Wszystko przed nami
Ostatnio postanowiłem nawet nieco poszperać i znaleźć jakieś konkrety w programach wyborczych poszczególnych ugrupowań oraz baczniej przyjrzeć się ludziom, którzy za wszelką cenę chcą reprezentować mnie i moich rodaków w parlamencie. Niestety, rozczarowałem się. Prezes PiS w jednym z udzielonych wywiadów oznajmił: „Kompleksowy program planujemy przedstawić po wakacjach”. Kiedy pisałem ów tekst były jeszcze wakacje, a więc cierpliwie czekam na konkretne konkrety dla współutrzymującego rodzinę faceta 50+.
Strategia totalnej opozycji, ograniczająca się w zasadzie do dwóch słów: „***** ***”, zakłada odsunięcie znienawidzonych kaczystów od władzy. W osiągnięciu celu mają pomóc Tuskowi najnowszej generacji „lokomotywy wyborcze”. Jedną z nich jest lider Agrounii Michał Kołodziejczak. Ten sam, który jeszcze kilka tygodni temu krzyczał: „Oni dali d…, ale ja na tacy przyniosę wam te świńskie zakłamane ryje, tych wszystkich polityków i rzucę wam pod nogi. (…) Panie Donald Tusk, jak pan chce poznać te opinie, to niech pan tutaj przyjedzie i z ludźmi, z praktykami porozmawia, a nie czyta z kartki, bo to już jest groteska i ośmieszanie. Chcecie znać się na wszystkim, a nie znacie się na niczym (…). Ludzie, dla kogo on jest wiarygodny (…)”.
Trzecia droga – konsorcjum Hołowni z Kosiniakiem-Kamyszem – nikim nie chce miotać, za to chce wszystko zrobić lepiej. Pytanie tylko: co, jak i komu? Sęk w tym, że ludzie pragną różnych rzeczy i to zazwyczaj nawzajem się wykluczających. Ja na przykład chcę, żeby latem codziennie trochę popadało na rosnące w ogródku warzywa, a – dajmy na to mój szwagier – modli się o słońce, bo jak pada, to nie może dokończyć sianokosów. Słowem: kwadratura koła, której chyba nie są w stanie ogarnąć i same niebiosa, a co dopiero dwóch wspomnianych śmiertelników.
Wreszcie odkrycie tegorocznej bitwy o tron – uchodząca za nową jakość i świeży powiew w krajowej polityce Konfederacja zamierza „wywrócić stolik”. I wszystko byłoby piękne, pełne nadziei i szlachetne, gdyby populizmu Mentzena nie uwierzytelniały najstarsze metody uprawiania polityki. No bo czymże jest choćby cała seria dziwnych nominacji partyjnych polegająca na wciąganiu na tzw. miejsca biorące list wyborczych członków rodziny albo dezerterów z innych ugrupowań politycznych. Jeśli Mentzen z jednej strony krzyczy o wykorzystywaniu instytucji państwowych do partyjnych gierek i obsadzania stanowisk swoimi, by z drugiej – dokładnie w takim samym procederze uczestniczyć, to niczego nie wywraca i nie przeskakuje żadnej poprzeczki, ale raczej pod nią przechodzi, a nawet się przeczołguje.
Gdyby chcieć uczciwie oddać nastrój rozkręcającej się kampanii wyborczej, trzeba by napisać o bezgranicznej intelektualnej i politycznej pustce, bowiem, jak na razie, nie toczy się żadna warta uwagi debata. W polskiej polityce widzieliśmy już wszystko, a jeśli nie wszystko, to resztę zapewne zobaczymy już w najbliższym czasie.
Leszek Sawicki