Komentarze
Wstań i walcz, to Twoje życie!

Wstań i walcz, to Twoje życie!

Przyznam szczerze, że - choć interesuję się sportem - to zmagania sportowców na olimpiadzie śledziłem trochę jednym okiem. W sumie nawet nie wiem, ile medali zdobyli Polacy. Czasem (to też ciekawa prawidłowość) więcej mówiło się o tych, którzy po medal jechali, a w końcu go nie zdobyli, niż o tych, którzy zdobyli go niespodziewanie, ale za to w dyscyplinach bardziej niszowych i mniej popularnych.

Dla sportowca medal olimpijski - zwłaszcza złoty - ma ogromną wartość. To ukoronowanie długoletnich wysiłków, treningów, diety, wyrzeczeń. Są i tacy - niestety - którzy wybierają drogę na skróty i wtedy co jakiś czas słyszymy o aferach dopingowych - czyli o wykryciu oszustwa polegającego na tym, że organizm sportowca wzmacnia się przy pomocy zabronionych środków medycznych.

Niestety, w tym roku takie oskarżenia dotknęły m.in. polskich sztangistów. Z kolei kibice siatkówki są bardzo rozczarowani tym, że polscy siatkarze – mimo dość butnych deklaracji i bardzo obiecujących pierwszych meczów – odpadli już w ćwierćfinale.

Na podsumowania olimpiady się nie silę, ale kilka refleksji mi się zrodziło.

Po pierwsze, igrzyska w Brazylii – kraju kontrastów społecznych. Niedawno odbyły się tam również piłkarskie mistrzostwa świata. Pobudowano piękne hotele, stadiony. Czy zarobili na tym zwykli obywatele, ci z faweli i dzielnic biedy? Czy polepszyło to warunki ich życia? Nie żartujmy. Coś jest jednak z tym światem nie tak. Znam ludzi, których papież Franciszek i jego mówienie o miłosierdziu denerwuje, ale może to jednak dobrze, że głos Kościoła jest słyszany w świecie jako głos w obronie słabych i ubogich? Moim skromnym zdaniem to zdecydowanie lepsze niż idea sojuszu ołtarza z tronem (tylko w trochę nowszym wydaniu).

Po drugie, dla sportowca olimpiada i medal to tylko wisienka na torcie. Chwila, gdy stoją na podium jest bezcenna, ale do niej wiodła długa i trudna droga. Starało się wielu, wygrać mógł jeden. Czasem przegrywali murowani faworyci. Co wtedy? Załamać się? Poddać? Jest pewien bardzo pozytywny przykład podejścia do życia w takiej sytuacji. Polscy piłkarze ręczni – ogromne, dwumetrowe chłopy (w końcu to sport, gdzie warunki fizyczne są bardzo ważne). Waleczni, odważni, walczący do końca. Mogą być dla wielu wzorem wytrwałości, determinacji, pasji. Jednym z członków tej drużyny jest Karol Bielecki, który kilka lat temu podczas meczu stracił oko. Ogłosił już nawet koniec kariery, załamał się… ale wstał. Gra nadal i robi to bardzo dobrze (z jednym okiem!). Na czas meczu zakłada specjalne ochronne okulary. Kolejny przykład to Piotr Wyszomirski – bramkarz. Jeszcze młody, do tej pory nieco w cieniu sławnego kolegi, Sławomira Szmala, którego kariera powoli dobiega końca. Wyszomirski swoją postawą pokazał, że dorósł do tego, aby godnie zastąpić swojego starszego przyjaciela z boiska. Obecnie gra w klubie na Węgrzech. Nigdy (jak zresztą wielu jego kolegów z reprezentacji Polski) nie ukrywał swej wiary w Boga i głośno się do niej przyznawał. Ale to, co zaprezentował, stojąc przed kamerami, po przegranym meczu o brązowy medal, chyba przejdzie do historii. Co powiedział? Niektórzy już pewnie to widzieli, ale do takich słów naprawdę warto wracać i często je sobie powtarzać: „Przychodzi w życiu człowieka taki czas, w którym dźwiga krzyż nasiąknięty bólem, cierpieniem, niespełnionymi marzeniami, brakiem radosnych perspektyw. Często ten krzyż nas przygniata. Ciężko jest wtedy wstać. Ale ja ci mówię: «Wstań i walcz! To Twoje życie, Twój największy skarb!»”.

Nic dodać, nic ująć.

Ks. Andrzej Adamski