Walka o pamięć
Wiedzą doskonale, że nikogo z ludzi pamiętających przeszłość nie przekonają, należy więc ich tylko zmusić do milczenia i - czekać na nowe, nieświadome historii zastępy młodzieży, dla których nienormalność będzie już właśnie normą” - pisał przed laty Stefan Kisielewski w powieści (a jednocześnie eseju literackim i politycznym moralitecie) „Cienie w pieczarze”. Dopowiadając, można by dodać: w istocie nie ma znaczenia, czy występują pod czerwoną, tęczową czy - co dziś staje się coraz bardziej oczywiste - pod brutalnie zawłaszczaną unijną flagą.
Podobnie zachowują się ci, którym do wspomnianych idei coraz bliżej. Ważne jest jedno: przyszłość ukazać w takich barwach, by nie było najmniejszej wątpliwości, że tylko ona się liczy. Nawet, jeśli będzie w niej pełno absurdów, nielogiczności. „Wychować” sobie pokolenia niezdolne do pogłębionej refleksji i logicznego myślenia, analizy prostych ciągów przyczynowo-skutkowych. Wtedy wszystko można wbić do głów. Że nieświętej pamięci Jerzy Urban, generałowie Kiszczak i Jaruzelski to w gruncie rzeczy sympatyczni ziomkowie, że ubecja nie pałowała demonstrantów, nie niszczyła ludzi, ale „tylko” wypełniała zaszczytny obowiązek strzeżenia demokracji ludowej (za co należy się dziś jej emerytowanym funkcjonariuszom gruba kasa), że dawni czerwoni kacykowie w osobach np. Leszka Millera czy Włodzimierza Czarzastego są w stanie bronić zasad demokracji w polskim sejmie czy parlamencie UE, zaś kardynał Sapieha, św. Jan Paweł II to degeneraci i „bestie”. I ludzie ze spranymi mózgami w to wierzą. Lata lewackiej – zakamuflowanej i jawnej – „formacji” robią swoje.
Ciągle aktualne zdają się być słowa wypowiedziane onegdaj przez (gasnącą dziś) salonową gwiazdę dziennikarstwa Tomasza Lisa, który podczas publicznej debaty pt. „Dlaczego głupiejemy?” (odbyła się 25 marca 2010 r. na Uniwersytecie Warszawskim), wyraził się jasno: „Nie możemy mówić poważnie, bo poważnie to znaczy nudno. A nudno, to te barany wezmą pilota i przełączą […]. Widz w Polsce wybaczy wiele, bardzo wiele. Ale jednego nigdy, przenigdy nie wybaczy tego, że go potraktujemy poważnie. Ludzie nie są tacy głupi, jak nam się wydaje, są dużo głupsi”.
Na to liczą politycy w rozkręcającej się właśnie kampanii wyborczej. Na ludzką niepamięć i głupotę. Na to, że emocje zaćmią zdroworozsądkowy osąd. Nawet jeśli „internet pamięta”, zawsze można podrasować przekaz, iż „teraz to już będzie tylko lepiej”. Zresztą współczesne media, zaawansowane algorytmy zamykają swoich odbiorców w bańkach informacyjnych, szczelnie oddzielając ich od myślących inaczej. Prawdę można znaleźć, ale mało kto już jej szuka.
Marksiście i neomarksiści zawsze stawiali na młode pokolenia. Te, które już nie pamiętały lat upokorzeń i hańby. Je zawsze łatwiej jest oczarować, przekupić, zaproponować stare utopie w nowiutkim opakowaniu. Jak pisał Bożydar Wiśniewski na swoim profilu FB, wszystko zmierza do jednego: kompletnego ogłupienia i poniżenia mas ludzkich, „aby w ostatecznym rachunku z błaganiem padły one do kolan komuś, kto roztoczy przed nimi wiarygodną wizję światowego pokoju, bezpieczeństwa i dobrobytu za cenę bezwzględnego i dobrowolnie uzyskanego posłuszeństwa”.
Czy uda nam się po raz kolejny przejrzeć w czas? A może poddamy się ślepej propagandzie liczących na niepamięć politycznych szarlatanów?
O to w istocie będzie chodziło w najbliższych wyborach.
Ks. Paweł Siedlanowski