Warto podjąć tę walkę
Co kryje się pod terminem Akademia Zaburzeń Metabolicznych u Dzieci? Akademia powstała w czerwcu 2021 r. - w czasie, kiedy funkcjonować zaczęła poradnia endokrynologiczna i diabetologiczna dla dzieci.
To nic innego jak program diagnostyki i leczenia zaburzenia odżywiania u dzieci w wieku od kilku miesięcy do 18 roku życia. To głównie otyłość, ale pracujemy też z dziećmi z niedoborem masy ciała.
Czas pandemii sprzyjał nasileniu tego rodzaju problemów?
Poradnia – pracują w niej lekarze Magdalena Kędzierska i Katarzyna Wrzołek – jest właśnie odpowiedzią na skutki spowodowane przez pandemię. Można było w tym czasie zaobserwować naprawdę duży wzrost otyłości u dzieci. Potwierdzają to rodzice, którzy przychodzą na wizyty. Dzieci nie miały wtedy prawie żadnej aktywności fizycznej. Otyłości przysłużyło się nauczanie zdalne i związane z tym przesiadywanie przy komputerze, podjadanie słonych i słodkich przekąsek, jedzenie późno wieczorem. To wszystko się skumulowały i skutki są takie, a nie inne.
W jaki sposób działa akademia? Jak dzieci trafiają do niej najczęściej?
To cały proces. Zaczyna się od tego, że dziecko otrzymuje od lekarza rodzinnego skierowanie do dziecięcej poradni endokrynologicznej bądź diabetologicznej. Podczas pierwszej wizyty przeprowadzamy szczegółowy wywiad żywieniowy. Następnie odbywa się wizyta lekarska i lekarz decyduje, co się z takim pacjentem dzieje dalej, np. czy diagnostyka będzie prowadzona na oddziale dziecięcym czy w warunkach ambulatoryjnych. Kolejny krok to szkolenie dietetycznie, jakie przechodzi każdy z naszych pacjentów w szpitalu albo w poradni. Zazwyczaj na początku są to spotkania grupowe, a później, w zależności od potrzeb, zapraszamy na szkolenia indywidualne. Wszystko zależy od pacjenta, bo jedni – a dotyczy to tak rodziców, jak i dzieci – szybko wchodzą w temat, nie mają trudności ze zmianą trybu życia, ale są też tacy, którzy potrzebują więcej czasu, rozmów, wskazówek – i to z myślą o nich organizuję dodatkowe szkolenia, właśnie indywidualne.
Wiadomo, że dodatkowe kilogramy łapiemy łatwo niezależnie od wieku, a proces ich gubienia jest żmudny. Ile czasu zajmuje uzyskanie oczekiwanych efektów w przypadku dzieci?
Żeby dziecko wypracowało dobre efekty, z reguły wystarczy rok. W niektórych przypadkach trwa to dłużej. Jeżeli pacjent zredukuje masę ciała do prawidłowej, nie rozstajemy się z nim od razu, ale co pół roku spotykamy na kontroli. Działamy szybko. Na pierwszą wizytę trzeba trochę poczekać, ale gdy pacjent jest już w programie, wizyty ma co miesiąc, więc dość często. Szkolenie robimy po wizycie najszybciej, jak to możliwe, żeby nie rozwlekać tego procesu. Tym bardziej, że jak ktoś już podjął decyzję i zgłosił się do poradni, chce działać, nie może czekać trzech miesięcy na szkolenie czy kolejną wizytę – to musi być załatwione szybko.
Dla kogo istotniejszy jest udział w akademii – rodzica czy dziecka?
Myślę, że mimo wszystko dla rodziców, bo to oni przede wszystkim muszą zmienić swoje podejście do tematu. To rodzice robią zakupy i przygotowują posiłki w domu. Trochę inaczej jest w przypadku nastolatków w wieku 16-17 lat, które są w stanie samodzielnie dokonywać wyborów żywieniowych, niektóre same potrafią gotować i przyrządzić sobie posiłek. Bywa też, że rodzice całymi dniami pracują. Fajnie, jeśli dziecko potrafi samodzielnie przygotować sobie prosty, ale w miarę zdrowy posiłek, zamiast po powrocie ze szkoły łapać np. za drożdżówkę. Młodsze dzieci są zdane na rodziców i efekty leczenia zależą od konsekwencji i wytrwałości mamy i taty.
Zdarza się, że rygor żywieniowy jest przyczyną rezygnacji z walki z otyłością?
Niestety, rodzice często się poddają, bo chcieliby szybko coś osiągnąć, wkładają w to dużo pracy, a efekty są nikłe. Dlatego zależy nam na wspieraniu ich. Bo czymś normalnym jest, że na pewnym etapie dziecko odmawia współpracy – ma kryzys, nie chce mu się. Ważne natomiast, żeby w takich momentach, a zwykle pierwsze zniechęcenie przychodzi już po trzech, czterech miesiącach, nie poddawali się także rodzice. Zachęcamy, by wtedy koniecznie przyjść do nas. W takiej sytuacji możemy podbudować dziecko, nakierować, zachęcić do powrotu do nowego stylu życia. Proces leczenia otyłości często przypomina góry i doliny. Dlatego rok to minimum.
Na ile efekty zaniedbań żywieniowych są odwracalne?
W stu procentach. Pierwszą i najczęstszą diagnozą w przypadku otyłości jest insulinooporność. Aby zdusić ją w zarodku, trzeba zadbać o trzy kwestie: odpowiednie odżywianie, regularny ruch i redukcję masy ciała. Jeśli te warunki zostaną spełnione, mamy gwarancję, że się wycofa. Zaniedbanie tego problemu spowoduje, że za kilka lat trzeba będzie walczyć u dziecka z cukrzycą typu II, bo insulinooporność to pierwszy krok w jej stronę.
Które z dzieci najchętniej współpracują? Jest jakaś reguła?
To młodzież w wieku 13-17 lat. Chcą coś zmienić. Przeszkadza im masa ciała, mają kompleksy z tego powodu i z reguły są nastawione bardziej pozytywnie do problemu. Młodsze dzieci nie do końca rozumieją, co się dzieje, dlatego uwrażliwiamy rodziców, by w domu nie robić rewolucji żywieniowych. Zmiany muszą być wprowadzane małymi krokami, żeby dziecko jak najmniej odczuło, że coś się zmienia. Oczywiście zalecenia są inne na każdym etapie leczenia i w zależności od wieku naszych pacjentów.
Co jest ważne w profilaktyce otyłości dzieci?
Uważam, że podstawę stanowi chodzenie z dzieckiem na bilanse, ponieważ lekarzowi łatwiej wychwycić, że masa ciała dziecka jest zbyt duża i trzeba zacząć działać. Rodzic często jest nieświadomy – kocha dziecko niezależnie od tego, jak ono wygląda, i często w ogóle nie widzi problemu. Profilaktyka to zatem chodzenie na bilanse i słuchanie dzieci. Bo czasami dziecko zauważa, np. kupując ubrania, że trzeba wybierać większy rozmiar, sygnalizuje to rodzicom. Mówi np., że chciałoby zapisać się na siłownię albo inne zajęcia sportowe. Czasem rodzice bagatelizują problem: po co ci to, nie ma czasu, jesteś za młody, daj sobie spokój. To trochę lekceważenie dziecka. My stawiamy na świadomość, jak ważne w życiu są codzienny ruch i właściwe odżywianie. Często rodzice są przekonani, że skoro ich pociecha ma w szkole w-f, to wystarczy. A bywa przecież różnie – niektóre dzieci faktycznie ćwiczą, a niektóre nawet się nie przebierają. Nie ma więc co liczyć tylko na szkołę. Trzeba słuchać dziecka, jego potrzeb. Mówiąc o profilaktyce, prosimy, by robiąc większe zakupy, nie kupować za dużo słodyczy. W każdym domu jest taka półka albo szuflada przeznaczona na słodycze. Kupujemy często na zapas – bo może ktoś wpadnie na kawę, bo idzie weekend. A najczęściej jest tak, że to, co kupione, zjada się od razu, albo łapią się za to nasze pociechy.
Dziękuję za rozmowę.
Monika Lipińska