Komentarze
Źródło: FOTOLIA
Źródło: FOTOLIA

Wszędzie będę, nawet gdy mnie już…

Są wiadomości, które spadają nagle. W wieczór sobotni włączyłem telewizor i od razu ukłucie w sercu. Wiadomość z ostatniej chwili - zmarł Przemysław Gintrowski.

Dopiero jakoś wtedy przyszła świadomość, że faktycznie od pewnego czasu nie było o nim żadnej wzmianki, ani o koncertach, ani najmniejszego nawet wywiadu. Zmagał się z chorobą i widocznie chciał czynić to z dala od kamer i fleszów. To trochę niedzisiejsza postawa, bo dzisiaj gwiazdy i gwiazdeczki na wyścigi wyciągają swoje prywatne sprawy i epatują nimi rozedrganą emocjonalnie publikę. On wydawał się szanować swój świat. Jacek Kleyff wspominał, że po jednym z koncertów, gdy wszyscy szykowali się na bankiet ostro zakrapiany, on szykował się do drogi, bo „dzieci na mnie czekają, kota trzeba pogłaskać, psa wyprowadzić na spacer, żonę pocałować”. Widać ten świat był dlań ważny i jedyny. Choć o tym, co działo się w tzw. wielkim świecie, miał swoje zdanie. I nie bał się go wygłaszać, choć czasem musiały się rozejść jego drogi z przyjaciółmi. Może teraz, po tamtej stronie, gdy spotkają się razem, dogadają wreszcie te dysputy niedokończone. Powie ktoś, że dla mnie to przecież nie rodzina. Być może dla kogoś tylko więzy krwi i interesów się liczą. Rodzina, to jednak coś więcej. Pewna nić podobnych drgań serca i tęsknot za prawdą.

Oto oswajam śmierć – szlifuję soczewkę pamięci…

Po raz pierwszy spotkałem się z twórczością Przemysława Gintrowskiego jakoś bezpośrednio po stanie wojennym. Mało kto dzisiaj pamięta już siedleckie Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej, w czasie których można było zetknąć się z drugim obiegiem. Chyba właśnie wtedy poznałem Twórcę. Ale nie mam pewności. Mogło to być także słuchanie jego nagrań na kasetach drugiego obiegu, próby wykonywania jego utworów, gdy człowiek uczył się grać na gitarze, a może jeszcze jakaś inna okoliczność. To chyba dzisiaj nie jest zbyt ważne. Zapadł w moją świadomość. Wiele jest jego piosenek, które cenię, ale jakoś zawsze wraca opowieść o Karolu Levittoux, młodym człowieku, który popełnił samobójstwo, by nie wydać swoich kolegów, z którymi chciał poznawać historię Polski. I ten rys zawsze kojarzył mi się z Przemysławem Gintrowskim. Pamiątki przeszłości pozwalające doskonalej odnaleźć się w teraźniejszości i myśleć o przyszłości. Gdy słyszałem w ostatnich latach jego piosenkę do wiersza Zbigniewa Herberta „Guziki”, to nieodparcie przeszłość pozwalała odczytać teraźniejszość („przeleciał ptak przepływa obłok upada liść kiełkuje ślaz i cisza jest na wysokościach i dymi mgłą smoleński las”). Sam potrafił do teraźniejszości odnosić się zdecydowanie. Pytany o możliwość odpowiedzialności karnej generała Jaruzelskiego za wprowadzenie stanu wojennego, mówił wyraźnie: „Wojciech Jaruzelski, jak każdy obywatel, gdy wkroczy na drogę przestępstwa, powinien zostać osądzony i ukarany. Dla mnie Wojciech Jaruzelski jest takim samym obywatelem naszego kraju, jak każdy inny. I tak jak każdy obywatel, w sytuacji, w której wkroczył na drogę przestępstwa lub przestępstwo popełnił – a to przestępstwo w dodatku się nie przedawniło – powinien zostać osądzony przez sąd i ponieść karę. Przez ponad 20 lat nie było woli politycznej, żeby generała Jaruzelskiego oskarżyć i osądzić. Nie sądzę, żeby przez ponad 20 lat trzeba było zbierać dokumenty, które pozwoliłyby na postawienie mu zarzutów”. Sprawiedliwość nie była dla niego wynikiem badań socjologicznych i wyników sondaży czy głosowań. Ale to wynikało ze studium przeszłości.

Neron czuje się nieźle, nie słucha nikt Aureliusza

I tak samo jasno oceniał dzisiejszą rzeczywistość polityczną w naszym kraju. Gdy dziennikarka zapytała go, może dość naiwnie, czy sądzi, że obecna partia rządząca pchnie Polskę na dobre tory, odpowiedział: „Pani chyba kpi sobie teraz. Ale wiem, że wielu ludzi mediów tak naprawdę myśli i to jest dość przerażające. Staram się dużo nie oglądać telewizji, bo to pełne wyższości przekonanie mediów właśnie irytuje najbardziej. Obok manipulacji i omijania niewygodnych dla obecnie rządzących wiadomości to najbardziej irytujące w polskich mediach zjawisko. Są stacje, jak TVN24, które w ogóle wyrzuciłem z pamięci telewizora i do nich nie zaglądam. (…) Ale dziś znów jest coś w rodzaju drugiego obiegu i to właśnie w internecie. Są portale, jak Onet.pl czy gazeta.pl, które omijam szerokim łukiem. One są zależne i to nawet bardzo. Mają swoje „matki”, swych właścicieli, którzy dbają, by nic tam niepokojącego nie mogło się pojawić. Ale są portale, które grupują opinie ludzi zupełnie niezależnych, np. jak Salon24, Blogmedia24, Polityczni.pl, Niepoprawni.pl. Tam są różne opcje polityczne, niekoniecznie piszą tam zawodowi dziennikarze, ale to, co najważniejsze, to że, ludzie piszą to, co myślą, a nie to, co im szef każe. Bo obawiam się, że jest tak, a w każdym razie taka opinia się ugruntowała, że dziennikarz, wszystko jedno z jakiej opcji z dominujących na rynku tytułów, nie pisze tekstów niezależnych, tylko podporządkowane linii danego pisma”. Dość ostra teza, ale jednak poparta niezależnością własną. I jeszcze słowa o tragedii smoleńskiej: „Czy stanowcze zadawanie pytań o tragedię smoleńską to agresja? Przecież wszyscy powinniśmy być zainteresowani wyjaśnieniem tej katastrofy. Tymczasem zamiast tego mówi się nam: „nie drażnić niedźwiedzia”! A przecież do takiej katastrofy, jak smoleńska, nie doszło w żadnym państwie na świecie! I w takiej sytuacji władze Polski oddały śledztwo Rosjanom!”. Może dlatego nie bywał ostatnio w mediach poddanych i zaprzyjaźnionych.

Pozostawiam po sobie moją przysięgę na wierność

Ale dawał nadzieję. W jednym z ostatnich wywiadów stwierdził: „Starsza córka w tym roku będzie pisała maturę. Otóż widzę, że w jej kręgu jest grupa młodzieży, która mało, że zna Herberta, bo oni jego wiersze przerabiają na lekcjach polskiego, ale się tym interesuje. I jeszcze kiedyś starsza córka rozmawiała ze mną o czymś i powiedziała: „tato, bo nasza ojczyzna…”. I wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że tak rzadko słyszę te słowa. Słyszę natomiast „kraj”, „ten kraj”, a słowo „ojczyzna” stało się już chyba politycznie niepoprawne. Więc żywię nadzieję, że ciągle oprócz tych, którzy patrzą na to, żeby co roku zmienić samochód, żeby kupić sobie nowszy gadżet, rośnie, jakby w drugim obiegu, zupełnie inna część społeczeństwa. I oby ta druga była jak największa”. Oby…

A na koniec, cóż powiedzieć… „Nie umieraj… jeszcze jedną noc trwaj…”

Ks. Jacek Świątek