Wentylowanie
Nurowska (jak tłumaczy Holland - w wyniku swojego rozgoryczenia, gniewu i bezradności) poinformowała na portalu społecznościowym, że zrobiła laleczkę prokuratora Piotrowicza i wbija w nią szpilki, wyrażając jednocześnie nadzieję, że jego dni są policzone. Po namyśle stwierdziła jednak, że zadowoliłby ją mały wylew i paraliż albo jakakolwiek choroba tegoż, która by go usunęła ze sceny politycznej.
Namysł pisarki był konsekwencją reakcji na jej pierwszy wpis właśnie Agnieszki Holland, która wyraziła swój sprzeciw wobec kary śmierci, jednocześnie informując publikę, że za sprawą wspomnianej laleczki poczyniła w młodości dwa skutki śmiertelne, ale – sobie i córce – obiecała, że już więcej żadnego voodoo nie wykona. Do interesującego dialogu odniosła się posłanka Pawłowicz, nazywając powyższe panie lewackimi „elitami”. Wszystkie te zwierzenia umieszczono jak należy, w sieci, przed całym mającym sieciowe zalogowanie narodem. Zaczął się sieciowy kontredans. Użyto wielu figur, które raczej trudno nazwać towarzyskimi.
I właśnie wtedy pani Holland wpadła na pomysł wentyli. Czyli przymusu odreagowania rozpaczy i „tragicznej sytuacji, w jakiej (pisarka – przyp.) musi żyć od ponad dwóch lat”. Wpis Nurowskiej uznała za dowcip, zaś Pawłowicz określiła mianem zadeklarowanej katoliczki, która „serio wierzy w voodoo i się go boi”.
I to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Odwracanie kota ogonem, wyśmiewanie i słowotok. Toteż ostatecznie zostało przez ww. elitę ustalone, że zarówno pani Pawłowicz, jak i inne osoby, które wpis pisarki Nurowskiej oburzył, uskuteczniają mowę nienawiści, są ciężko kapujące i po prostu nie rozpoznały dowcipu oraz finezji artystki. Ta zaś swoje poczucie humoru i finezję udowodniła w kolejnym poście. Komentując znane zdjęcie Marka Chmaja i Małgorzaty Wasserman z posiedzenia komisji śledczej ds. Amber Gold, nazwała przewodniczącą komisji durną babą. Bez tłumaczenia Agnieszki Holland można by to określenie uznać za obraźliwe. Ale to pewnie tylko wentyl.
Nie wiadomo też jeszcze, czy telewizyjne opowieści profesor Magdaleny Środy o zjazdach, na których pojawiała się czarownica „prosto z Salem” i uczyła „różnych rzeczy” należy przyjąć serio, czy jako finezyjną wentylację. Wiadomo natomiast, że uchylając rąbka tajemnicy, profesor Środa zdradziła, iż podczas spotkań „w noc Walpurgii albo w głęboką noc bogini Hekate […] gry i wtajemniczenia trwają do samego rana. Efekty tego, oczywiście, widać potem w życiu politycznym”.
Kto się podejmie roztłumaczyć, jakie to efekty?
Anna Wolańska