Warto być misjonarzem
Jako misjonarka świecka ponad dwa lata posługiwała w Tanzanii. Do Polski wróciła w połowie grudnia i już aktywnie działa w Stowarzyszeniu Misji Afrykańskich. - Wyjazd na misje to bardzo ubogacające doświadczenie - przyznaje Paulina Korneluk. - Zatem warto było? - dopytuję. - Gdybym dziś stanęła przed wyborem, podjęłabym taką samą decyzję - potwierdza. P. Korneluk wyjaśnia, że życie misjonarzy było w kręgu jej fascynacji, odkąd pamięta. A że miała szczęście mieszkać na terenie parafii misyjnej - pw. św. Maksymiliana w Siedlcach - opowieści ojców o posłudze w dalekich krajach słuchała od dziecka. - I zawsze w tych moich marzeniach o wyjeździe na plan pierwszy wysuwała się Afryka - zastrzega. W urealnieniu planów pomógł jej kalendarz SMA ze zdjęciem świeckiej misjonarki uczącej szycia czarnoskóre kobiety. - Wtedy w sercu zrodziła się myśl, że może i dla mnie znajdzie się miejsce na misjach?
Wyjazd poprzedziły przygotowania – rekolekcje i warsztaty – w Centrum Misji Afrykańskich w Borzęcinie Dużym oraz Ośrodku Rekolekcyjno-Misyjnym w Piwnicznej-Zdroju. Cel? – Predyspozycje danej osoby trzeba skonfrontować z potrzebami misji. Czerpałam z różnych źródeł: czytałam i wsłuchiwałam się w historie ludzi z doświadczeniem misyjnym. Najważniejsze słowa, jakie zapadły mi w pamięć, to: „Nie miej oczekiwań!” – wspomina Paulina.
A dlaczego akurat Tanzania? – Nie miałam wymarzonego państwa. Wyraziłam gotowość do wyjazdu, a resztę zawierzyłam Niepokalanej. Kiedy zaproponowano mi Tanzanię, odpowiedziałam: „tak”.
Dzielą się tym, co mają
Opowiadając o kraju i ludziach, wśród których posługiwała, misjonarka zastrzega, że od początku służył jej i klimat, i jedzenie. – Niebezpieczeństwem jest malaria, na którą nie ma szczepionki, więc pozostaje profilaktyka: moskitiery, ale też odpoczynek. ...
AW