Historia
Źródło: Paweł Żochowski
Źródło: Paweł Żochowski

W te ściany wsiąkały krew i strach

19 lutego odbyła się online promocja książki prof. Dariusza Magiera pt. „Tajemnice nazistowskiej i komunistycznej katowni w Radzyniu Podlaskim”. W budynku przy ul. Warszawskiej 5A w czasie II wojny światowej działał areszt Gestapo, a w latach 1944-1954 katownia Urzędu Bezpieczeństwa.

Jak podkreślił na wstępie autor publikacji, jest to miejsce szczególne, ponieważ wiąże się z dwoma totalitaryzmami, które dotknęły Polskę w XX w. Od 1939 r. znajdował się tam areszt Gestapo, który w 1944 r. - po zaledwie miesiącu pustostanu - zasiedlił Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, kontynuując zbrodniczą działalność, zwłaszcza w stosunku do żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego. Obiekt ten jest świadkiem tragedii tysięcy osób, które były katowane najpierw przez Niemców, a potem przez komunistów. W piwnicach, gdzie znajdowały się cele aresztu, zachowały się oryginalne drzwi z judaszami, a na ścianach - wyryte przez więzionych tam w latach 1944-1954 inskrypcje. „Cela więzienna to żywy grób”, „Jezu, pamiętaj o mnie”, „Jezu, wyprowadź mnie stąd. Matko najłaskawsza, ratuj” - to tylko niektóre z napisów świadczących o dramacie osadzonych. Dzisiaj trwają starania u upamiętnienie tego miejsca, miejsca nazistowskiej i komunistycznej kaźni. Działalność Gestapo w budynku przy ul. Warszawskiej 5A przybliżył Damian Sitkiewicz, doktorant Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach.

– Radzyń podlegał Lublinowi i była to placówka, która swoim zasięgiem obejmowała powiat radzyński, a także fragmenty lubartowskiego, łukowskiego, włodawskiego, bialskiego. Od początku jej funkcjonowania do 1944 r. dowódcą był mjr Fritz Fischer. Do aresztu trafiał właściwie każdy, kogo uznawano za wroga Rzeszy Niemieckiej: od chłopów, robotników, nauczycieli. Bito ich i torturowano. Jeśli człowiek nie został zakatowany na śmierć w Radzyniu, przewożono go na Zamek Lubelski bądź Majdanek – przypomniał, dodając, iż funkcjonariusze, którzy mieli pieczę nad placówką, brali też udział w likwidacji getta w Komarówce czy Międzyrzecu Podlaskim. – Szczególną niesławą zasłynął Adolf Dykow, o którym mówiło się, że ma na sumieniu śmieć około tysiąca osób. Związany z regionem, bo urodził się w Okalewie, a wychowywał się w Cichostowie i Wohyniu. Postrach miejscowej ludności, która nazywała go katem Podlasia – dodał D. Sitkiewicz, autor publikacji o Dykowie.

 

Blisko dwa tysiące osób
W 1944 r. niemiecką katownię przejął UB. – Kulminacja jego zbrodniczych działań przypadała na lata 1945-1947. Zdarzało się, że jednorazowo przebywało tam 400 osób. Kto widział tych siedem cel, które powierzchniowo są naprawdę niewielkie, może wyobrazić sobie, w jakim ścisku siedzieli osadzeni – powiedział D. Magier, dyrektor Instytutu Historii UPH. – Kwerenda dokumentacji PUPB wykazała, że w ciągu tych lat przez areszt przewinęło się blisko 2 tys. osób. Byli to głównie żołnierze podziemia antykomunistycznego – AK, potem Zrzeszenia WiN, NSZ, osoby udzielające im wsparcia, dezerterzy z Ludowego Wojska Polskiego, poborowi uchylający się przed służbą wojskową, którzy stanowili największą część aresztowanych, a także osoby uznane przez władze komunistyczne za faszystów czy opornych kułaków, współpracujący z Niemcami, czyli oporni wobec ówczesnego systemu. Nazwiska wielu z nich znalazły się w mojej książce – dodał autor.

Bogu dzięki, że nie było remontu
W publikacji „Tajemnice nazistowskiej i komunistycznej katowni w Radzyniu Podlaskim” D. Magier zamieścił też katalog inskrypcji. Podzielił je na kategorie: „osobowe”, „daty, „miejscowości”, „sentencje”. Ich wykaz i fotografie można znaleźć też na stronie Instytutu Bronisława Szlubowskiego (instytutszlubowskiego.pl). Podczas promocji książki autor opowiedział, jak doszło do tego, że wyryte w celach napisy ujrzały światło dzienne. Stało się to dopiero w 2014 r. – Starania o zrobienie pewnego porządku z punktu widzenia naukowego i moralnego związanego z tym miejscem datują się na pierwsze lata lat XXI w. Wcześniej było to niemożliwe, bo budynek należał do Komendy Wojewódzkiej Policji, a jeszcze wcześniej Milicji Obywatelskiej. Nie można tam było nawet wejść, nie mówiąc o innych działaniach. Potem, kiedy osiedlono tam lokatorów mieszkań komunalnych, cele służyły im za piwnice. Bogu dzięki, że nie zrobiono tam remontu, bo nie mielibyśmy inskrypcji, które stanowią gotowy eksponat muzealny – opowiadał D. Magier. – W 2014 r. wraz z Pawłem Żochowskim obfotografowaliśmy cele i inskrypcje, co stanowiło ich inwentaryzację. Pomieszczenia nie były zabezpieczone żadnymi oknami, więc wilgoć sprawiła, że część napisów ginęła właściwie z dnia na dzień. Udokumentowanie ich wówczas i uzupełnienie w ubiegłym roku spowodowało, że mogliśmy zabezpieczyć dla potomności to, co zostało. Dziś – choć wstawiono okna – część inskrypcji już nie istnieje, jest nieczytelna lub odpadła razem z cegłami – dodał.

 

Ściany domagają się prawdy
Na ścianach cel znajdują się nazwiska, czasem tylko inicjały, daty, miejscowości, kreski odliczające dni pobytu, rysunki krzyża, zarysy kościołów. Szczególne wrażenie robią dramatyczne sentencje, wezwania modlitewne. „Bóg z nami”, „Jezu, wybaw”, „Zdrowaś Maryjo”, „Boże, ratuj nas”. – W ściany tych cel wsiąkały modlitwy, łzy, krew i strach osadzonych. Mieli zostać zapomniani, ale ściany domagają się prawdy – zaznaczył D. Magier, dodając, iż wszystkie datowane inskrypcje, które zachowały się na ścianach cel, pochodzą z okresu po 1944 r., zatem kiedy w budynku przy ul. Warszawskiej 5A funkcjonował PUBP.
Książkę wydała gmina Borki. – Na naszym terenie istnieje bogata tradycja walki o wolność w podziemiu antykomunistycznym. Wywodziło się stąd wielu wybitnych przedstawicieli podziemia, m.in. Antoni Grochowski ps. Kula, Marian Pakuła „Śmiech” czy Andrzej Karczmarz „Huk”. W tej publikacji wymieniono 81 żołnierzy podziemia z terenu gminy Borki, a dziesięciu z nich zostało odnotowanych jako więźniowie radzyńskiej katowni. Jeden z nich – Edmund Zabielski „Dziedzic”, żołnierz WiN z Krasewa, pozostawił inskrypcję na ścianie celi nr 6. Dlatego m.in. podjęliśmy się wydawnictwa książki D. Magiera – wyjaśnił wójt gminy Borki Radosław Sałata, który jest jednocześnie inspektorem rejonowym Zrzeszenia WiN w Radzyniu Podlaskim, które już wkrótce będzie miało swoją siedzibę w budynku przy Warszawskiej 5A. – Włączamy się w dążenia do utworzenia tam miejsca pamięci – zadeklarował.
Promocja książki D. Magiera była jednym z wydarzeń towarzyszących miejskim obchodom Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych. Publikacja jest dostępna w radzyńskich księgarniach. Można o nią pytać także w Archiwum Państwowym lub zamówić przez stronę Instytutu Bronisława Szlubowskiego.
W budynku przy ul. Warszawskiej 5A ma powstać muzeum. O staraniach nad jego utworzeniem w kolejnym numerze „Echa”.

MD