Wielkosobotnie
Inaczej niż współcześnie wyglądała też święconka. Nie był to niewielki koszyczek z symboliczną ilością pokarmów, ale potężnych rozmiarów kosz, do którego trafiała solidna porcja wędlin, jaj, pieczywa i ciast. – Na dno wkładano kilkanaście „gajdoków” [ziemniaków – przyp. red.], który potem jako pierwsze wysadzane były w pole. „Gajdoki” przykrywało się papierem i dopiero na to trafiał kawał mięsa z gnatem, najładniejsza blacha chleba i placka, ser (koniecznie z samego rogu), szklanka masła, soli, kaszy, jajka ugotowane na twardo, pisanki, kilka korzonków chrzanu, a na wierzch baranek zrobiony z krochmalu albo upieczony z ciasta. Święcone przybierano borowiem, barwinkiem, a jeśli ktoś miał, to także kwiatkami. Oczywiście nie mogło zabraknąć wyszywanej serwetki – opowiadała jedna z kobiet. Osoba, która wracała do domu ze święconką, musiała ustawić ją w takim miejscu, aby nie była przestawiana aż do końca świąt. Wierzono również, że przyniesienie do domu święconych pokarmów pozwoli zapobiec zagnieżdżeniu się robactwa.