Kościół
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Wszystko w rękach Boga

W życiu wszystko ma swój czas: płacz i śmiech, trud i odpoczynek, zdrowie i choroba. Dla nas przyszedł teraz czas dziękowania - mówią Krystyna i Zbigniew Paskudzcy z Siedlec.

- Bogate mieliśmy życie - stwierdzają, sięgając pamięcią wstecz - aż do dzieciństwa. Podobieństw w ich historii mogłoby się doszukać wiele innych osób, dla których obok Boga najważniejsza jest rodzina, praca, zwykłe uczciwe życie. I którzy pozostają wierni raz danemu słowu. Pochodzą z parafii Gąsiory. Pobrali się w 1964 r. Poznali się w niedzielę… a w następną poszli dać na zapowiedzi. Ślub był w listopadzie, miesiąc później zamieszkali na swoim, we wschodnich rogatkach Siedlec. W małżeństwie przeżyli 55 lat, dochowali się pięciorga dzieci i 11 wnuków. - W rodzinie jest różnie: raz lepiej, raz gorzej. Łzy przeplatają się z radościami. W najcięższych chwilach trzymała nas modlitwa - mówi K. Paskudzka. Pan Zbigniew pracował w zakładach Nowotki. Ona zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci. - Kiedy zaczęli naciskać, żebym zapisał się do partii, najpierw wykręcałem się: żona nie pozwala. Koledzy na to: nie przyznawaj się. A ja - że przed żoną tajemnic nie mam. Potem sprawa stanęła na ostrzu noża. Byłem pewien, że wyrzucą mnie z pracy, ale się nie ugiąłem - opowiada. Do zakładowej „Solidarności” zapisał się jako jeden z pierwszych. W 1982 r. wszedł w kolportaż ulotek, niezależnej prasy i książek.

– Po zapadnięciu zmroku, poza opłotkami Marek Biały przynosił do naszego domu plik ulotek. Trzeba je było dostarczyć w ustalony punkt. Wsiadaliśmy z Krysią w naszego fiacika i z duszą na ramieniu jechaliśmy na miasto, zawsze razem. Samochód najczęściej zostawialiśmy przy katedrze, dalej na piechotę. Jako identyfikator miałem połówkę przedartej widokówki – wspomina. W zakładzie ulotkę powiesił tylko raz. Chwilę później kierownik wezwał go na dywanik. „Jak pan chce wieszać, to w domu, nie tutaj!” – usłyszał. – Uratowało mnie chyba to, że byłem dobrym fachowcem – stwierdza.

– Baliśmy się. Dzieci – jeszcze małe. Co wieczór całą rodziną odmawialiśmy dziesiątek Różańca, powierzając Bogu wszystkie problemy, bo co do ludzi – nie można było mówić za wiele – mówi K. Paskudzka. – Ale dzieci widziały ojca, jak klęczy. Nawet, gdy wracał zmęczony z drugiej zmiany. I, dzięki Bogu, nie zdarzyło się, żeby był internowany czy aresztowany – dodaje. ...

LI

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł