Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Węzeł hipotetyczny

Tegoroczny Adwent przebiega, a przynajmniej tak wynikałoby z przekazu medialnego, w cieniu sporów o Trybunał Konstytucyjny. Co prawda przynajmniej w części dywagacji nad przyczynami tego sporu nawet dotychczasowa przewodnia siła narodu zaczyna przyznawać, że powołując dwóch sędziów, dziewicą raczej nie była, ale napięcie i tak jest wielkie.

Zamieszanie to odwraca jednak uwagę naszą od innych spraw, które dość ciekawie opisują i w miarę tłumaczą naszą rzeczywistość. Być może jest to przypadek, ale i działań skoordynowanych wykluczyć nie można. W końcu tam, gdzie mętnieje woda, łatwiej jest łowić ryby, gdyż same wpadają w ręce, poszukując czystej przestrzeni.

Pośród wielu newsów, które nie doczekały się jakiegokolwiek oddźwięku społecznego przytłumione sprawą sędziowską, było doniesienie o działaniach dwóch pań żyjących ze sobą w tzw. związku partnerskim, które postanowiły na ścieżce sądowej dochodzić „prawa do związku małżeńskiego”. Przy czym odgrażają się one już na wstępie, że jeśli polski wymiar sprawiedliwości im tego nie zagwarantuje (a biorąc pod uwagę zapisy konstytucyjne jest to pewne), to realizacji swoich marzeń będą szukać przed sądownictwem strasburskim. W ich wypowiedziach ciekawym jest nie tyle samo działanie na rzecz wydumanych praw, lecz stwierdzenie, iż dzisiaj żyją one połączone „świętym węzłem hipotetycznym” (!?!). Cóż, można by powiedzieć, że ludzki język jest giętki i zniesie każdą bzdurę, jednakże w kontekście społecznym wypowiedź ta jest nie tyle frapująca, ile raczej zastanawiająca. Bo, rozkładając ją na części pierwsze, wypada zadać dwa proste pytania: kto lub co świadczy o świętości tego związku oraz co oznacza jego hipotetyczność? A w odpowiedzi na te pytania – jak w soczewce – skupią się problemy współczesnego społeczeństwa. Biorąc pod uwagę chociażby tylko pojęcie świętości, zauważyć można natychmiast odejście od koncepcji chrześcijańskiej wypracowanej na przestrzeni wieków. W chrześcijaństwie świętość związana była ze ścisłym związkiem z Bogiem (w przypadku świętych stygmatyków ów związek był tak silny, że nawet w sferze fizycznej stanowił odwzorowanie Jezusa). Ten związek z Bogiem możliwy był dzięki – z jednej strony – przyjęciu łaski uświęcającej, z drugiej zaś strony wynikał z osiągniętej na miarę możliwości człowieka doskonałości naturalnej. Tak pojęta świętość realizowała się w triadzie: związek z Bogiem – łaska – natura. Już na pierwszy rzut oka widać, że „związek” owych pań świętości pojętej po chrześcijańsku nie realizuje. Odrzucenie nauki Bożej, zawartej chociażby tylko w Piśmie Świętym, powoduje zamknięcie na łaskę Bożą, a odejście od natury uniemożliwia doskonalenie naturalne. O związku z Bogiem raczej też mówić nie można. Jaka więc „świętość” jest zawarta w tym związku? Ano tylko ta, która pozwala dzisiaj ogłaszać „medialną świętość” chociażby księżnej Diany, która choć niemoralnie się prowadziła, to jednak zyskała celebrycką sławę. Świętość w społeczeństwie postchrześcijańskim (a więc także postzachodnioeuropejskim) może oznaczać tylko jakąś formę empatii, rachityczną z natury, gdyż nie opartą o prawdę, a jedynie o mniemanie czy też ideologię.

Mniemam, że…

Jeszcze bardziej zastanawiająca w kontekście dzisiejszej kultury jest owa „hipotetyczność” związku obu pań. Zakłada ona nie tyle poznanie prawdy, ile raczej domniemanie, czy też przyjęcie (choć jakoś uprawdopodobnionego, ale tylko) założenia odnośnie świata. Można zadać więc pytanie: czy hipotetyczny jest sam związek, czy też to, co się dzięki niemu zyskuje? Hipotetyczność samego związku oznacza, że osoby w nim żyjące przekazują nam prostą informację: żyjemy w czymś, co być może jest związkiem, ale tego do końca nie wiemy. Zaś hipotetyczność zyskiwania w tymże związku oznaczałaby, że do końca nie mamy pewności, co właściwie ten związek nam daje. Innymi słowy: nie wiem, czy jestem z kimś związany i nie wiem, co właściwie przez to zyskuję, ale trwam w tym stanie, choć niczego nie jestem pewien. Brzmi durnie? A czy to moja wina? Jednak właśnie w tym wyraża się współczesna kultura, w której niepewność jest uzasadnieniem przyjmowania arbitralnego wszelkich rozwiązań społecznych, a brak odniesienia do prawdy uzupełniany jest wprzód przyjętymi założeniami ideologicznymi. Można to zauważyć w całej plejadzie przyjmowanych rozwiązań społecznych, poczynając od tzw. globalnego ocieplenia, na podejmowaniu kredytów i decyzji zakupowych kończąc. Owo „być może” nabrało dzisiaj wręcz boskiego znaczenia. Podstawą dla niego jest odejście od uznania istnienia Boga jako przyczyny i zasady wszelkiego istnienia. W tak opróżnionym świecie istotą nadrzędną staje się człowiek i to jako jednostka, opierający swoje działania nie tyle na rozumie, ile na nieoświeconej przez intelekt woli. Mówiąc prościej: działania dzisiejsze motywowane są nie poznaną prawdą, ale zasadą: chcę, więc tak jest.

Obalanie ołtarzy

Takie społeczne istnienie człowieka prowadzi wcześniej czy później do zanegowania tego, co związane jest z tradycją i przeszłością. Przyjęcie tradycji jako wyznacznika współczesnych postaw oznaczałoby bowiem przyjęcie jakiejś obiektywnej podstawy moich działań, a więc odejście od li tylko ich wolitywnego uzasadnienia. Tradycja, nawet jeśli podejdziemy do niej w sposób twórczy, jest jednak samoograniczeniem woli jednostki. W tym kontekście nie dziwi przemilczenie przez większość środków społecznego przekazu w naszym kraju chociażby początku jubileuszu 1050-lecia chrztu Polski. Dziwi jedynie brak nagłośnienia przez sam Kościół tego wydarzenia, a nawet sprowadzenie go do roli opcjonalnego faktu na agorze współczesności. Wydarzenie to bowiem nie jest tylko konfesyjnym eventem, ale winno być i jest wydarzeniem kulturowym, bo samo z siebie było kulturotwórcze, o czym nie można zapominać. Oczywiście czynników owego zapomnienia może być wiele, ale nam nie można na nie przystawać. Znamiennym jest, że z początkiem jubileuszu zbiegły się akty profanacji Najświętszego Sakramentu w kilku kościołach na terenie Polski. Akty te nie były wystąpieniami przeciwko mniemaniom, ale przeciwko realnej (rzeczywistej) obecności Boga pośród tego świata. Rewolucja francuska, chcąc zniszczyć chrześcijaństwo, wprowadziła do świątyni paryskiej i posadziła na ołtarzu prostytutkę jako symbol nowej wiary. Dzisiejsza kultura czyni to w formie bardziej wyrafinowanej i zawoalowanej, ale ciągle dąży do jednego – uczynienia ludzkiego życia na tyle niepewnym, by można było z jednostką uczynić wszystko, co się zamarzy. Wszak przy wielości partnerów i hipotetyczności związku trudno ustalić ojcostwo dziecka.

Ks. Jacek Świątek