Historia
Wielka wywózka

Wielka wywózka

Podstępne metody zwalczania oporu unitów przez M. Dobriańskiego doprowadziły najpierw do aresztowań osób wpływowych cieszących się autorytetem, pośredników, którzy umożliwiali dopełnienie sakramentów, i duchownych łacińskich, potem do wywozu całych rodzin. Wytropił on nawet misje jezuickie, które czasowo zawieszono.

Wydaje się, że realizował on projekt ówczesnego oficjalnego dziennika warszawskiego, który domagał się masowej deportacji unitów do świeżo przyłączonych do Rosji krajów środkowo-azjatyckich. Konsul francuski w Warszawie Boyard zawsze wstrzemięźliwy w raportach do swego rządu, tym razem nie wahał się nazwać tego wstrętnymi prześladowaniami i określił ten projekt jako jaskrawo sprzeczny z fundamentalnymi zasadami tolerancji religijnej, z minimum humanitaryzmu wymaganym od każdego narodu cywilizowanego.

August Zaleski, wydawca warszawskiego „Słowa”, korespondent „Czasu” krakowskiego, publikujący pod pseudonimem Baronowej XYZ, pisał o działalności Dobriańskiego:  „…Nadano mu dyktatorską prawie władzę. Podejrzenia jego są wyrokami. Chodzi on przebrany za unitę po wsiach i kościołach, ma całe zgraje akolitów, którzy klękają przy konfesjonałach, aby wypróbować księdza, czy bez kartki wysłuchuje spowiedzi… Dzięki tej robocie Dobriańskiego w cytadeli siedzi obecnie wielu podejrzanych o nakłanianie byłych unitów do oporu przeciw prawosławiu”. Jadwiga Łubieńska w swej kronice zapisała: „za instygacją jego, za rozkazem Hurki 1000 rodzin unickich w nocy przez żandarmów zaskoczonych, wywieziono kolejno partiami do guberni orenburskiej… Byli tam mężczyźni, kobiety, dzieci, starcy”. Liczbę tą potwierdził „Przegląd Kościelny” z 1888 r. wydawany w Galicji. Wywożenie zaczęło się od 19 lutego 1887 r. na podstawie decyzji gen. gub. Hurki. Zgodnie z treścią decyzji polecono najpierw wysłać z guberni siedleckiej 20 rodzin spośród najbardziej opornych. 25 lutego Hurko zwrócił się do bp. lubelskiego F. Jaczewskiego zarządzającego skasowaną diecezją podlaską, by do 1 marca 1887 r. utworzyć komisje, których zadaniem będzie weryfikacja wyznania unickiego (okazało się, że do trzeciego pokolenia). Jaczewski mimo nagłości zarządzenia dopiero 30 kwietnia posłał je dziekanom, zapewne mając na względzie dokonywaną już wywózkę. Tak o tej deportacji wspominał Piotr Szubarczyk z Polubicz: „W roku 1887 dn. 27 kwietnia w nocy, podczas gdy spałem, do naszego domu przyjechała policja na czele ze swym naczelnikiem i aresztowała mnie i moją całą rodzinę, tj. matkę moją i braci (ojciec Mikołaj już od 14 lat przebywał na zesłaniu – J.G.). Nawet nie dozwolili ubrać się, tylko wsadzili na furmanki, powieźli do miasta Białej. Przy tym naczelnik powiedział mnie i mojej rodzinie, tj. matce i braciom, że jeżeli przyjmiemy prawosławie, to oni nas odpuszczą do domu, ale my się na to nie zgodziliśmy, więc byliśmy wsadzeni do więzienia”. Dokładniejszy opis tego wydarzenia ukazał się w drukowanej w zaborze pruskim gazecie „Przyjaciel” wydawanej w Toruniu. W 45 nr. z 1887 r. tak o tym pisano: „Na mocy rozporządzenia rządowego przeznaczono do wywiezienia w stepy orenburskie 20 rodzin unickich. W guberni siedleckiej pow. radzyńskiego wywożenie unitów już się rozpoczęło. Dotychczas, o ile nam wiadomo, wywieziono dwie rodziny unickie ze wsi Polubicze i dwie ze wsi Rudno… Wywożenie odbywa się w następującym porządku: do wsi, w której rodziny unickie przeznaczono do wywiezienia, przybywa dwóch naczelników powiatu z wojskiem, Kozakami i policją. We wsi Polubicie, wśród nocy, wówczas gdy mieszkańcy pogrążeni byli w śnie głębokim, otoczono mieszkania wojskiem oraz policją i po pozostawieniu straży przy drzwiach i oknach, by nikt nie mógł umknąć, rozpoczęło się spisywanie przez wójta całego mienia ruchomego. Z mieszkania unitów literalnie nic nie pozwolą brać, nawet poduszek. Następnie całą rodzinę wśród płaczu i przekleństw wynoszą na przygotowane furmanki. Dom opieczętowują i zostawiają czterech wartowników dla pilnowania go w dzień i w nocy. Unitom wywiezionym z Polubicz zapowiedziano, że ruchomości ich nie będą sprzedawane. Ma to być kara, jak się wyraził naczelnik powiatu za upór, to jest za to, że nie chcą przyjąć prawosławia. „Rzeczy wasze niech marnieją i gniją za to, że nie jesteście posłuszni rządowi” – zakonkludował naczelnik. Z Polubicz rodziny unickie odwieziono do Białej”. W maju 1887 r. wiernych łacińskich z Wohynia przyłączono do parafii Komarówka. Pod datą 29 czerwca 1887 r. S. Żeromski, przebywający wówczas w Białej, zanotował w swym dzienniku: „Wracaliśmy ze zwykłego naszego spaceru, gdy nadszedł pociąg wieczorny. Na peronie stała gromada chłopów otoczona żołnierzami i żandarmami. Zbliżać się nie było wolno do nich. Unitów złapano wczoraj w nocy, pozwolono zabrać ze sobą 100 funtów rzeczy, zawleczono na stację, wepchnięto do wagonu. Obywatele miasta Biały są z tego rodzaju scenami oswojeni”. Autor nie dodał, ze więźniowie byli okuci w kajdany. Gazeta „Kurier Polski w Paryżu” przekazała to dokładniej: „Unitów (w Białej – J.G.) wyprawiono w następującym porządku: w procesji składającej się z uzbrojonego żołdactwa, prowadzono ich z zamku … Starcy kobiety i dzieci jechali na furmankach, a obok postępowali wolnym krokiem mężczyźni. Był to prawdziwy pochód pogrzebowy, w żałobnym orszaku, przyjął udział tłum składający się z kilkuset osób, który w taki sposób chciał uczcić „wytrwałość w wierze ojców” prześladowanej ludności unickiej. Dla oddania hołdu unitom, wysypało się literalnie całe miasto bez różnicy wyznania, płci i wieku… Katolicy, luteranie, prawosławni i Żydzi… odprowadzali wygnańców na dworzec kolejowy. Wkrótce rozległ się dzwonek, unitów wsadzono do wagonów i pociąg ruszył”.

Józef Geresz