Wołanie z doliny śmierci
Marek ewangelista przytacza słowa Chrystusa w języku aramejskim, Mateusz – po hebrajsku. „Być może wydały się one naocznym świadkom tak bardzo ważne – mówił w katechezie z 7 grudnia 1988 r. Jan Paweł II – że relacjonując rozgrywający się na Kalwarii dramat, uznali za słuszne przytoczyć je właśnie w tym języku, którym posługiwał się Jezus i większość współczesnych Mu Izraelitów. Być może przekazał je Markowi Piotr, podobnie jak wypowiedziane w Ogrójcu słowo Abba – Ojciec (por. Mk 14,36)”. Nie jest jednak najważniejsze, w jakim języku zachowały się słowa. Kluczowa staje się ich wymowa. Od tego, jak je zrozumiemy, zależy bowiem bardzo wiele.
Pretensje do Boga?
Teologowie zgodnie podkreślają, że dramatyczne wołanie Jezusa z krzyża nie jest znakiem zwątpienia, aktem desperacji. Nieprzypadkowe są też użyte w nim słowa. Zostały wzięte z Psalmu 22, jednego z najbardziej przejmujących tekstów Starego Testamentu. Zdumiewający w swej paradoksalności, rzuca wyzwanie naszym wyobrażeniom na temat wiary. „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku. Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, [wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju. A przecież Ty mieszkasz w świątyni, Chwało Izraela! […]” (w. 2-4). ...
Ks. Paweł Siedlanowski