Wśród serdecznych przyjaciół…
Ich często przepełniony „serdecznym zatroskaniem” głos zdaje się sugerować jak najszczersze intencje. Problem jednak w tym, że sam Kościół nie jest powołany tylko i wyłącznie do objęcia swoimi skrzydłami jak największej części populacji światowej. Owszem, ponaglany nakazem Chrystusa, dąży do ogłoszenia prawdy ostatecznej wszystkim narodom, ale właśnie w imię tej prawdy przemawia do świata. Istotą Kościoła jest niesienie i strzeżenie prawdy. A na tej drodze największym niebezpieczeństwem i zarazem największym wrogiem nie jest stawanie się przez wierzących mniejszością we współczesnym świecie, ile raczej klakieryzm wewnętrzny i wiązanie się z mniemaniami ludzkimi obecnymi we współczesnym świecie. Ta konstatacja jest szczególnie ważna w przypadku ogłoszenia przez papieża zmiany w Katechizmie Kościoła Katolickiego związanej z nauczaniem o karze śmierci.
Zachwyt otaczającego świata i wewnątrzkościelny klakieryzm można było doskonale dostrzec właśnie w przypadku tejże decyzji. Różnej maści specjaliści od reformowania Kościoła, najczęściej sami znajdujący się poza nim, jak również specjaliści od „dyscypliny wewnątrzkościelnej”, którzy w innych dziedzinach jakoś jej nie zachowują, z ogromnym aplauzem przyjęli decyzję głowy Kościoła. Rzecz jednak nie idzie li tylko o samą karę śmierci, obecną w ustawodawstwie tego czy innego państwa. Radosna wrzawa nad „postępowością” papieża Franciszka całkowicie zaciemniła i przesłoniła pewne elementy, które dla istnienia Kościoła w ramach i z zadaniami wyznaczonymi przez jego Założyciela są zasadnicze. Nie sposób wobec tychże poklaskiwaczy nie użyć innej formuły, charakterystycznej dla Ojca Świętego, a mianowicie „sprzedawcy dymu”. Ich właśnie Kościół powinien się strzec najbardziej. Na każdym poziomie swojej organizacji. Wracając jednak do samej zmiany dokonanej w tekście Katechizmu, nie sposób przejść nad nią obojętnie i bez pewnego zakłopotania. Rysują się bowiem w tym przypadku przynajmniej w kilku miejscach znaczne manowce w nauczaniu, a mianowicie: zastąpienie wiary rozwijającą się świadomością, zawoalowane odsunięcie celu ostatecznego na plan skrajnie odległy, problem z celowością istnienia społeczności politycznej i władzy państwowej oraz granice zmian w doktrynie Kościoła. Brzmi to być może niewiarygodnie, lecz prześledzenie tylko kilku wypowiedzi teologów i politologów sprawia, że tak właśnie należy podejść do całej sprawy.
Żal mi cię, niebożę
Dlaczego akurat zacząłem wyliczanie problemów od relacji wiara – świadomość? Otóż zauważalny już wcześniej w kompendium katolickiej nauki społecznej zwrot wskazuje, że nauczanie Kościoła, zwłaszcza w kwestiach moralnych, uzależnione zostaje od tzw. świadomości społecznej, czyli opinii na ten temat mierzonej procentami. Nierozważenie danego dylematu jako takiego, ale uznanie jakiegoś jego rozwiązania przez większość (być może znaczną), stanowić ma o przyjęciu danego punktu za prawdziwy i obowiązujący. Tak przynajmniej wynika z roboczych tłumaczeń zmienionego punktu Katechizmu. Ciekawym jest, że przy ogłaszaniu jakiegoś dogmatu najczęściej powtarzaną frazą jest stwierdzenie, iż dana prawda od początku istniała w wierze ludu Bożego. W tym przypadku nic na ten temat nie ma. Może powstać uzasadnione pytanie, czy Kościół zmieni swoje nauczanie, gdy zmieni się świadomość społeczna? Co ciekawe, dotychczasowe uzasadnienie zawarte w Katechizmie także było nacechowane brakiem przyzwolenia na karę śmierci, jednakże w swojej konstrukcji odwoływało się do celowości i zadań państwa jako społeczności politycznej, w której żyje człowiek jako „zwierzę społeczne”. Mówiąc inaczej, to od natury państwa zależała dopuszczalność kary śmierci, a nie od przyzwolenia społecznego czy też „świadomości społecznej”. A konkretnie: z funkcji ochronnej państwa, które miało prawo użycia jako ostateczności (gdy nie można było innych środków zastosować) tejże kary, ale nie jako zemsty, lecz ochrony innych ludzi. Gwarancją nienadużywania tego środka była sprawiedliwość procesu oraz niemożność skutecznego zastosowania innych środków penitencjarnych. Zanegowanie tej funkcji państwa prowadzić może do zanegowania jej w innych przypadkach, jak chociażby wojna obronna czy też obrona konieczna przed napastnikiem. W końcu agresor też posiada integralną godność. Problematyczne będzie również, chociaż to inna już bajka, uzasadnienie dla jakiejkolwiek formy męczeństwa, w końcu w Kościele uznawanego za najwyższy sposób potwierdzenia wiary. Jest jednakże coś więcej.
Wszystkie sposoby ratunku
To, co najbardziej niepokoi, to pytanie: jaka jest granica zmian w nauczaniu moralnym Kościoła pod wpływem tzw. świadomości społecznej? Biorąc pod uwagę kwestie związane chociażby ze związkami homoseksualnymi (ciekawym jest, że w czasie najbliższego Światowego Spotkania Rodzin w Dublinie będzie oddzielna konferencja poświęcona „doświadczeniom” w tzw. małżeństwach homoseksualnych), w kwestii dopuszczalności osób rozwiedzionych do sakramentów, w kwestii aborcji i eutanazji, w kwestiach antykoncepcji itp., nie trudno nie być zaniepokojonym. Salami w końcu kroi się po plasterku. Cóż, zanim zaczniemy klaskać, pomyślmy, iż „wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”.
Ks. Jacek Świątek