Wyrok i egzekucja Władysława Rawicza
Tak o tym wspominał W. Dąbrowa-Żelkowski: Już było bardzo ciemno gdyśmy przyszli do grobli pod Puchaczowem i awangarda nasza na tej grobli spotkała się z Moskalami, którzy, wystrzeliwszy do nas, uciekli do młyna.
“Pomimo poszukiwań naszych nie można było ich znaleźć. Przy poszukiwaniu chodziłem z latarką, ale nic nie widziałem. Później dowiedziałem się, że schowali się pod młyńskie koło, to jest całkiem byli w wodzie, ale tylko nosy dla oddechu wsunęli w skrzydła koła. Gdyśmy przyszli do Puchaczowa, przed kościołem zapalono świece kościelne i obywatelki zaczęły znosić jedzenie. Lecz Kozaki, zazdroszcząc nam, cichaczem podjechali i dali ognia do nas. I tak rozpoczęła się strzelanina po ciemku w lesie, która skończyła się na niczym”. 19 listopada Naczelny Sąd Polowy tzw. audytoriat przeprowadził rozprawę i wydał wyrok na Władysława Rawicza. Stwierdzał, co następuje: „Władysława Rawicza, obywatela ziemskiego, po pozbawieniu praw wszelkich i wszystkich praw posiadania – skazać na karę śmierci na powieszenie za dobrowolne przyjęcie stanowiska Naczelnika Cywilnego Województwa Podlaskiego oraz za przechowywanie pieczęci rewolucyjnych i różnego rodzaju korespondencji powstańczej, m.in. rozkazów tzw. Tajnego Komitetu Warszawskiego, a nadto za wydawanie poleceń podległym sobie naczelnikom rewolucyjnych powiatów na terenie całego województwa, wreszcie za pozostawanie w kontakcie z Komitetem i jego agentami”. Tego samego dnia powyższy wyrok zatwierdził naczelnik wojenny bialsko-siedlecki gen. Zachar Maniukin, wyznaczając datę egzekucji na 23 listopada. Przed śmiercią Rawicz sporządził testament, w którym zapisywał Grochów rok wcześniej poślubionej żonie i synowi. Opiekunem swego syna – Aleksandra, narodzonego już po swym uwięzieniu, ustanowił swego brata – Józefa (późniejszego konsula Stanów Zjednoczonych w Warszawie) bądź szwagra Stanisława Wołowskiego. Do żony pisał: „Syna wychowaj na uczciwego człowieka i czasem o mnie pamiętaj. Pamiętaj, że życie Twoje jest potrzebne dla wychowania syna”. Opiekę nad rodziną powierzał także swym rodzicom. W testamencie zawarł też rozporządzenie odnośnie osobistego majątku. Pozostające w depozycie 22 ruble srebrne polecił rozdysponować pomiędzy służbę więzienną. Do ostatniej chwili przyjaciele i rodzina usiłowali go ratować. Sąsiad S. Golicyn, pochodzący ze starej arystokratycznej rodziny rosyjskiej posiadającej rozległe koneksje, udał się do namiestnika Berga z prośbą o ułaskawienie Rawicza. Nie uzyskawszy niczego w Warszawie, wyjechał do Petersburga, gdzie wyjednał łaskę u cara. U gen. Maniukina w Siedlcach prosiły o ułaskawienie swego pana delegacje chłopów, którym zniósł pańszczyznę, założył szkołę, potrzebujących wspomagał zbożem, organizował szpital i opłacał lekarza. Daremnie. Nieoczekiwanie 21 listopada, na dwa dni przed terminem, wykonano wyrok śmierci na Rawiczu. Tak o tym zapisała Maria z Łubieńskich Górska: „W czasie pobytu Ludwika Górskiego w Siedlcach powiesili Rawicza. Był się on dopiero co ożenił z panną Witwicką i bardzo się kochali. Ona biedaczka wciąż biegała do Warszawy, gdzie starania robiła o uwolnienie męża do Siedlec, gdzie choć na chwilę udało jej się czasem go zobaczyć. Wszyscy prócz niej wiedzieli, że na śmierć skazany. W dzień egzekucji Ludwik do niej poszedł, ona pełna nadziei rozpowiada jak go uwolnią (Miała prawo się spodziewać, kołatano przez króla Belgów, do Petersburga jeździł osobiście ks. Sergiusz Golicyn ze Starej Wsi, trafiono nawet do królowej wirtemberskiej, siostry cara Aleksandra II. Jednak gen. Berg – mimo aktu ułaskawienia – zdecydował się na wykonanie wyroku, wysyłając do gen. Maniukina tajną depeszę polecającą przyspieszenie egzekucji o dwa dni). Wtem słychać wóz ciężko idący po bruku, dzwony i bęben. „Ach mój Boże, co to!” – woła pani Rawicz. „To kogoś wieszają” – mówi Ludwik – „Uklęknijmy i módlmy się za tę duszę”. Uklękli oboje. Ludwik drżącym głosem odmówił litanię za konających, skończyli, bęben ucichł, wstali oboje, ona biedaczka ani się domyślała, że mąż jej już nie żył”. Nie wiedziała, że idąc na śmierć „chód zachował poważny i pewny, głowę miał dumnie wzniesioną, sam więc tylko jęk i płacz otaczających zdradzał, że na śmierć idzie” – jak napisał o nim historyk, publicysta i członek Rządu Narodowego Agaton Giller. W ostatnich słowach oznajmił: „Powiedzcie moim rodzicom, iż umieram szczęśliwy i spokojny, bo za najświętszą sprawę i nikogo nie zdradziwszy. Proszę, aby syn mój w tychże co ja wzrósł zasadach. Żegnam Was, a Bogu oddaję”. Jednak na całą rodzinę Rawiczów spadły represje. Ojciec Władysława został ukarany kontrybucją w wysokości 400 tys. zł i niewiele przeżył syna. Również brata i szwagra uwięziono. Egzekucja ta stała się tematem kilku utworów poetyckich. Najbardziej znany jest wiersz Teofila Lenartowicza „Rawicz”, w którym pisał: „Więzień wzniósł czoło, spojrzał wokoło przez kraty, Tam szubienica, a przy niej wrogi i katy…spojrzał na mnicha, ściekła łza cicha, jedyna, Wspomniał na Polskę, na młodą żonę, na syna”. W 14 rocznicę odzyskania niepodległości zbudowano w Siedlcach szkołę im. Władysława Rawicza (w miejscu, gdzie zginął), którą w 1932 r. poświęcił biskup podlaski ks. dr Henryk Przeździecki. W III RP 1 września 2007 r. połączono Szkołę Podstawową nr 5 im. W. Rawicza oraz Publiczne Gimnazjum nr 6 im. ks. S. Brzóski w Siedlcach w placówkę o nazwie Zespół Szkół nr 2 w Siedlcach.
Józef Geresz