Historia
Źródło: WIKIPEDIA
Źródło: WIKIPEDIA

Wiary mej nie złamiesz!

„Bóg będzie się nimi opiekował. Oni będą strzec Jego wiary, wspominając, że ich dziad za wiarę skonał. Bóg ci zapłać, że mi śmierć przyspieszasz, ale wiedz, że wiary mej nie złamiesz!” - mówił, bity do nieprzytomności przez kozackich oprawców, Erazm Abramik. Świadectwo jego bohaterstwa to kolejna karta upamiętniająca martyrologię unitów podlaskich.

Represje, jakim poddawani byli unici, nie ominęły żadnej z grup społecznych. Kozacy znęcali się nad mężczyznami. Ofiarami ich sadyzmu padały kobiety i dzieci. Okrutny los nie ominął także ludzi starszych, trwających w wierności tradycji narodowej i wierze przodków. Zaprawieni cierpieniem i bogaci doświadczeniem - dobrym słowem, serdeczną zachętą, a nade wszystko przykładem do dziś uczą młode pokolenie, jak należy żyć i pracować, by z pożytkiem służyć Bogu, ojczyźnie i bliźnim.

Opis męczeństwa, jakie zgotowano najstarszym przedstawicielom unickiej społeczności, ks. Kazimierz Dębski SDB popiera licznymi przykładami niezłomnych, którzy do serca wzięli sobie słowa Jezusa: „Do każdego, kto przyzna się do mnie przed ludźmi, przyznam się i ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10,32). Na łamach książki „Bohaterstwo unitów podlaskich (1875-1905)” autor przywołuje m.in. świadectwo życia Szymona Józefaciuka. W mieszkaniu mężczyzny strażnicy znaleźli drukowaną polską pieśń. W następstwie „wykroczenia” mężczyznę odstawiono do więzienia. Po upływie roku powrócił wprawdzie do zrujnowanego pod nieobecność gospodarstwa, jednak wrogowie – jak się okazało – nie zapominają…

„Józefaciuk, bądźcie mądrzy, przecież macie swoje lata! Każę wam wszystko zwrócić, co z waszego gospodarstwa zostało zabrane i zdewastowane, przejdźcie tylko na prawosławie” – namawiał naczelnik powiatu radzyńskiego Kotow. „Panie naczelniku – odpowiedział starzec – moje ręce pracowały przez całe życie, składałem je codziennie rano i wieczorem do modlitwy przed Bogiem. Te ręce wypiastowały moje dzieci, a teraz piastują wnuki. Czyż możesz chcieć, panie, bym je teraz splamił podpisem i przyjął wiarę, której nie znam i – daj Boże! – już jej nie poznam do końca życia?”.

Jak relacjonuje jezuita, Kotow nie spodziewał się takiej riposty. „Poderwał się z krzesła, jak dziki zwierz rzucił się na starca, powalił go na ziemię, bił i kopał do utraty przytomności”. Józefaciuk nie był już w stanie o własnych siłach dotrzeć do domu, więc odwieziono go furmanką. Po kilku dniach zakończył życie.

 

Nie żal ci dzieci i wnuków?

Do ostatniej kropli krwi wierności odziedziczonemu po przodkach obrządkowi bronił także inny unita – Erazm Abramik. Taktyka działania wroga nie zmieniała się. Ks. Dębski sygnalizuje, że i Abramik do zdrady unii i przejścia na prawosławie początkowo był „usilnie” namawiany. Jednak w obliczu niepowodzenia kolejnych prób naczelnik Gołowińskij wyprowadził starca przed dom i na oczach całej rodziny oraz zgromadzonych ludzi kazał go Kozakom zmasakrować. Na widok mężczyzny leżącego w kałuży krwi dzieci i wnuki wołały: „Jak ty, herodzie, nie zważasz na starość tego człowieka? Bóg cię skarze!”. Naczelnik, śmiejąc się ironicznie, podszedł do starca, by – jak opisuje jezuita – nadal namawiać go do odstępstwa: „Słuchaj, stary, żal mi ciebie, nie zasługujesz na taką ciężką i poniżającą karę, a drugi raz tego nie zniesiesz i umrzesz. Czyż nie żal ci twoich dzieci i wnuków, które płaczą nad tobą?”. „Nie żałuję ich, panie – odpowiedział, z ledwością łapiąc oddech, Abramik. – Bóg będzie się nimi opiekował. Oni będą strzec Jego wiary, wspominając, że ich dziad za wiarę skonał. Bóg ci zapłać, że mi śmierć przyspieszasz, ale wiedz, że wiary mej nie złamiesz”.

Stanowczość mężczyzny wprawiła w szał naczelnika. Rozkazał Kozakom bić go bez opamiętania. „Starzec nie dawał już żadnych oznak życia, a kaci wciąż go bili…” – relacjonuje autor książki. Wyjaśnia jednocześnie, iż pogrzeb nowego męczennika odbył się w dzień i po katolicku. „Strażnicy nie mieli odwagi przeszkadzać, bo cała okolica brała udział w pochówku” – podsumowuje.

 

Morderco, czemu się znęcasz?

Za przykład niezłomnego bohaterstwa posłużyć może także postawa Teodora Osipiuka. „Tyś buntownik, ty namawiasz chłopów do buntu!” – usłyszał, stając w Janowie przed naczelnikiem Kutaninem. „Ja nikogo do buntu nie namawiam” – odezwał się starzec, dodając: „Wszyscy tu wiedzą, że wiary ojców należy się trzymać!”. Naczelnik podniósł głos: „Ja cię każę ze skóry obedrzeć!”. „Ja się śmierci nie boję” – odpowiedział Osipiuk. – Niedawno zabiliście mojego brata broniącego kościoła w Pratulinie, to i mnie możecie zabić!”. Nie mogąc złamać stanowczości unity, Kutanin nakazał strażnikom wymierzyć mu chłostę, a następnie zamknąć w podziemiach miejscowego kościoła. „Osipiukowi dano kilka sucharów i dzbanek wody. Jakiś litościwy Kozak wcisnął mu do ręki świeczkę i zapałki. W podziemiach starzec ukląkł, pomodlił się za zmarłych, zjadł suchary, popił wodą i położył się spać” – pisze ks. Dębski. Wspomina też, że kiedy po dwóch dniach wyprowadzono z podziemi zakutego w kajdany i bladego Osipiuka, stojący tłumnie przed kościołem ludzie sądzili, że się złamał i podpisze odstępstwo. „No i jak, dobrze ci tam było z nieboszczykami?” – drwiąco spytał naczelnik. „Lepiej niż z żywymi” – usłyszał w odpowiedzi. – Tam byli katolicy, a oni mnie wspierali u Boga”. „Podpiszesz?” – denerwował się naczelnik. I chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi: „Możecie mnie znowu do lochów wsadzić. Ja wolę między umarłymi leżeć i na śmierć czekać. Jest tam przynajmniej miejsce uświęcone!”.

„Kutanin doskoczył do Osipiuka, chwycił go za gardło i bił pięścią po twarzy. Tłum poruszył się, przybrał groźną postawę i wołał: «Morderco, czemu się znęcasz? Strzelaj, jak chcesz, ale nie bij! Napij się krwi ludzkiej morderco!». Posypały się wyzwiska i grad kamieni… Naczelnik uciekł do gmachu kancelarii”. W konsekwencji zajścia starca zesłano do Syberii, gdzie zmarł.


Żałosny obraz bestialstwa  

Osobny wątek w odsłanianiu kolejnych stron historii poświęconych męczeństwu unitów dotyczy „domowych przyjaciół”. Tym określeniem ks. Kazimierz Dębski SDB, autor przywoływanej w ramach comiesięcznego cyklu książki, upamiętnia zwierzęta, które niejednokrotnie dzieliły los swoich gospodarzy…

„Z powodu prześladowania unitów cierpieli bowiem nie tylko ludzie, ale również przyroda i zwierzęta domowe” – dowodzi jezuita, argumentując, iż służalcy cara niszczyli domy, zabudowania gospodarcze, sprzęt rolniczy; w bestialski sposób pastwili się też nad bydłem.

Znając przywiązanie ludu wiejskiego do zwierząt hodowlanych, Kozacy poruszyli czułą strunę… Na potrzeby wojska – jak opisuje autor „Bohaterstwa unitów podlaskich (1875-1905)” – wybijano krowy, woły, owce, trzodę chlewną i drób, a czyniono to w sposób bestialski! „Do uboju używano tępych narzędzi, którymi zwierzę raczej piłowano, by na oczach właściciela jak najdłużej się męczyło” – wspomina. Próbami nacisku na opornych unitów było m.in. ganianie koni z pustym wozem po drodze czy zakaz wypędzania bydła na pastwisko przy jednoczesnym powstrzymaniu się od karmienia go i pojenia w oborze.

Ks. Dębski podaje m.in. przykład jednego z wyrobników z Rogowa, któremu pozostała już tylko jedna krowa i cielę. Radość rodziny nie trwała jednak długo… Kiedy po krowę zgłosili się strażnicy, ojciec przypadł do nóg naczelnikowi, dzieci poklękały jak do modlitwy, matka objęła za szyję ostatnią „żywicielkę”… „Zostawcie ją dla chorych dzieci” – prosili. Odpowiedź mogła być tylko jedna: „Jak przyjmiecie prawosławie…”. Stanowcze „nie!” gospodarza i jego słowa: „To zostawcie ją przynajmniej dla tego małego cielaczka, bo bez matki zmarnieje na dobre”, rozsierdziły strażników na tyle, że na oczach rozpaczającej rodziny bagnetami zakłuli ryczące zwierzę.

Inny obraz ponurego bestialstwa miał miejsce w parafii Rudno. „W mroźny dzień spędzono gospodarzy na drogę, gdzie przy płocie stały uwiązane ich krowy. Naczelnik spytał wieśniaków: «Czy przyjmujcie prawosławie?». Usłyszał jednogłośną odpowiedź: «Nie!». Wtedy wydał rozkaz: «Zbijać rogi!»” – opisuje jezuita. Wobec dalszego oporu gospodarzy nakazał kłuć zwierzęta w nogi. Jego ostatnia komenda brzmiała: „Dobijać!”. Ks. Dębski wspomina, iż z przeraźliwym rykiem bydląt mieszał się lamet ludzi: „Okrutnicy, zabijcie i nas, jak zabiliście nasze bydlęta!”.

„Była to okrutna próba przełamania stanowczej postawy unitów, szatańska gra na uczuciach ludzkich i żałosny obraz bestialstwa” – puentuje.

AW