W sercu była Afryka
- Ale jak posmakowaliśmy tej pracy, wiedzieliśmy, że chcemy wrócić. Czuliśmy, że to miejsce, gdzie posyła nas Pan Bóg - mówią po roku posługi w misji Bugisi. 14 sierpnia to w Shinyanga, regionie Tanzanii, w którym nieopodal miasteczka Didia usytuowana jest misja Bugisi, kolejny upalny dzień: 38 stopni w cieniu. Rozmawiamy późnym popołudniem, tuż przed zmrokiem, który przychodzi codziennie o tej samej porze. Tutaj noc zawsze trwa tyle samo co dzień.
Ciemność zmusza do zamknięcia okien, drzwi i oznacza – chcesz czy nie – przymusowy odpoczynek.
Marzenie o Czarnym Lądzie
– Jeszcze zanim się poznaliśmy, w sercu każdego z nas była Afryka. Chodząc ze sobą, postanowiliśmy, że jeśli dane nam będzie zostać małżeństwem, zrobimy wszystko, by wyjechać na misje. Pół roku po ślubie na portalu społecznościowym wyświetliło się nam zdjęcie koleżanki z afrykańskim dzieckiem. Zaciekawieni, od razu skontaktowaliśmy się z nią, a ona skierowała nas do Stowarzyszenia Misji Afrykańskich (SMA). Wzięliśmy udział w warsztatach organizowanych przez wspólnotę dla sympatyków misji w Borzęcinie Dużym pod Warszawą, gdzie znajduje się Centrum Misji Afrykańskich. I zostaliśmy – opowiada Maja. Ważnym etapem na ich drodze – jak w przypadku każdego misjonarza świeckiego – było zobowiązanie zaangażowania się w życie misyjne, które składa się podczas specjalnej Mszy św. w obecności prowincjała SMA i misjonarzy świeckich. Oznacza ono gotowość do formacji, udziału w spotkaniach, pomocy w zbiórkach środków na cele misyjne, m.in. podczas tzw. misyjnych niedziel. Takie niedziele dwukrotnie odbyły się w rodzinnej parafii Mai – parafii Miłosierdzia Bożego w Siedlcach. ...
Monika Lipińska