Wszechwładne kontrole i utrudnienia
Te pierwsze organizowane były bliżej Siedlec, drugie bliżej Garwolina. Pierwsze były pod wpływem Narodowej Demokracji, drugie pod wpływem „Zarania”. Mimo że w tych pierwszych dominowali ziemianie, stopniowo przystępowali do nich również chłopi. Takie kółko zorganizowali mieszkańcy wsi Czuryły, chociaż przewodniczący pochodził ze szlacheckiej wsi Cielemęc. Podobne kółko założono w Skórcu. Raz na rok trzeba było jechać z książką protokołów pisanych po rosyjsku i księgą kasową do kontroli, do naczelnika powiatu do Siedlec.
Aby zwołać zebranie kółka, trzeba było składać podanie do naczelnika powiatu z opłatą marki stemplowej w wysokości 75 kopiejek, w terminie 14 dni przed zebraniem. Jeśli na zebraniu występował prelegent, należało podać bardzo szczegółowe jego dane osobowe. Na każde zebranie przyjeżdżał strażnik lub policjant, który bacznie mu się przysłuchiwał. Były jednak poważne kłopoty z zakładaniem kółek, które Rosjanom wydawały się niebezpieczne. Szczepan Ciekot wspominał początki kółka w Czuryłach: „Pod wiosnę 1910 r. Cielemęcki jako prezes kółka i ja jako sekretarz otrzymaliśmy «bumagę» – pismo od gubernatora siedleckiego, abyśmy się stawili do jego kancelarii. W oznaczonym czasie pojechaliśmy, zostaliśmy wprowadzeni do sali w obecnym pałacu Ogińskich. Za wielkim stołem siedział sam gubernator [Wołżyn – JG], obok jeszcze jakichś dwóch czynowników, zaś na końcu stołu sekretarz, wszyscy w mundurach galowych. Spojrzeli na nas, obejrzeli od stóp do głów, miało się wrażenie, że stoją naprzeciw śmiertelni wrogowie. Co się wtedy w naszych duszach działo, trudno określić”.
Na pytanie gubernatora wezwani gospodarze nie chcieli odpowiadać po rosyjsku i milczeli. Dopiero po jakimś czasie poprzez tłumacza gubernator zapytał: „Po co założyliście kółko rolnicze, czy wam tak źle żyć? Przecież rząd Jego Cesarskiej Mości opiekuje się włościanami. Przecież nie kto inny tylko car Wszechrosji uwolnił chłopów od pańszczyzny. Więc po co wam kółko rolnicze?”. Delegaci odpowiedzieli: „Panie gubernatorze, nam jest ciężko żyć, świat cały postępuje naprzód, rola nasza źle rodzi, trzoda źle się hoduje, więc kółko rolnicze założyliśmy po to, aby się uczyć lepiej gospodarować w naszych gospodarstwach. Łatwiej nam wspólnie kogoś zaprosić, aby nas pouczył o lepszej uprawie roli, o leczeniu zwierząt gospodarskich, o zakładaniu racjonalnych sadów i ogrodów, o racjonalnej hodowli bydła, koni, świń itp. (…)”. „Coś między sobą pogadali po naszej odpowiedzi i kazano nam wyjść i jechać do domu (…). Ponieważ w tym czasie we wsi jeszcze nie mieliśmy żadnych ulepszonych narzędzi, więc pierwszą czynnością realną naszego kółka było, że złożyliśmy po 5 rubli udziału i zakupiliśmy dwie sprężynówki, siewnik rzędowy, wypielacz «planet», później kierat i młocarnię targankę. Co to było za dziwowisko (…). Pół wsi się zleciało oglądać, jak np. pracują sprężynówki”.
Jeszcze tego samego roku założono w Cielemęcu mleczarnię spółkową, ale udziałowcami byli Czurylacy. W tym czasie w południowej części guberni w Opolu (Podedwórzu) toczyła się sprawa o zwrot kościoła zabranego przez prawosławnych. Gdy Opolanie przekonali się, jak potraktowano ich sprawę w Dumie, i że ostatecznie 29 marca 1910 r. deputowani odrzucili interpelację posłów polskich, postanowili sami wybudować nowy kościół. 15 czerwca 1910 r. zawiązano komitet budowy w Opolu. Po perturbacjach, na początku sierpnia zawiązano nowy komitet. Jego przewodniczącym został Alfred Mierzeński, właściciel majątku Opole, oraz członkowie, ziemianie: Henryk Zalewski z Antopola, Józef Targoński z Mostów, Jan Żółciński, dzierżawca majątku poduchownego z Opola, oraz siedmiu chłopów: Łukasz Rudko, Antoni Krawczuk, Andrzej Szechniuk, Tomasz Zieliński, Bazyli Karpiuk i Łukasz Derlukiewicz. Właściciel majątku Radzyń B. Szlubowski zanotował: „Zacnym tym włościanom należy się gorące uznanie za długotrwałą i ciężką walkę o swój kościół. Z prawdziwym bohaterstwem i zaparciem się siebie wszystko poświęcali, byle tylko te ukochane mury kościelne doczekały się triumfu prawdy. Pieniędzy nie szczędzili, kilkakrotnie całymi delegacjami jeździli do Petersburga, z godnością odrzucili pokusę rosyjską przyjęcia 18 tys. rubli, uważając je za srebrniki judaszowe, dowiedli, że u włościan bije zacne, szlachetne serce i dusza ich zna tradycję narodową. Pełnomocnik parafii Antoni Krawczuk ciągle prawie przesiadywał w Petersburgu. Mówiono, że tak się naprzykrzał niektórym urzędnikom, że na hasło «Opole idiot» [Opole idzie – JG] pan dygnitarz natychmiast wynosił się tylnym wyjściem”.
Do 11 października 1910 r. udało się zebrać opolanom ok. 15 tys. rubli. Po 5 tys. ofiarowali Zalewski i Mierzyński, 1 tys. Żółciński, resztę zgromadzono w wyniku zbiórek wśród parafian. Tego dnia władze guberni zgodziły się na zorganizowanie dla nich kwesty na sumę 10 tys. rubli, ale – niestety – poza gubernią siedlecką i lubelską.
Ponieważ wydawało się, że oderwanie Chełmszczyzny nastąpi lada chwila, 10 grudnia 1910 r. powstał Komitet Żałoby Narodowej, który wydał specjalną ulotkę. Wzywano w niej ludność Królestwa Polskiego do powszechnej żałoby z powodu wydzielenia Chełmszczyzny. Konkretnie wezwano ludność, by nie urządzała balów w okresie karnawału i dobrowolnie opodatkowała się na rzecz tzw. Daru Chełmskiego. Był to fundusz na rzecz podtrzymywania oporu polskich mieszkańców Chełmszczyzny. W odpowiedzi na to generał-gubernator warszawski Skałłon wydał okólnik, że zgodnie z postanowieniem 20 września 1876 r. namawianie i uczestniczenie w żałobie podlega karze.
Józef Geresz