Historia
Źródło: Kancelaria Premiera RP
Źródło: Kancelaria Premiera RP

Wiatr nasze ślady pozacierał

Podczas zebrania sprawozdawczo-wyborczego włodawskiego koła Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej na kolejną kadencję prezesem został wybrany kpt Edmund Brożek. Z okazji 25 lat pełnienia zaszczytnej funkcji społecznej złożono mu życzenia.

W spotkaniu zorganizowanym 20 lutego w sali konferencyjnej starostwa powiatowego uczestniczyli członkowie zarządu koła: Marianna Galewska, Marzena Trociuk, Danuta Wieliczko, Mariusz Zańko, Anna Samczuk, Wiesław Holaczuk, Alina Szczepanik, Wiesława Bylina i Zbigniew Woszczyński. Obecny był wicestarosta powiatu włodawskiego Adam Panasiuk oraz sekretarz Stowarzyszenia Rodzina Katyńska we Włodawie Leszek Głogowski. Aktualnie koło włodawskie ŚZŻAK liczy 42 członków. Edmund Brożek, syn Jana i Antoniny, urodził się 21 lutego 1926 r. w Dominiczynie (obecnie gm. Urszulin). Od początku II wojny światowej w domu Brożków odbywały się zebrania konspiracyjne Armii Krajowej. 4 lutego 1943 r. E. Brożek wraz z kilkoma osobami został aresztowany przez Niemców wskutek podejrzenia o przynależność do AK.

Po uwolnieniu z aresztu zaproponowano mu wstąpienie do oddziału partyzanckiego. Od końca marca 1944 r. służył w zgrupowaniu AK pod dowództwem mjr. Bolesława Flisiuka ps. Jarema vel Zawisza, w 2 kompanii kierowanej przez Stanisława Parzebudzkiego ps. Mars. Brożek wraz z oddziałem brał udział w wielu akcjach zbrojnych przeciwko Niemcom, m.in. 8 maja 1944 r. w okolicy Wyryk i Adampola; 17 czerwca 1944 r. w okolicy Woli Wereszczyńskiej – gdzie oddział AK pomagał partyzantom radzieckim okrążonym przez oddziały niemieckie; 22 lipca 1944 – w ostatniej akcji przeprowadzonej w okolicy Puchaczowa, podczas której dokonano rozbrojenia żołnierzy niemieckich.

Kiedy po ostatniej akcji, dowództwo radzieckie zaproponowało wcielenie oddziałów AK obwodu Włodawa w szeregi armii radzieckiej, na co Polacy się nie godzili, oddział AK został rozwiązany. Brożek wrócił do Dominiczyna, ukrywając się przed aresztowaniami.

 

„Wywiozą was na Sybir”

– Gdy powróciłem do domu z partyzantki AK – 7 pp 3 batalionu Inspektorat Chełm Obwód Włodawa pod dowództwem mjr. Bolesława Flisiuka ps. Jarema, do Dominiczyna, gdzie mieszkałem, przyjechało trzech mężczyzn w cywilnych ubraniach – opowiada E. Brożek. – Zażądano, aby sołtys zwołał wszystkich mieszkańców, a szczególnie tych, którzy byli w partyzantce. Zgłosiliśmy się, ale zauważyliśmy, że nasza wieś jest obstawiona przez wojsko różnych formacji w polskich mundurach. Namawiano do współpracy z nową władzą. Nam, żołnierzom, na zachętę obiecywano pracę na dobrych warunkach – wspomina.

Ale cel był inny. Podstawiono kilka samochodów ciężarowych z inwentarzem. Byłych partyzantów zawieziono do Lublina, na Krakowskie Przedmieście. Następnego dnia mieli się zgłosić – na wezwanie przebranych w cywilne ubrania enkawudzistów – na Majdanek. Tadeusz Tomaszewski ps. Bystry lis, Józef Krzowski ps. Katobicz poszli do swoich znajomych, zasięgnąć informacji. Po jakiejś godzinie wrócili z dwoma mężczyznami, którzy powiedzieli: „Koledzy, jak zgłosicie się na Majdanek i nie przyjmiecie współpracy, to was wszystkich internują i wywiozą na Sybir”.

– Noc spędziliśmy u ich rodzin, w piwnicach. Nazajutrz uciekliśmy z Lublina, kierując się na Dominiczyn. Szliśmy pieszo, w odstępach po jednym, dwóch, aby nie budzić podejrzeń. Drugiego dnia już był zorganizowany za nami pościg – wspomina Brożek.

 

Życie w ukryciu

Wraz ze stryjecznym bratem Czesławem Brożkiem ps. Kozioł Edmund krył się u znajomych i krewnych poza miejscem zamieszkania. Najczęściej w Kopinie koło Cycowa. – Ze zrozumiałych względów mieliśmy trudności z ukrywaniem się w mieszkaniach. Spaliśmy więc w stajniach, brogach. Nabawiliśmy się świerzbu – mówi o ciężkich dniach.

W ukryciu spędził dwa lata – od 22 lipca 1944 do kwietnia 1946 r. Kryjówki były różne. W Skorodnicy przebywał w pustym mieszkaniu, którego właściciel wyjechał do Lublina. Potem kolejno przebywał u Marii i Binka Braunów w kolonii Nowina, w Kopinie u Pleskotów, Sawickich, Kozłowskich, u kuzynki Lodzi Józefczuk… – Pewnego dnia przyszły do Lodzi zaprzyjaźnione sąsiadki. Zauważyły dwóch enkawudzistów. Błyskawicznie ukryły mnie w alkierzu. Stamtąd wszystko słyszałem – tajniacy pytali o inne pomieszczenia. Kiedy Lodzia pokazała pokój po drugiej stronie korytarza, spadł mi kamień z serca. Chociaż mnie nie znaleźli, musiałem się przenieść w inne miejsce. Chowałem sie w stertach słomy czy siana na brogach. Enkawudziści często wpadali do mojego domu i pytali o mnie. Matka nawet nie wiedziała, co się ze mną dzieje. Ojciec przynosił mi wieczorem jedzenie, zawsze o innej porze – mimo upływu lat opowiada ze szczegółami.

 

Wizyta w domu

Wieczorem pewnego dnia Edmund przyszedł do domu, żeby zmienić bieliznę i zjeść coś ciepłego. Matka szybko zaczęła przygotowywać jego ulubione kluseczki z kaszą jaglaną. Jednak cały czas zachowywał czujność. Rozmawiając z matką, siedział przy kuchni i ciągle zerkał na okno. W pewnym momencie zauważył wchodzącego do sieni schylonego enkawudzistę. Jego sylwetkę odbijał blask stojącej na okapie kuchni lampy naftowej…. – Błyskawicznie odepchnąłem siostrę Adelę, która stała w drzwiach do pokoju. Wpadłem tam, otworzyłem okno i wyskoczyłem do ogrodu. Nasze zabudowanie przylegało do lasu. Później wszyscy się dziwili, że otwierając okno, nawet nie wywróciłem kwiatów – opowiada. – Gdy enakwudzista wszedł do kuchni, widząc, że matka jest zmieszana i przestraszona, zapytał: „Czuho się tak zpuhali…?”. Na co matka odpowiedziała: „Nie wiem”. Więcej nie przychodziłem do domu – wspomina E. Brożek.

Jesienią 1944 r., kiedy zbliżała się mroźna zima, niemożliwe stało się spanie w stertach. Na miejsce noclegu wybierał więc obory. Najlepiej – jak opisuje tamte trudne chwile pan Edmund – spało się w stajniach, przy koniach, bo pod żłobami było najczyściej.

– Bardzo ciągnęło mnie do młodzieży. Bywało, że zachodziłem na zabawę. Koleżanki prosiły mnie, abym zagrał na skrzypcach polkę. Nie można im było odmówić. Gdy zagrałem, żeby ochłonąć, wychodziłem na zewnątrz, ponieważ w środku było dużo młodzieży. Przeziębiłem głowę, na ciele pojawiły się małe, swędzące krosty. Zachorowałem na tyfus plamisty. Przez miesiąc leżałem nieprzytomny – opowiada.

 

Nie udało im się mnie upokorzyć

Kiedy zakończyły się wywózki na Sybir, prześladowania trwały nadal. W 1948 r., kiedy SB i KBW nasiliły swoją działalność, E. Brożek wielokrotnie poddawany był nagabywaniu. Jednak nie chciał współpracować z „funkcjonariuszami”. W konsekwencji w momencie zakładania spółdzielni produkcyjnej zabrano Brożkowi wszystkie grunty orne. Nie miał czym wyżywić koni i krów. Pola pozyskał po ludności ukraińskiej – po akcji „Wisła” leżały one odłogiem.

– Nie udało im się mnie upokorzyć! Szukano różnych metod, aby mnie złamać. W Żdżarce oddano mi część gruntów, miałem razem 8 ha i 10 arów. Babcia żony Teofila Kowalska odpisała mi swoje gospodarstwo 4 ha i 20 arów. Druga babcia Franciszka Kupisz – 3 ha i 80 arów. I znowu był kłopot. Po scaleniu gruntów, miałem łącznie 16 ha. Okrzyknięto mnie kułakiem i naliczono podatek gruntowy – for. Kiedy sołtys Władysław Brzozowski przyniósł nakaz płatniczy, moja żona, widząc sumę, zemdlała z rozpaczy. Znów chciano mnie złamać. Musiałem się bronić. Odpisałem bratu Stefanowi 4 ha i 20 arów. Pozwoliłem na budowę spółdzielni produkcyjnej w Wytycznie na pozostałych gruntach. Pozbyłem się własnej ziemi – wspomina Brożek.


E. Brożek w czasie II wojny światowej brał udział w wielu akcjach zbrojnych przeciwko okupantowi. Za swoją działalność otrzymał wiele orderów i odznaczeń, m.in. Krzyż Armii Krajowej, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Złoty Medal Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, Pro Patria oraz godność „Primus civis Vlodaviae”.

Joanna Szubstarska