Wyjść ponad przeciętność
Pierwsza Ekstremalna Droga Krzyżowa została zorganizowana w 2009 r. Jej pomysłodawcą był ks. Jacek Stryczek, kojarzony najczęściej z akcją „Szlachetna Paczka”. Zapaleńcy wyszli wtedy z Rynku Podgórskiego w Krakowie (kościół św. Józefa) do sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. Trasa była długa i męcząca. Uczestnicy po dojściu do celu zaznaczali, że doświadczyli własnej słabości i ułamka ciężaru, jaki dźwigał Jezus na swojej drodze.
Mówili, że inaczej patrzy się na mękę Chrystusa, kiedy własne nogi odmawiają posłuszeństwa, gdy bolą odciski, kiedy chłód coraz mocniej daje się we znaki. Jak czytamy na stronie EDK, inicjatywie towarzyszą cztery ważne pojęcia. Pierwsze to „wyzwanie”. Co czujemy, gdy ktoś proponuje przejście ponad 40-kilometrowej trasy połączone z rozważaniem drogi krzyżowej? Wszystko dzieje się nocą, w milczeniu. Nie ma śpiewów i gitary. Jest mapka i rozważania, na które trzeba poświecić latarką. Piątek – po całym tygodniu nauki lub pracy. Czy warto podjąć ten trud? Jedni rozumieją, inni pukają się w czoło. Okazuje się jednak, że coraz więcej ludzi mówi: „piszę się na to”.
Drogowe przemyślenia
Kolejne ważne pojęcie to „droga”. Aby coś w sobie zmienić, trzeba ruszyć z miejsca. Czasem tak zwyczajnie, fizycznie. Krok za krokiem. Pierwsza, druga, trzecia stacja… Kilometry za mną i przede mną. Z każdym kolejnym coraz trudniej, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Nadchodzi „zmaganie”. Czujemy, że nie jesteśmy herosami. Pojawia się pokusa rezygnacji. Myśli uciekają w setki kierunków, nie mamy siły, być coś szeptać. Modlitwą stają się kolejne kroki. Zdobywamy się na krótkie „Jezu, to dla Ciebie. Ufam Tobie”. I znów myśli wracają na odpowiedni tor. Ostatnie ważne słowo to „spotkanie”. Z kim? Z Bogiem. ...
Agnieszka Wawryniuk