„Widzimisię” w natarciu
Wydawać by się mogło, że to wynik swoistej psychozy związanej z przeżywaniem przez ludzi końca jakiegoś odcinka czasu. Trwałość tych rewelacji do dnia dzisiejszego każe jednak zastanowić się, czy nie mamy do czynienia z pewną tendencją w mentalności współczesnego człowieka. Nastawienie na niezwykłość, poszukiwanie mocnych doznań, zwracanie uwagi na sensacyjność zdarzeń, a zwłaszcza poszukiwanie oryginalnych i niepowtarzalnych doświadczeń zdaje się dominować we współczesnym przeżywaniu rzeczywistości. Także rzeczywistości wiary.
Co jest fundamentem?
Dlaczego właśnie o wierze mowa? Otóż kryzys cywilizacyjny, którego doświadczamy w łonie tego, co nazywamy światem zachodnim, związany jest przede wszystkim z wiarą i religią. Specjalnie mówię o wierze i religii, gdyż jedna z tych rzeczywistości odnosi się do wewnętrznych doznań i życia ludzkiego, a druga (bazując na pierwszej) objawia się w zewnętrzności, manifestując się nie tylko na polu obrzędowości, ale również w ramach szeroko pojętej kultury. Zasadniczym rysem kryzysu cywilizacyjnego, który dotyka ludzkość Zachodu, jest kwestia antropologiczna. Pytanie o rolę pojedynczego człowieka w całokształcie rzeczywistości, jego rolę w kształtowaniu nie tylko urządzeń dnia codziennego, systemów społecznych czy układów ekonomicznych, ale przede wszystkim odniesienie do obiektywnej prawdy i dobra, a konkretnie mówiąc: dylemat między podporządkowaniem się człowieka prawdzie i dobru, stanowią osnowę dzisiejszego kryzysu cywilizacyjnego.
Ta kwestia nie jest obojętna także w przeżywaniu relacji z Bogiem (jakkolwiek się go pojmuje, a może właśnie dlatego). Również Kościół nie jest wolny od tego dylematu. Pojawiają się dzisiaj, także w jego łonie, głosy i postawy, które za główną przesłankę i potwierdzenie prawdziwości przeżywania wiary biorą silne przekonanie jednostki do głoszonych przez siebie tez lub podejmowanych decyzji moralnych. Treść wiary schodzi na dalszy plan, ponieważ stanowi swoistą zmienną, dowolnie ustanawianą w równaniu wiary, gdzie stałą i przekonującą jest pewność jednostki, że ma się w posiadaniu prawdę o zbawieniu nie tylko siebie, ale i innych. Innym przejawem tej samej postawy w dziedzinie wiary jest redukowanie treści dogmatycznych do pewnych (dowolnie lub według jakiegoś klucza) wybranych tez, z odrzuceniem całokształtu depozytu wiary.
Niektórzy w takim działaniu dopatrują się działań heretyckich lub przynajmniej wynikającego z niewiedzy dyletantyzmu. Wydaje się jednak, że takie postawy mają swoje głębsze uzasadnienie. Problemem jest traktowanie własnego ja jako wyroczni we wszelkich sprawach. Zdanie: „Każdy ma swoją prawdę” jest tylko popłuczyną procesu wywyższania własnego ego i przyznawania mu roli jedynego stróża prawdy. Przy czym ów proces jest o tyle niebezpieczny, że odbywa się pod przykrywką troski o silne przeżywanie wiary i doświadczanie „prawdziwego kontaktu z Bogiem”.
Nowe oblicze starej gnozy
Umiejętność zdobywania wiedzy i rozwijanie swoich zdolności rozumowych pozwala dostrzegać, że to, co jest dzisiaj nowością, bardzo często już wcześniej miało miejsce w historii i nie potrzeba zbyt wiele, by rozpoznać powracającą falę. Podobnie rzecz ma się w tym przypadku. W dziejach myśli ludzkie znane jest zjawisko gnozy. Dzisiaj gnoza redukowana jest zazwyczaj do wierzeń gnostyckich z II i III w. po Chrystusie. Jednakże badania wykazują, że gnoza jako zjawisko mentalne jest dużo wcześniejsze od samego chrześcijaństwa i pojawia się nie tylko na terenie religii, ale również innych dziedzin ludzkiego ducha. Mentalność gnostycka charakteryzuje się silnym przekonaniem, że posiada się prawdę zakrytą przed oczami ogółu, dostępną tylko wybranym, ale równocześnie jedyną mogąca zbawić całą ludzkość. Taka postawa nie dopuszcza możliwości pomyłki ze strony człowieka głoszącego prawdę, a każdy atak bądź poddanie jej w wątpliwość jest odbierane jako atak na osobę głoszącą daną tezę.
Widać więc jasno, że to, co dokonuje się dzisiaj na gruncie cywilizacji zachodniej, to w gruncie rzeczy odnowienie się starego jadu gnozy. I nie dziwne, że właśnie ta cywilizacja jest atakowana przez gnostyków. Ponieważ zasadniczy element zachodniej cywilizacji stanowi dyskurs, tzn. dochodzenie do prawdy na ścieżce dyskusji, gdzie najważniejszą bronią jest argument, i to argument racjonalny, a nie emocjonalny. Z przeżyciami nie można bowiem dyskutować – bo jaka dyskusja może mieć miejsce, gdy kogoś coś boli lub odczuwa on euforię?
Cywilizacja Zachodu, której znamionami są katedry i uniwersytety, jest zgoła czymś odmiennym od gnozy, ukazującej się dzisiaj w sposób jawny. Dlatego niektórzy w łonie Kościoła głoszą hasła odejścia od tego, co jest „naroślą” kultury zachodniej, dzięki czemu mamy dotrzeć do prawdziwego oblicza chrześcijaństwa. Problem w tym, że cywilizacja zachodnia jest tak głęboko zrośnięta z chrześcijaństwem, że upadek jednego pociąga za sobą zniszczenie drugiego.
Czy jest z tego jakieś wyjście?
Ależ oczywiście, że tak. Dokonać się ono może w dwojaki sposób. Po pierwsze, trzeba odbudować kulturę intelektualną, zwłaszcza w łonie Kościoła. Ludzie wiary nie mogą bać się logicznego myślenia, a dowodzenie prawd wiary za pomocą argumentów rozumowych wydaje się dzisiaj koniecznością. Ukazanie spójności i zwartości prawd wiary chrześcijańskiej jest tym, co ukaże „splendor veritatis” (blask prawdy zarówno w wymiarze egzystencjalnym, jak i rozumowym). Dlatego katecheza powinna dzisiaj oscylować w kierunku pobudzania intelektualnego młodych i starszych.
Drugą ścieżką obrony przed gnozą jest wskazanie tradycji jako miejsca stanowiącego swoisty matecznik chrześcijańskiego sposobu życia. Nie można deprecjonować tego, co przez wieki nasi poprzednicy wnieśli do przezywania wiary, a wręcz przeciwnie – należy poznawać skarbiec Kościoła i kultury, aby go rozumieć i nim się ubogacać. I jeszcze jedno. Szczególnie dzisiaj trzeba stać mocno przy Piotrze – Biskupie Rzymu i przy Kolegium Apostołów. Wierność zwornikowi zawsze utrwala całą budowlę.
Ks. Jacek Świątek