Komentarze
Wara!

Wara!

Żeński kwartet wokalny Tulia będzie reprezentował Polskę podczas 64 Konkursu Piosenki Eurowizji.

W maju w Tel Awiwie artystki zaśpiewają utwór zatytułowany „Pali się” tłumaczony na potrzeby widowiska muzycznego jako „Fire of Love”. W pierwotnej, polskojęzycznej wersji teledysku promującego grupę - w jednej z pierwszych scen - widać charakterystyczny dla polskiego krajobrazu, przyozdobiony polnymi kwiatami przydrożny krzyż, obok którego przechodzą członkinie zespołu. W anglojęzycznej wersji klipu, przygotowanego specjalnie na potrzeby eurowizyjnej publiczności, krzyża już nie ma. Czy zatem na tegorocznej Eurowizji mamy do czynienia z jakąś formą cenzury? Drążąc temat i zagłębiając się w niezwykle pokrętne i groteskowe tłumaczenia ludzi odpowiedzialnych za wyjazd naszych artystek do Izraela, przyszła mi na myśl scenka z książki o Kubusiu Puchatku, kiedy to „im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było”. Przez kilka ostatnich dni nikt nie był w stanie sprecyzować, kto, kiedy, w jakich okolicznościach i na czyje polecenie wyretuszował krzyż.

Najpierw podejrzenia padły na Telewizję Polską. Jednak jej prezes zarzekał się, iż ani on, ani tym bardziej żaden z jego pracowników nie mieli jakiegokolwiek wpływu na ostateczny wygląd przygotowanego filmu. Ze sprawą nic wspólnego nie miała także wytwórnia muzyczna, bo – jak tłumaczono – w chwili, gdy trwały ostatnie prace montażowe teledysku, jej kluczowi pracownicy zajęci byli organizacją jednego z prestiżowych wydarzeń muzycznych. Zaangażowane w przygotowania do tej samej imprezy był także członkinie zespołu Tulia oraz menadżerowie grupy, którzy w wydanych oświadczeniach odcięli się od jakiejkolwiek ingerencji w ostateczną formę materiału promocyjnego. Wreszcie po kilku dniach „zaglądania do środka” i szukania winnych pojawiła się informacja, iż retuszu mógł dokonać bliżej nieokreślony montażysta, który to w porę zauważył, że regulamin konkursu „zabrania promowania jakichkolwiek instytucji i symboli religijnych, a tym jest krzyż”.

Ale czy to wszystko trzyma się kupy, czy tylko nią cuchnie? No bo idąc tym tropem rozumowania – gdyby nie były to czcze słowa a faktyczny szacunek dla regulaminu – Izrael już dawno zostałby pozbawiony prawa organizacji imprezy choćby za swoją flagę, na której, jak wiadomo, w centralnej części widnieje symbol religijny w postaci Gwiazdy Dawida. A jeśli już ktoś wyraził zgodę na zorganizowanie Eurowizji w kraju, który – z tego, co wiem – w Europie na pewno nie leży, to natychmiast powinno się zakazać eksponowania owej flagi we wszelkiego rodzaju materiałach promujących majowe wydarzenie.

Aż strach pomyśleć, jakie byłyby reakcje organizatorów konkursu, gdyby panie przechodziły, dajmy na to, obok menory, którą ktoś nagle wygumkował z kadru. Nie do wyobrażenia jest również to, co by się działo, gdyby ośmielono się wymazać z jakiegoś krajobrazu widniejący na kopule meczetu półksiężyc. A przecież scena z krzyżem w teledysku zespołu Tulia także jest elementem krajobrazu i trudno w tym konkretnym przypadku podejrzewać Polskę o promowanie symboliki religijnej.

Na szczęście przydrożne krzyże i kapliczki ciągle jeszcze są częstym widokiem na naszych ziemiach. I niech tak zostanie jak najdłużej. Wszystkim zaś anonimowym artystom, którym skutecznie wmówiono, że krzyż jest niebezpieczny i politycznie niepoprawny po prostu: wara! Wara od symboli chrześcijaństwa i symboli naszej tożsamości!

Leszek Sawicki