Opinie
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Wolontariat przy ołtarzu

Na temat stowarzyszeń religijnych oraz grup i ruchów działających w Kościele pisze się i mówi dużo. Stosunkowo mało jednak o formacji chyba najbardziej widocznej, której symbolem jest biała komeżka. Ministrantura jest nieocenioną - a chyba trochę niedocenianą formą aktywności chrześcijańskiej.

  Podkreślając doniosłość służby liturgicznej, o. Hariolf Ettensperger OSB, autor podręcznika dla służby liturgicznej, wydanego w Polsce w 1948 r., nie waha się użyć na określenie ministranta wielkich słów. Nazywa go rówieśnikiem aniołów, małym zastępcą ludu czy poświęconym Bogu.
Nikt dzisiaj nie mówi w ten sposób o chłopakach w komeżkach. Jednak patrząc na nich, gdy z powagą i przekonaniem o doniosłości wykonywanych czynności usługują kapłanowi do Mszy św., trzeba stwierdzić, że bez nich prezbiterium byłoby puste. Ich obecność obok kapłana w najważniejszej części świątyni, w której znajduje się główny ołtarz, tabernakulum i stół ofiarny – jest bardzo wymowna.

„Bóg rozwesela młodość moją” 

W artykule „Dlaczego chłopcy potrzebują Boga” (stanowiącym tłumaczenie fragmentu książki Meg Meeker, zamieszczonym w kwartalniku „Fronda”) amerykańska psycholog stawia tezę, że wszystkich chłopców cechuje otwarcie na ideę niewidzialnego, wszechmocnego Boga, o wiele większego i potężniejszego niż rodzice czy starsze rodzeństwo. „Największym deficytem w ich [chłopców] życiu nie jest niedostatek wykształcenia, kiepskie perspektywy na przyszłość czy też brak pełnej rodziny – ale jest nim głód wiary w to, że Bóg istnieje i że naprawdę troszczy się o nich” – czytamy. ...

Monika Lipińska

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł