Walka o swoje
W ostatnich trzech latach plany łowieckie wykonywaliśmy rzetelnie, a nawet z nawiązką. Podamy przykład na dzikach, które są obecnie kością niezgody. Ich populacja w ostatnich latach mocno wzrosła.W związku z tym nasze plany odstrzału dzików zostały znacząco zwiększone.
W roku gospodarczym 2013/2014 pozyskaliśmy 39, w okresie 2014/2015 blisko 100, a w minionym sezonie prawie 130 sztuk, zwiększając tym samym dwukrotnie plan odstrzału dzików. Podkreślam, iż nasz obwód ma charakter polny, jego kategoria jest bardzo słaba, a mimo to strzelamy więcej dzików niż koła dzierżawiące znacznie większe i lepsze obwody. Liczba dzików zwiększyła się, ponieważ na naszym obwodzie znacząco wzrósł areał upraw kukurydzy, która jest ich ulubionym przysmakiem i ściąga je na nasz teren nawet z pobliskich obwodów. Liczebność dzików byłaby u nas mniejsza, gdyby część sąsiadujących z nami kół łowieckich, szczególnie w części północnej, zwiększyła swój plan odstrzału dzików. Niektóre sąsiednie koła pozyskiwały w tym czasie tylko 8-18 dzików rocznie, a przecież przemieszczają się one swobodnie z sąsiednich obwodów. W okresie ostatnich dziesięciu lat nasze koło było na 12 miejscu (na 22 obwody w powiecie bialskim), jeśli chodzi o procent wykonania planu. A zatem teoretycznie pan starosta powinien wypowiedzieć umowy dzierżawy także dziesięciu innym kołom łowieckim. Tymczasem zrobił to tylko na trzech obwodach, z czego de facto, tylko z naszym kołem „Diana” nie podpisał umowy dzierżawy.
Bez zastrzeżeń
W ostatnich trzech latach byliśmy w czołówce powiatu, jeśli chodzi o ilość pozyskanych dzików i procent wykonania planu. Ewidentnie widać, że starosta, podejmując tą decyzję kierował się względami pozamerytorycznymi i nie był obiektywny. Pragniemy dodać, że pan starosta Mariusz Filipiuk do niedawna był członkiem naszego koła łowieckiego i naszym kolegą. Ocena jego zaangażowania w wykonywanie obowiązków członkowskich, skuteczność pozyskania zwierzyny oraz postaw etycznych pozostawia wiele do życzenia. Przed kilku laty, w trakcie zbiorowego polowania pozyskał zająca w okresie ochronnym, za co został zawieszony w prawie wykonywania polowania na okres pół roku. Pomimo tego, że nie uczestniczył w walnym zebraniu koła i nie dopełnił wymogów formalnych, miał do nas pretensje, że nie wybraliśmy go delegatem na Zjazd Okręgowy PZŁ w Białej Podlaskiej w 2015 r. Czy nie są to przypadkiem prawdziwe przesłanki jego późniejszych decyzji? Jako prezes koła, nie mam zastrzeżeń do pracy moich kolegów. Prowadzona przez nas gospodarka i pozyskanie zwierzyny osiągnęły wysoki poziom. To nie jest tylko nasza opinia. Podobne zdanie miały instytucje, które nas kontrolowały.
Kontrola za kontrolą
W odpowiedzi na kierowane do naszego koła dwukrotnie pisma wójta gminy Międzyrzec Podlaski, zwracaliśmy się do niego pismami z 21 lipca 2015 r. i 20 stycznia 2017 r. z prośbą o przekazanie informacji o rolnikach, którzy mieli nieprawidłowo wyszacowane szkody łowieckie lub nieoszacowane w ogóle. Do dnia dzisiejszego takiej informacji nie otrzymaliśmy. Zorganizowaliśmy dwa spotkania z rolnikami. Pytaliśmy zgromadzonych, czy mają jakieś zgłoszone a nieoszacowane szkody w uprawach lub czy znają takie osoby, u których szkody nie zostały oszacowane. Odpowiedzią była cisza. Swoje zastrzeżenia zgłosiło jedynie dwóch rolników w sprawach z 2010 r. i 2014 r. W tym drugim przypadku szkoda została wypłacona, a rolnik po trzech latach postanowił dochodzić od nas dodatkowego odszkodowania. Jeden z naszych myśliwych (nie informując o tym zarządu koła) chciał zapłacić temu rolnikowi z własnej kieszeni i wyrównać różnicę pomiędzy wartością, jaką wycenił rzeczoznawca, a kwotą wypłaconą przez koło, przy uwzględnieniu kosztów rzeczoznawcy, prawnika i kosztów sądowych. Propozycja została odrzucona. Najwyraźniej chodziło o zdyskredytowanie naszego koła w oczach opinii publicznej. Wspomnieć należy, że wielu mieszkańców Mań i okolicznych miejscowości twierdzi, że jest kilka osób, którym zależy na przejęciu naszego obwodu i to oni wywierają presję na innych.
W grudniu 2016 r. kontrolował nas zarząd okręgowy PZŁ. Nie wykazano żadnych uchybień. Potem kontrolował nas wójt gminy Miedzyrzec Podlaski, choć nie miał do tego żadnych uprawnień. To nie była profesjonalna kontrola. Nie dokonano stosownych wpisów w księdze kontroli, nie przedstawiono stosownych upoważnień, zakresu i podstawy prawnej kontroli. Poinformowano nas o wszystkim na godzinę przed planowaną kontrolą. Protokół kończący zawierał rażące błędy merytoryczne, w związku z czym nie został podpisany przez naszego przedstawiciela. Kolejną kontrolę przeprowadził zarząd główny PZŁ. Członkom związku towarzyszyli starosta, wójt i organizacje rolnicze. Kontrola była bardzo drobiazgowa, szczegółowa i podważyła ustalenia zawarte w protokole kontroli przeprowadzonej przez wójta.
Skargi – widma?
Zwróciliśmy się do starosty o przekazanie skarg, które rzekomo wpływają do niego pod adresem koła „Diana”. Włodarz odmówił, zasłaniając się ustawą o ochronie danych osobowych. Starosta powtarzał, że ma tych skarg bardzo dużo. Poprosiliśmy, by pokazał ich treść i przedstawiane zarzuty. Byliśmy gotowi zrekompensować ewentualne szkody. Przecież skoro poszkodowany pisze na nas skargę, to my mamy obowiązek się do niej odnieść, ale aby tak uczynić, musimy być poinformowani o przedmiocie skargi i mieć udostępnione podstawowe dane pozwalające na bezpośredni kontakt z rolnikiem, celem wypłaty należnych mu pieniędzy. Tak postępował poprzedni starosta Tadeusz Łazowski. W podobnych sytuacjach, zgodnie z obowiązującym prawem, informował nas o zgłaszanych przypadkach, żądał wyjaśnień i otrzymywał je. Z prośbą o udostępnienie powyższej dokumentacji zwracał się do starosty M. Filipiuka również zarząd główny PZ; z tego co wiemy, również pomimo wielokrotnych obietnic, dokumentacji nie otrzymał. Nasuwa się więc pytanie – czy ta dokumentacja, o której tak często wspomina starosta, w ogóle istnieje?
Starosta złamał prawo
Złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez starostę bialskiego. Po czynnościach wyjaśniających, prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, eksponując – co nas dziwi – protokół kontroli rady gminy, jednocześnie nie odnosząc się do protokołów kontroli zarządu okręgowego i głównego PZŁ. Na powyższe postanowienie złożyliśmy zażalenie do sądu. Złożyliśmy również pozew do Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej o zobowiązanie starosty do podpisania umowy dzierżawy z naszym kołem, ponieważ wynika to jasno z zapisów prawa; zgodnie z obowiązującym prawem starosta powinien podpisać umowę z kołem wskazanym przez PZŁ. Nie może podpisać umowy z kołem (nie ma ono pierwszeństwa) tylko wtedy, jeśli nie wykonuje planów łowieckich i prowadzi złą gospodarkę. Kontrole zarządu okręgowego i głównego PZŁ nie wykazały, byśmy prowadzili złą gospodarkę i nie wykonywali planów. W świetle prawa mieliśmy pierwszeństwo do tego, aby w dalszym ciągu być dzierżawcą obwodu nr 19. Starosta zawarł jednak umowę z kołem „Ogar” z Białej Podlaskiej. Zrobił to niezgodnie z prawem, ponieważ to koło nie ma rekomendacji PZŁ.
Nasze koło liczy 60 myśliwych, którzy sumiennie wykonują swoje obowiązki. Podobny problem z dzikami mieliśmy kilka lat temu w obwodzie nr 106 w Stężycy. W wyniku intensyfikacji pozyskania tych zwierząt i należytej profilaktyce ich stan został tam znacząco zredukowany i nie stanowi zagrożenia dla upraw rolnych. Po uporaniu się z dzikami w obwodzie stężyckim, planowaliśmy w najbliższym czasie znacząco zredukować stan dzików w obwodzie nr 19. Zawsze byliśmy i – po odzyskania naszego obwodu – będziemy otwarci na przyjęcie w poczet naszego koła miejscowych myśliwych, zwłaszcza tych o wysokich walorach moralnych i etycznych.
Duże zniszczenia
Koło łowieckie „Diana” dzierżawiło okręg nr 19 przez ponad 60 lat; na tych terenach poluje już trzecie pokolenie naszych myśliwych. Relacje z rolnikami układały się nam bardzo dobrze, z wieloma z nich zawiązały się przyjaźnie. Zawsze mieliśmy do siebie wzajemny szacunek. Na terenie obwodu mamy urządzenia łowieckie warte kilkadziesiąt tys. zł. Nasz ośrodek mieści się w Dołhołęce. Mieliśmy tam zabudowania gospodarcze z bazą noclegową. Niestety, gajówka spłonęła pod koniec kwietnia br. Była wykonana z drzewa modrzewiowego. Zbudowano ją w 1920 r. W czasie pożaru spaliła się też jedna z naszych dwóch chłodni. Wartość nieruchomości, które strawił pożar, opiewa na kwotę 180 tys. zł. Przyczyną było najprawdopodobniej podpalenie. Wyznaczyliśmy 5 tys. zł nagrody dla osoby, która wskaże sprawcę.Wierzymy, że rozstrzygnięcia sądu będą dla nas korzystne i wrócimy na ten obwód. Zamierzamy odbudować gajówkę. Uważamy, że starosta powinien być w tej sprawie rozjemcą i mediatorem. Sam pochodzi z tych terenów; to jest jego okręg wyborczy do samorządu. Niestety, konflikt jest coraz bardziej podsycany; w naszej ocenie będzie on wykorzystany w zbliżających się wyborach samorządowych. Antagonizmy, jakie powstają na jego tle, dzielą lokalne społeczności na „swoich” i „obcych”. To, że nasze koło ma siedzibę w Stężycy koło Dęblina, nie ma żadnego negatywnego znaczenia. Jesteśmy z tej samej diecezji siedleckiej, wśród nas jest także wielu rolników. Podejmiemy wszelkie starania, aby chronić nasze dobre imię, czyniąc odpór bezpodstawnym zarzutom wobec naszego koła, a także, aby egzekwować obowiązujące prawo. Ufamy, że nasze racje zostaną podzielone przez sądy powszechne i dostrzeżone przez wyborców.
Koło Łowieckie „Diana” w nawiązaniu do artykułu „Na straconej pozycji” opublikowanego w 17 nr. „Echa Katolickiego oraz „Efektywny nacisk” zamieszczonego w 19 nr. „EK”.