, to istotnie wyczekiwanie było znaczne, czego jakoś nie można było powiedzieć o przetasowaniach po odejściu Donalda Tuska do Brukseli i wejściu na jego miejsce specjalistki od rycia w ziemi na jeden metr w głąb, przy czym najważniejszy w tym momencie był ów głąb. Odnotowanie zmian w rządzie polskim przez najważniejsze agencje prasowe zarówno na Zachodzie, jak i za wschodnią naszą granicą, wskazuje dość jasno, że baczny wzrok obserwatorów medialnych rzeczywiście spoczywał w tym czasie na Polsce, choć zapewne ta uwaga nie była równa wyczekiwaniu na biały dym nad Kaplicą Sykstyńską.

W gruncie rzeczy bowiem najbardziej zainteresowanymi w tej sprawie winni być sami Polacy, gdyż to właśnie ich ten rząd będzie reprezentował na zewnątrz, a na pewno wpływać będzie na ich codzienne życie poprzez przygotowywane akty prawne i przepisy wykonawcze do założeń polityczno-społecznych. I raczej tego właśnie winna dotyczyć owa garść refleksji po dokonanej rekonstrukcji kierownictwa naszego państwa.

 

Polityczne marginesy

Tematem numer jeden wszystkich komentarzy medialnych po zmianach w rządzie było oczywiście odejście Antoniego Macierewicza z funkcji ministra obrony narodowej. Rozmach komentatorski związany z tą zmianą sytuował ją pomiędzy klęską „obozu radiomaryjnego” a zwycięstwem „konsekwentnego prezydenta Andrzeja Dudy”, wliczając w to „słabość Jarosława Kaczyńskiego”, z jego kotem włącznie. Przyznam się, że od pewnego już czasu mam wrażenie, iż nasi komentatorzy rzeczywiście zazdroszczą sławy niektórym twórcom kabaretowym. W licznych komentarzach spotkałem się tylko z jednym realnie oddającym ową zmianę, który zawierał twierdzenie, iż rzeczywisty walor zmian w rządzie poznamy wówczas, gdy określone zostanie miejsce Macierewicza na polskiej scenie politycznej w nowym rozdaniu. Jest on bowiem zbyt ważną postacią w polskiej polityce, by można było go od tak poświęcić – nawet na ołtarzu otwarcia się koalicji rządzącej na centrowego wyborcę czy też na ołtarzu polepszenia wizerunku zewnętrznego w przestrzeni międzynarodowej. Zważywszy już tylko na kończące się śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, jego odejście w niebyt polityczny byłoby kuriozum, a przynajmniej świadczyłoby o głębokich zaburzeniach w świadomości politycznej i społecznej głównych graczy na scenie krajowej. Dokonane przez niego zmiany w polskiej armii i samej koncepcji obrony narodowej wydają się na tyle znaczące, że nie można go skazywać na polityczną emeryturę. Zaś umocowanie w mentalności żelaznego elektoratu prawicy powoduje, że odstawianie go na bocznicę byłoby samobójstwem nie tylko dla partii Jarosława Kaczyńskiego, lecz również i dla reelekcji Andrzeja Dudy. Podobne rozumowanie należy odnieść do chociażby Jana Szyszki. Nie jest to więc żaden margines życia politycznego, ale kolejne rozegranie partii szachów przez Jarosława Kaczyńskiego, której celem wydaje się być coś więcej aniżeli tylko spokój międzynarodowy i zyskiwanie w sondażach (pomijając już milczeniem ich znaczny wzrost po rekonstrukcji rządu). Myślę, że przyszłość pokaże, o co właściwie toczy się gra.

 

Obecna nieobecność

Na polityczną partię szachów i konstrukcję owej rekonstrukcji w wykonaniu prezesa PiS wskazuje również spotkanie prezydenta Andrzeja Dudy z klubem parlamentarnym tejże partii, jakie miało miejsce tego samego dnia, gdy powoływany był rząd Mateusza Morawieckiego. Nieobecność na nim prezesa PiS została natychmiast dostrzeżona przez komentatorów i zaliczona do serii „złośliwości” Jarosława Kaczyńskiego względem głowy państwa. Cóż, jeśli nasi komentatorzy w ten sposób oceniają polską politykę, to rzeczywiście ich miejsce powinno być na jakimś pudełkowym lub parówkowym portalu internetowym. Przecież prezes największej partii politycznej w Polsce nie mógłby sobie pozwolić na to, by za jego plecami cały klub parlamentarny spotykał się z kimś, kogo on akurat nie akceptuje, gdyż oznaczałoby to nic innego, jak tylko przejęcie władzy w stworzonej przezeń partii. Gdyby więc chodziło o złośliwość, to po prostu nie dopuściłby do tego spotkania. Znamiennym jest jednak fakt, że wraz z nim nie pojawili się również nowo powołani szefowie resortów obrony i spraw wewnętrznych. Biorąc po uwagę fakt, iż są to ministerstwa związane z pewnymi kompetencjami prezydenta, można przyjąć założenie, iż swoisty konflikt pomiędzy rządem a pałacem prezydenckim wcale nie został zażegnany. Ale osobiście wkładam to między bajki, gdyż w końcu zarówno prezydent, jak i partia rządząca na tym samym koniu jadą. Wydaje się, iż to właśnie jest sygnał dla żelaznego elektoratu PiS, mający wskazać, że zasadnicza linia rządu się nie zmieniła. A rekonstrukcja władz naczelnych naszego państwa związana jest bardziej z wyborami, których seria rusza w tym roku, aniżeli z jakimiś „klimatycznymi ociepleniami” wizerunku Polski za granicą. Macierewicz, Szyszko et consortes przesunięci zostali do działań terenowych, zaś do wspomnianych resortów weszli ludzie o charakterze tarana i sprawni administratorzy. Umiejscowienie zaś Jacka Sasina w kancelarii premiera to odwołanie się do umiejętności administracji Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta Warszawy, a potem Polski. Można więc zaryzykować tezę, iż dokonana rekonstrukcja rządu rzeczywiście oddaje sprawy gospodarcze w ręce technokratów i menadżerów, polityczną stronę zostawiając w gestii dotychczas pociągających za sznurki władzy. Czy ta polityka przyniesie skutek? Czas pokaże.

 

Czy są przegrani?

Oczywiście, wyrazy współczucia należy złożyć przede wszystkim opozycji. Minie wszak kilka cennych w kontekście wyborów miesięcy, zanim będzie ona w stanie sformułować sensowną krytykę nowego rządu. Tego czasu nic nie wróci, więc raczej trudno mówić o możliwości znaczącego sukcesu w nadchodzących wyborach. Cedzący przez zęby sentencję o mieszaniu herbaty Grzegorz Schetyna jest tego najlepszym przykładem. I znowu dość sprawnie rozegrana partia szachowa powoduje dalszą degrengoladę nawet zjednoczonej opozycji. Ale taki już jest urok współczesnej polityki.

Ks. Jacek Świątek