Wielki Nieobecny
Kiedy jednak spytał ich, czy otrzymali już Ducha Świętego, na ich twarzach zobaczył zdziwienie. – Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje Duch Święty – wyznali z rozbrajającą szczerością. Okazało się, że przyjęli oni jedynie chrzest Janowy. Po ochrzczeniu ich w imię Pana Jezusa i włożeniu rąk, także oni otrzymali Ducha Świętego i prorokowali (por. Dz 19,2)
Tyle Dzieje Apostolskie. Ów fragment pobudził mnie jednak do refleksji, czy pod owym wyznaniem grupki efeskich uczniów nie mogłaby się – niestety! – podpisać część współczesnych chrześcijan. Nie mówię tu o totalnej niewiedzy na temat Ducha Świętego, albowiem coś tam pewnie pozostało z katechizmowych nauk; do tego obchodzona dorocznie uroczystość Zesłania Ducha Świętego na całkowitą niewiedzę w tej kwestii nie pozwala. Chodzi o coś innego. Odnosząc to do nieco innej sytuacji: można wiedzieć, kim jest Pan Bóg, wierzyć, że On istnieje – ale żyć tak, jak gdyby w ogóle nie istniał. Inaczej mówiąc – ateizm praktyczny. W takich sytuacjach nieoceniony jest zawsze św. Jakub i fragment jego listu: „Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą” (Jk 2,19).
Wracając do Ducha Świętego – ktoś nazwał Go kiedy Wielkim Nieobecnym. I nie chodzi tu bynajmniej o nieobecność w dziejach. Duch Święty jest obecny cały czas. Działa w Kościele, niejako „napędza” go, daje mu siłę i żywotność i sprawia, że ten Kościół jest wiecznie młody. To Duch Święty modli się w nas, gdy nie umiemy się modlić, to On działa w sakramentach świętych. W określeniu „Wielki Nieobecny” chodzi raczej o to, że za rzadko uświadamiamy sobie Jego obecność i jego działanie; że zdecydowanie za rzadko modlimy się do Niego. Bo, odpowiedzmy szczerze: Czy przed podjęciem ważnych życiowych decyzji modlimy się do Ducha świętego o światło? Nawet przerażeni zbliżającym się egzaminem maturzyści i studenci wołając do Pana Boga, mają na myśli raczej Boga Ojca lub Jezusa.
Dlatego warto odkrywać i poznawać, kim jest Duch Święty i jak ważne jest Jego działanie i obecność. Nie czas tu i miejsce na dokładne tłumaczenie (zainteresowanych tematem odsyłam do arcyciekawego wywiadu w niniejszym numerze). Warto sobie jednak uświadomić, że bez Ducha Świętego jesteśmy dosłownie bezradni. Posługując się słowami św. Pawła Apostoła: „Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem jest Jezus” (1 Kor 12, 3).
Na zakończenie jeszcze jedna – niestety trudna – kwestia. Bierzmowanie, nazywane też „sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej”, ze względów duszpasterskich udzielane młodzieży gimnazjalnej. Z tego też powodu sarkastycznie bywa nazywane przez niektórych „sakramentem uroczystego pożegnania z Kościołem”, odbywającym się w obecności biskupa, rodziców i duszpasterzy. Wiele w tym określeniu goryczy. Nie do końca się z nim zgadzam, ale rozumiem przebijające zeń pytanie: gdzie po bierzmowaniu są owi „dojrzali chrześcijanie”? Dlaczego wielu z nich znajduje drogę do kościoła wyłącznie od wielkiego święta, jeśli w ogóle? Gdzie tkwi błąd? Co zrobić, by rzeczywiście sakrament bierzmowania był ową pieczęcią, znakiem duchowej dojrzałości? Od razu mówię: nie znam odpowiedzi. Wiem tylko, że zmiana tego stanu rzeczy musi być rozłożona na lata, bo tego nie da się wprowadzić „odgórnie”. Tu musi nastąpić zmiana myślenia i postrzegania rzeczywistości. To sprawa wychowania… Oby Duch Święty sam zechciał tym procesem przemiany i wychowania do dojrzałości pokierować.
Ks. Andrzej Adamski