Historia
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Wierni krzyżowi

O wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego mówił cały świat. Ale nie wszystkie wydarzenia są tak dobrze znane, jak protesty w kopalni „Wujek” czy na Wybrzeżu. Obrona krzyży we Włodawie to piękna karta naszego Kościoła.

Tamte dni doskonale pamięta ks. prałat Roman Wiszniewski, dziekan dekanatu radzyńskiego, kustosz sanktuarium Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Radzyniu Podlaskim. W tamtym czasie, od 24 kwietnia 1980 r. do 18 sierpnia 1982 r., był wikariuszem parafii św. Ludwika we Włodawie. - Po sierpniu 1980 r. zaistniała wyjątkowa rzeczywistość. Serdeczność ludzi, ogromna życzliwość, wzrastająca pobożność i poczucie odpowiedzialności za ojczyznę. Taka była atmosfera tamtych dni - wspomina, dodając, że naród potrzebował mocy ducha, poczucia jedności i Bożego błogosławieństwa. - To, że „Pan da siłę swojemu ludowi”, było powszechnym przeświadczeniem i tej siły szukano w świątyni, przy ołtarzu i w wierności krzyżowi - podkreśla. 41 lat temu powstała Solidarność, niosąc Polakom cień nadziei. W narodzie pojawiła się myśl, że wolność znów będzie możliwa.

– „Solidarność” zwracała się do wszystkich, a nie przeciwko komukolwiek, i stawała się „polską sprawą” – podkreśla ks. prał. R. Wiszniewski. – Podstawą i źródłem solidarności było to, o co każdemu człowiekowi w życiu tak naprawdę chodzi. Gdy jest wiosna, by w porę zaorać i zasiać, gdy jesień, by w porę zebrać, gdy pali się dom, by jak najwięcej uratować i pożar zagasić. Było głębokie przeświadczenie, że chodzi o zasadniczy porządek w życiu, w domu. W polskim domu. A to, co trzeba było zrobić, zespalało naród, jednoczyło go. Ta polska sprawa „solidarność” miała początek z kart i ducha Ewangelii, a kluczem do niej była wiara. Słowa „Musicie być mocni wiarą” stawały się światłem i kierunkiem działań. Z wiary wyrastała modlitwa i z wiary wyrastał czyn – podkreśla kapłan.
W grudniu 1980 r. były prowadzone rozmowy przedstawicieli włodawskich zakładów pracy z miejscowym duchowieństwem, by w miejscach pracy zawisły krzyże. – Mocni wiarą i modlitwą, w kościele ludzie szukali bliskości Boga – zauważa ks. prałat R. Wiszniewski i wspomina dzień 15 lutego 1981 r. – Przed rozpoczęciem Mszy św. zostały wypowiedziane takie słowa: „Przychodzimy do świątyni włodawskiej, aby prosić Boga o błogosławieństwo ojczyźnie i naszym rodzinom. Jesteśmy pracownikami Nadbużańskich Zakładów Garbarskich. Przychodzimy do Ciebie, Chryste, z krzyżem i z wiarą. Ta ziemia, na której żyjemy i na której pracujemy, jest nasiąknięta krwią obrońców ojczyzny i krzyża. Pragniemy, by krzyż Twojego Syna był w miejscu naszej pracy. Przez ręce kapłana pobłogosław nasze krzyże i otaczaj opieką ojczyznę, rodziny i miejsca naszego codziennego trudu”. Na zakończenie Eucharystii miejscowy proboszcz, ks. kanonik Edward Domański, poświęcił krzyże. Delegaci wrócili autokarami do zakładu i przy śpiewie „Boże coś Polskę” zanieśli je do stołówki. Następnego dnia pracownicy wszystkich wydziałów pobrali krzyże i przy hymnie „Boże coś Polskę” dokonali uroczystego zawieszenia.

Efekt lawiny
Tydzień później 22 krzyże poświęcono dla WSS Społem. Kolejne były poczta, telekomunikacja. gospodarka komunalna, Gracja, zakłady mleczarskie. Przez szereg kolejnych niedziel odprawiano Msze św. w podobnych intencjach i święcono krzyże. – O tym, jak ludzie cenili sobie wspomniane uroczystości, świadczy choćby to, że przez kilka następnych lat zamawiali Mszę św. w rocznicę zawieszenia krzyży – zauważa ks. prałat R. Wiszniewski. W jego ocenie to wspaniałe zwycięstwo ducha. – Bez nienawiści, zemsty, a z krzyżem w ręku, z modlitwą na ustach i miłością w sercu – podkreśla, przyznając, że równolegle, tylko z większymi przeżyciami, trwała walka dzieci i młodzieży o powrót krzyży oraz modlitwy do szkół. – W grudniu 1980 r. temat powrotu krzyży do szkół był bardzo aktualny. Atmosfera, jaką wytworzyli dorośli, udzieliła się dzieciom i młodzieży. Dopełnieniem były lekcje religii. Szczególnym charyzmatem odznaczali się loretanka s. Miriam i ks. Stanisław Dadas. Resztę dopełniał Boży Duch, który coraz bardziej ogarniał serca młodego pokolenia – wspomina. Przyznaje też, że wystarczyło z nimi być, ukierunkować ich oczekiwania, pokazać szlachetne przykłady z historii ojczyzny i Kościoła i zapewniać o modlitwie. Wsparcie zaowocowało tym, że 12 stycznia, o 7.42, w niektórych klasach pojawiły się krzyże. – Robiono dochodzenia. Rozpytywano, kto wieszał, od kogo krzyż, itp. To nie wygasiło ducha w tym bohaterskim pokoleniu – zaznacza ks. R. Wiszniewski, dodając, że w archiwum parafii Serca Jezusowego we Włodawie wciąż znajdują się relacje młodzieży z tamtego czasu.

Trudny czas
Z czasem nasilały się utrudnienia w posłudze duszpasterskiej. Po 13 grudnia 1981 r. w zakładzie karnym przy ul. Kotnarowskiego we Włodawie umieszczono internowanych. – Już kilka dni później ich rodzinom przekazywałem przez zaufanych kierowców z miejscowego PKS wiadomość o pobycie – wspomina ks. prałat R. Wiszniewski. – Przez niektórych pracowników zakładu karnego dostarczaliśmy internowanym paczki żywnościowe i lekarstwa. Kiedy internowanego przewożono do miejscowego szpitala, siostry pielęgniarki dzwoniły do księży, prosząc o „przyjazd do chorego”. Będąc kapelanem szpitala we Włodawie, spełniałem te posługi – opowiada i dodaje, że nieraz pod pozorem spowiedzi siadał z internowanym na łóżku i rozmawiali szeptem. Najczęściej były to prośby o przekazywanie informacji rodzinom. – Prawie zawsze było tak, że te rozmowy prowadziliśmy przy zamkniętych drzwiach. Zaznaczam, że taki „chory” był nie tylko pod opieką lekarzy, ale i strażnika więziennego oraz dwóch zomowców. Zdarzyło się kilka razy, że ci „opiekunowie” nie pozwolili zamknąć drzwi sali szpitalnej, przyglądając się naszej „spowiedzi” z odległości 1,5-2 m – dodaje, przyznając, że 15 czerwca 1982 r. otrzymał natychmiastowe wypowiedzenie pracy, co łączyło się z wielkim utrudnieniem posługi w szpitalu.
– Wtedy właśnie poznałem nie esbeków, ale perfidię ich działania – podkreśla. – Zaczęły powstawać i krążyć różne opowiadania o księżach, a wszystkie były oszczerstwem. Otrzymywałem wezwania do stawienia się w Wydziale ds. Wyznań i Komendy Wojewódzkiej Milicji w Chełmie. Oprócz dwóch wszystkie zignorowałem.

Gotowi i otwarci
Jak podkreśla ks. R. Wiszniewski, tamten czas pokazał prawdziwego ducha jedności w Polakach. – Była gotowość w narodzie, by „do błędnych braci otworzyć serca”. Otworzyć serca do tych, którzy „naszą przyszłość cofnęli wstecz”, co byli tylko „ślepym mieczem” w zbrodniczej „czerwonej” ręce. Była wewnętrzna gotowość by z „Archaniołem Bożym na czele” pójść na wielki i niepowtarzalny bój. Bój nie z człowiekiem, lecz z duchem, który zatruwał ducha narodu. I wtedy właśnie 13 grudnia 1981 r. ogłoszono wojnę z narodem. 

JAG