Komentarze
Źródło: BIGSTOCKPHOTO
Źródło: BIGSTOCKPHOTO

Wiosenna zmiana czasu

Nie chcę dzisiaj debatować nad koniecznością przestawiania wskazówek w naszych czasomierzach o godzinę w tę lub w drugą stronę. Niech zajmują się tym spece od ekonomii, tłumaczący zawiłości naszych oszczędności ziemskich.

Mając jedną godzinę mniej w zanadrzu i braki w spaniu, wolę udać się do pustego grobu w Jerozolimie i razem z niewiastami, Piotrem i Janem oczekiwać delikatnego głosu Nierozpoznanego Ogrodnika, wołającego mnie po imieniu. Niech nawet aniołowie pytają mnie po drodze: „Kogo szukacie?”, bylebym tylko znalazł. Bo święta Zmartwychwstania Pańskiego ogrom radości niosą właśnie ze znalezienia. Wszystkiego w Jednym.

Godzinę już mniej

Tracenie owej jednej godziny, którą ustawodawca niemiłosiernie odbiera nam pod koniec marca, może być ogromnie frustrujące. Zwłaszcza, że dokonuje się pod osłoną nocy, wielu zmęczonym ludziom odbierając 60 minut sennego wytchnienia. Lecz dzisiaj, stojąc nad pustym grobem jerozolimskim i myśląc o moich zmaganiach ze wskazówkami zegarka, inaczej to postrzegam. Dokonuje się swoisty skok. Jestem o godzinę bliżej wieczności. Właściwie nie wykonując niczego, zbliżyłem się do celu. Jakbym został przeniesiony, porwany i uskrzydlony. Nadzieja. Patrząc w głębię grobową, można odnieść wrażenie, że już tutaj kiedyś byłem. Stałem w piątek i patrzyłem na ogromny głaz, który z hukiem zamknął nadzieję, bo ja się spodziewałem… Miałem nawet niezły plan… Dziś, gdy kamień został lekko odsunięty trąceniem anielskiej ręki, spojrzenie w głębię grobu jest spojrzeniem w wieczność. Jakby wody ciemności cofnęły się i mogę stać na brzegu wieczności. Bezbrzeżnej ciszy i zaufania, oddania się w ręce Ojca. Nie w śmiertelnym skowycie mojego serca, lecz w uciszeniu duszy jakby na łonie swej matki. To nowa perspektywa. Straciłem godzinę, zyskałem wieczność. Odkrywam nową teorię czasu. Nie jest ona linearna czy koncentryczna. Nie jest cyklem wiecznych powrotów czy też jakiegoś pożaru świata. Ta nowa koncepcja czasu to TRWANIE. Odcięta godzina nie boli, bo nie jest już mi potrzebna. Pusty grób jest swoistą negacją przemijania, a nawet więcej. Jest cofaniem się czasu, który pod panowaniem przemijania dąży ku śmierci. Tymczasem nawet śmierć stała się swoiście względna, a jej ramiona bezsilnie opadły. Nad tą chwilą nie ma ona już władzy. Ucieczka przed śmiercią, której tyle w naszym życiu, nie ma również już sensu. Pusty jerozolimski grób jest poza tym wszystkim. Parafrazując poetę, można powiedzieć: Ta jedna licha godzina, nie trzeba godzin tysięcy, z szeptem się do mnie przygina – JESTEŚ… i czegóż ci więcej? Wieczność umacnia moje „jestem”. Nic nie tracąc, ma wszystko, czego chciałem. Jestem.

Niewyspane człowieczeństwo

Gdy myślę o zmianie czasu na wiosnę, jakoś dziwnie zawsze bliskiej Wielkanocy, to zaraz pojawia się narzekanie, że znowu nie odpocznę. Przecież będę miał o jedną godzinę mniej snu. Lecz z drugiej strony czasem myślę sobie, że dzięki temu zobaczę wschód słońca, chociaż jeden raz. Jakby ktoś dawał mi tę okazję. Pusty grób jerozolimski ma i tę dziwną siłę. Ukazuje Słońce. W całej jego jasności i pięknie, bez mgiełki porannej i zamgleń. Pamiętam w swoim życiu jedną rezurekcję, gdy wyszliśmy z kościoła naprzeciw wstającego słońca. Jego czerwona tarcza z wolna traciła krwawą poświatę, by rozbłysnąć ferią barw, zakończoną królewskim złotem. Mały Książę miał rację, obserwując ze swej planety słońce. Pomylił się tylko w jednym. Najbardziej fascynujące są wschody, a nie jego zachody. Wielkanocny brzask nie ma w sobie nic z romantycznych i nastrojowych chwil z biwaku, bo patrzysz w grobową czeluść. Ale ma w sobie nadzieję. Nie trzeba mi uniesień i wzruszeń, wystarczy tylko ten poryw serca, który ma sens. Odkrywam świat w nowej perspektywie, perspektywie wieczności. Przechodząc tę ostateczną bramę i wracając do życia, Jezus dał mi sens. Oświecił życie. Właśnie – życie. „Pokrzepcie ramiona osłabłe, wzmocnijcie kolana omdlałe!”. Życie JEST i nie przeminie. Moje modlitwy na omdlałych kolanach zostały wysłuchane, ramiona osłabłe od żebrania o jedną minutę czasu więcej zostały wysłuchane. Zamiast chwili otrzymałem wieczność. Zamiast iskierki światła, teraz mam całe Słońce, „które nie zna zachodu”. Nie przeraża mnie już przesuwanie wskazówek w tę czy inną stronę, bo wiem, że nic nie zmieni trwania. Warto obudzić swoje człowieczeństwo. Nie mogę i nie powinienem spać, narzekać na brak wypoczynku, lecz wytężyć swoje siły do tego, co przede mną. Nie łykam już idei, obiecujących wieczność, bo ona jest. Obok mnie. W Zmartwychwstałym.

Skarb w naczyniu glinianym

Andersen napisał bajkę o imbryku do herbaty, który czyjaś niewprawna ręka potłukła, niszcząc jego piękno i użyteczność. Los naczynia zmienił się, gdy wypełniono je ziemią i wciśnięto w nie ziarno. Żywy kwiat, który wyrósł z niego, był o niebo piękniejszy od tych namalowanych ludzką ręką na ceramicznej powierzchni. Bo malowane kwiaty nie umieją kwitnąć. Może właśnie dlatego na wiosnę przyspieszamy czas, popychamy go do przodu. Nadzieją zakwitnięcia. Marzenia sukcesu życiowego, stabilizacji w codzienności, dorobienia się przynajmniej spokoju i szczęścia… wszystko to pada wobec nadziei owocowania. Pięknego i wonnego. Ten pusty grób nie jest już pieczarą, w której zanika wszystko jak w czarnej dziurze. Jest miejscem owocowania, kwitnięcia. Śmiertelne całuny, zwinięte w kłębek na grobowym blacie, to tylko wspomnienie po pozorze życia. Bo nowe i prawdziwe rozkwitło. Rodzimy się raz i już nie umieramy. Oto zasadnicza zmiana czasu. Do tej pory miałem tylko przeszły, wspominając dawne marzenia i starając się zapomnieć o ich niespełnieniu. Od tej niedzieli wraz ze Zmartwychwstałym mam tylko przyszłość, która jest trwaniem. Już teraz kwitną we mnie Twe ogrody. Mam dość porcelanowej skorupy, malowanej nawet artystycznie przez człowieka. Bo On włożył we mnie ziarno. I kwiat rozkwitł. „Przez Twoje święte Zmartwychpowstanie, Boży Synu! Tyś sam ten dzień nam wsławił, żywoteś nam naprawił; śmierci wiecznej nas zbawił, swoję świętą moc zjawił”.

Ks. Jacek Świątek