W służbie potrzebującym
Eucharystię celebrowano 17 kwietnia. Przewodniczył jej ks. Marek Bieńkowski, dyrektor instytucji. W liturgii, z racji obostrzeń, uczestniczyła niewielka delegacja pracowników i podopiecznych Caritas. - Jesteśmy tu, aby powierzyć Bożemu Miłosierdziu wszystkie działania Caritas. Chcemy, by kierowała nami miłość, która uzdalnia do każdego wysiłku, wytrwałości i zdeterminowania – zaznaczył dyrektor. - Jezus przychodzi dziś i mówi także do nas: Pokój wam! Nie bójcie się! Pokonujcie swoje lęki i trudności. My czasami mamy swoją wizję na życie i świat. Przez grzech nie umiemy patrzeć na rzeczywistość oczami Boga. Powtarzamy: „spodziewamy się czegoś innego”. Chcemy, aby było po naszemu. Dziś bardzo potrzebujemy zaufania względem Boga. Nie bójmy się, cokolwiek by się nie działo. Ufajmy! - apelował ks. M. Bieńkowski. Po Mszy, na prośbę księdza dyrektora, wszyscy wspólnie odmówili Koronkę do Miłosierdzia Bożego.
Świętowanie jubileuszu odbyło się w Białej Podlaskiej, bo tylko tu nasza Caritas ma swoją kaplicę.
– Trzy dekady funkcjonowania skłaniają do podsumowań i wspomnień. Początki Caritas to praca w parafii. Potem zaczęto tworzyć jednostki. Teraz stawiamy na specjalistyczną pracę, na prowadzenie konkretnych projektów. Skupiamy się na kontynuowaniu i udoskonalaniu tego, co zostało stworzone. Utrzymujemy wysokie standardy pomocy. Caritas naszej diecezji prowadzi m.in. pięć warsztatów terapii zajęciowej, jeden środowiskowy dom samopomocy, centra integracji społecznej oraz wypożyczalnie sprzętu rehabilitacyjnego. Włączamy się też w projekty międzynarodowe, pomagając np. po trzęsieniu ziemi w Chorwacji, w czasie konfliktów w Libanie i Syrii – wylicza szef naszej Caritas.
Pytany o podopiecznych warsztatów terapii zajęciowej i domów samopomocy, podkreśla: – To fantastyczni ludzie! Tu doświadczają miłości i radości, czują, że są akceptowani i potrzebni. Pamiętam, gdy tworzyliśmy pierwsze warsztaty terapii. Rodziców osób niepełnosprawnych trudno było namówić do posłania swoich dzieci do takich placówek, ale potem przekonali się, że to dobre rozwiązanie. Ośrodki pobytu dziennego dają konkretną pomoc w funkcjonowaniu zarówno ludziom z dysfunkcjami, jak też ich opiekunom. Tym pierwszym oferują szansę rozwoju i przełamywania barier, tym drugim wytchnienie i czas dla siebie – tłumaczy ks. M. Bieńkowski.
Trudny czas
W bialskim ośrodku przy ul. Warszawskiej działa jadłodajnia z której korzysta prawie setka ubogich i bezdomnych, a także centrum integracji społecznej, w którym pracuje ponad 20 osób. Funkcjonuje tu także warsztat terapii zajęciowej.
– Obecnie opiekujemy się 35 uczestnikami. Zajmujemy się rehabilitacją zawodową i społeczną osób z niepełnosprawnościami. Mamy siedem pracowni, w których nasi podopieczni nabywają podstawowych umiejętności potrzebnych w codziennym życiu – podkreśla Jakub Semeniuk, kierownik WTZ w Białej Podlaskiej. – Oferujemy również zajęcia psychologiczne i fizjoterapeutyczne. Staramy się organizować jak najwięcej różnego rodzaju wyjść, wyjazdów i wycieczek. Niestety, pandemia zaburzyła naszą codzienność. Do 25 kwietni, zgodnie z decyzją wojewody, wszystkie zajęcia są odwołane. Dla naszych podopiecznych WTZ to drugi dom. Czas pandemii jest dla nich ogromnie trudny, bo muszą pozostać u siebie. Są zamknięci, niektórzy boją się wyjść dokądkolwiek. Z niecierpliwością czekają na to, by znów przyjść do warsztatu, spotkać znajomych i wziąć udział w zajęciach – dodaje.
Nikogo nie odsyłamy
W podobnym tonie wypowiada się Anna Jakubiak, kierownik ŚDS w Białej Podlaskiej, działającego pod skrzydłami Caritas. Jednostka, której szefuje, pomaga ludziom z zaburzeniami psychicznymi.
– To osoby niepełnosprawne intelektualnie, ze spektrum autyzmu, z niepełnosprawnościami sprzężonymi. Środowiskowy dom jest dla nich ostatnim szczeblem przed domem pomocy społecznej. Jesteśmy ich ostatnią nadzieją na normalne życie, na utrzymanie się w środowisku. Dziś, w czasach pandemii, widzimy ich ogromny żal. Trudno im pogodzić się z tym, że nie mogą przyjść na zajęcia. To dla nich rodzaj pracy i szansa na integrację z innymi – zaznacza pani kierownik. Dopowiada, że podopieczni ŚDS sami mogą wybrać sobie pracownie i zajęcia, które ich interesują. Terapeuci dopasowują stopień trudność i zadania do upodobań i możliwości uczestników.
– Mamy tu różne przypadki, dlatego nie możemy stworzyć jednego programu dla wszystkich. Postępy są ważne, ale najważniejsze jest dla nas to, że uczestnicy nie trafiają do szpitali i cały czas pozostają w swoim środowisku. Wiemy, że zanim przyszli do ŚDS, często musieli być hospitalizowani. Teraz funkcjonują znacznie lepiej. Tu znaleźli swoje miejsce – opowiada A. Jakubiak. Obecnie z ŚDS korzysta ponad 50 osób. – Nikomu nie odmawiamy, dlatego też mamy trudne przypadki, które nie kwalifikowały się do innych placówek. Nie zdarzyło się, byśmy zrezygnowali z jakiegoś uczestnika, co świadczy o naszej tolerancji i o tym, że nasi podopieczni czują się u nas dobrze – podsumowuje.
AWAW