Kultura
Źródło: BZ
Źródło: BZ

Wszyscy dopingowali Briana

Brian Poniatowski wygrał siódmą edycję programu You Can Dance. W nagrodę otrzymał czek na 100 tys. zł i trzymiesięczne stypendium w International Dance Academy w Los Angeles. W jego zwycięstwie udział mają także mieszkańcy Międzyrzeca.

Mieszkańcy rodzinnego miasta bardzo zaangażowali się we wsparcie Briana. Chłopak ma w tym mieście rodzinę, znajomych i kolegów ze szkolnych lat.

W Międzyrzecu i okolicach pojawiły się plakaty zachęcające do głosowania na Briana, zaś na miejskim telebimie ukazywały się jego zdjęcia z numerem, na który należało wysyłać esemesy. Przed półfinałowym odcinkiem delegacja uczniów Gimnazjum nr 1, do którego uczęszczał tancerz, z transparentem i upominkami odwiedziła go w stolicy. Młodzieży towarzyszyła ciotka Briana – Greta Wasąg oraz s. Stella ze Zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej, które ma swoją siedzibę naprzeciwko dawnego domu chłopaka. – To było przepiękne spotkanie – wspomina B. Poniatowski.

Doping pod telebimem

Wprawdzie pochwały jury programu wskazywały, że to właśnie Brian jest najlepszy, nie zmieniało to jednak faktu, iż do wygrania programu tancerz potrzebował wielu esemesów. 30 maja, na czas trwania półfinałowego odcinka programu, na rynku miejskim utworzono tzw. strefę Briana, gdzie tłumnie zgromadzili się międzyrzeczanie, aby wspólnie dopingować tancerza. Ich liczba – blisko tysiąc – zaskoczyła też organizatorów, czyli władze miasta. – Poparcie dodało mi skrzydeł. Czułem energię z rodzinnego miasta – nie krył wzruszenia bohater wieczoru. A atmosfera okazała się naprawdę gorąca. Słychać było warkot motocykli, uczestnicy festynu mieli na sobie koszulki z podobizną Briana, a każdy jego występ nagradzano gromkimi brawami. Wszystko to rejestrowała telewizja TVN, a krótka migawkę z Międzyrzeca można było zobaczyć w ostatnim – finałowym odcinku programu.

Na cześć zwycięzcy

6 czerwca mieszkańcy ponownie zjawili się na pl. Jana Pawła II, aby wspólnie oglądać ostatni odcinek programu. Było chłodno, ale – jak podkreślała jedna z uczestniczek – nie liczyła się pogoda, tylko niepowtarzalna atmosfera tego spotkania. Wszyscy w skupieniu oglądali występy finalistów – Ani Matlewskiej i Briana Poniatowskiego, w napięciu oczekując na opinie jurorów. Pierwsze oceny zdawały się faworyzować konkurentkę międzyrzeczanina. Pewnie dlatego, rozglądając się po placu, można było zobaczyć tak wiele święcących ekranów telefonów. Ludzie nie oszczędzali na esemesach. Komentując występy finalistów, wszyscy trzymali kciuki za Briana. Tylko w przerwach reklamowych następowały chwile rozluźnienia, a uczestnicy spotkania gromadzili się pod sceną, aby podziwiać taniec dziewcząt z zespołu Chillaut & Nuts Crew. Ostatnie solówki Ani i Briana wywołały największe emocje widowni. Dopiero podczas ogłaszania wyników, kiedy padło imię „Brian”, tłum oszalał – rozległy się oklaski i okrzyki na cześć zwycięzcy, a na niebie rozbłysły barwne fajerwerki. Brian z ekranu telebimu podziękował wszystkim za wsparcie, a na żywo mieszkańcom miasta w jego imieniu podziękowała G. Wasąg. Teraz międzyrzeczanie czekają, kiedy sławny w całej Polsce Brian odwiedzi rodzinne miasto i na żywo będą mogli oglądać, jak tańczy ich idol.

Zatańczy dla międzyrzeczan

Brian nie zdążył odpocząć po kilku wyczerpujących miesiącach w programie, a był już u rodziców, spotkał się ze swoją choreografką Iwoną Orzełowską, a 7 czerwca – podczas Dni Siedlec – ze sceny dziękował za wsparcie.

W piątek tancerz odwiedził burmistrza Międzyrzeca, aby osobiście podziękować mu za akcję zorganizowaną w mieście i ustalić, jak mógłby odwdzięczyć się mieszkańcom za doping przed telebimem oraz esemesy. I choć szczegółów spotkania nie ustalono, wiadomo już, że na początku września zatańczy dla międzyrzeczan na scenie kina Sława. Będzie rozdawał zdjęcia i autografy, poprowadzi również zajęcia z pasjonującymi się tańcem dziećmi. – Chcemy tą imprezą zainaugurować działalność sekcji tańca nowoczesnego przy naszym Miejskim Ośrodku Kultury – mówi burmistrz. Zaś Brian zapewnia, że poleci dyrektorowi MOK dobrego instruktora tańca z siedleckiej szkoły, a i sam w miarę możliwości będzie przyjeżdżał do Międzyrzeca na zajęcia sekcji.


Zafascynowany tańcem

Brian Poniatowski w Międzyrzecu Podlaskim skończył podstawówkę, Gimnazjum nr 1 i liceum ogólnokształcące. Obecnie studiuje reklamę w Wyższej Szkole Promocji w Warszawie. Jest także dyplomowanym instruktorem tańca jazzowego.

Swoją przygodę z tańcem zaczął w wieku 13 lat, kiedy to pod okiem Iwony Orzełowskiej szkolił swoje umiejętności taneczne w siedleckim Caro Dance. Każdą wolną chwilę spędzał na sali, doskonaląc piruety i skoki. Jego ulubionymi technikami tańca stały się jazz oraz modern. Już po trzech latach treningów zdobył pierwszy tytuł mistrza świata w kategorii solo jazz seniorzy w USA. Obecnie jest solistą siedleckiego Teatru Tańca Caro Dance. Można go zobaczyć w spektaklach: „Carmen”, „Dziadek do Orzechów”, „Delta 12”, „Chopin choreografia fortepianu”. Od kilku lat bierze również udział w projekcie stworzonym przez Stołeczną Estradę „Rock loves Chopin” oraz uczy tańca dzieci. Jest także laureatem: tytułu mistrza Europy w kategorii show dance – duety juniorzy na Węgrzech, mistrzem świata w kategorii jazz solo mężczyźni w USA, mistrzem świata w kategorii duet modern dorośli w USA, a także mistrzem świata w show dance solo mężczyźni w Niemczech.


ROZMOWA

Brian Poniatowski – tancerz, zwycięzca VII edycji You Can Dance 

Jak się czujesz jako zwycięzca VII edycji You Can Dance?

To przygoda, której nigdy nie zapomnę. Nie dociera do mnie jeszcze, że wygrałem ten program. Cieszę się, że ludzie mi zaufali i wysyłali esemesy. To dzięki nim mogę spełnić swoje marzenia. Jestem szczęśliwy.

Ale i zmęczony?

Tak. You Can Dance to chyba najbardziej wyczerpujący program. Wielogodzinne treningi, próby z choreografem, poranne nagrania wideo. To bardzo męczące. Zmęczone jest ciało, a także psychika. Marzę o tym, żeby się przez kilka dni wyspać.

Co było dla Ciebie najtrudniejsze w programie?

Trudne były rozstania z tymi, którzy nie przechodzili dalej. Choć wszyscy znaliśmy zasady, nie było łatwo po tym, jak zżyliśmy się ze sobą. Ciężko było także na warsztatach na Teneryfie. Dziesięć godzin treningów dziennie, surowi instruktorzy, okropne zmęczenie ciała, ale przede wszystkim próba psychiki. Bardzo stresujący okazał się dla mnie odcinek półfinałowy. W finałowym byłem już bardziej radosny i rozluźniony. Na castingi przychodziły tysiące ludzi. Z nich wybrano mnie do 36, a potem do 14 i z 14 do dwójki. Nawet jakbym nie wygrał, finał i tak jest wielkim wyróżnieniem.

Czy to prawda, że nie powiedziałeś rodzicom o wyjeździe na Teneryfę?

Tak, wiedziała tylko moja choreografka i menadżer. Nie wierzę w przesądy, ale nie lubię mówić o czymś, co nie jest pewne. Próbowałem już raz, w 2009 r., w czwartej edycji programu, i nie wytrzymałem wyczerpujących warsztatów. Dlatego tym razem nie chciałem zapeszyć. Mama pisała do mnie esemesy, a ja odpisywałem, że robię tygodniowy projekt i nie mogę dzwonić. Powiedziałem rodzicom dopiero, jak się dostałem do programu. Oczywiście było ciężko, bo rodzice są dla mnie najważniejsi i fajnie byłoby mieć ich wsparcie podczas takiego wyjazdu, ale dałem radę.

Jakie są Twoje plany na przyszłość?

Mój najważniejszy cel to zaliczyć pierwszy rok studiów w szkole promocji. Mam już dyplom instruktora i choreografa tańca jazzowego, ale chcę także uzyskać wykształcenie w zakresie reklamy. Nadal będę również uczył dzieci tańca, bo bardzo to lubię. A więc kilka dni odpoczynku i wracam do szkoły. Z powodu wielu propozycji, jakie dostaję, pewnie zabraknie też czasu na wyjazd wakacyjny. Do Los Angeles najchętniej pojechałbym za rok, a najwcześniej zimą, po sesji na studiach. Najbliższy czas chciałbym wykorzystać na inne rzeczy, m.in. podziękowanie wszystkim, którzy na mnie głosowali.

Czy spodziewałeś się takiego poparcia międzyrzeczan?

Nie spodziewałem się aż takiego dopingu. Dostałem filmik od mojej choreografki, która pisała w mailu: „Zobacz Brian, co się dzieje w twoim mieście”. Kiedy zobaczyłem, jak ludzie kibicują mi pod telebimem na rynku i jak reagują, kiedy przechodzę dalej, zwyczajnie się popłakałem. Chciałbym zobaczyć, jak wyglądało to na żywo.

Jak wspominasz Międzyrzec?

Spędziłem w tym mieście dzieciństwo, tu się wychowałem, chodziłem do szkoły i na lekcje angielskiego. W Międzyrzecu poznałem też wielu wspaniałych ludzi. Jak teraz tu przyjeżdżam, jest mi bardzo miło ich widzieć i chętnie przypominam sobie czasy dzieciństwa. Międzyrzec zawsze będzie w moim sercu.

Są jeszcze inne bliskie Ci miasta?

Do Międzyrzeca mam największy sentyment. Jednak – ze względu na taniec, teatr i choreografkę Iwonę Orzełowską, która wprowadziła mnie w świat tańca – ważne są dla mnie także Siedlce. Bywam w Białej Podlaskiej, bo mieszkają tam moi rodzice. Miło wspominam też wakacje u babci w Łukowie. A obecnie mieszkam w Warszawie. Dziękuję wszystkim mieszkańcom tych miast, którzy pomogli mi wygrać – wierzyli we mnie, zaufali mi i wysyłali na mnie esemesy.

Twoje marzenie o wyjeździe do Los Angeles się spełniło. Czy masz jeszcze inne?

Jestem osobą spełnioną i szczęśliwą, ale na pewno znajdą się i inne marzenia. Na przykład bardzo chciałbym wystąpić z Beyonce – być jej tancerzem. Kto wie, może to też się spełni. Po tym, co się stało w programie, wierzę, że wszystko jest możliwe.

NOT. BZ

BZ