Komentarze
Źródło: EJLA/DREAMSTIMME
Źródło: EJLA/DREAMSTIMME

„Wyrzuć pamiątki, spal wspomnienia…”

Prawdziwa batalia, jaka rozpętała się wokół Lecha Wałęsy i książki, która stanowić ma przyczynek do biografii przywódcy „Solidarności”, skutecznie poruszyła polską opinię publiczną - pomimo letniej nudy i wakacyjnego odpoczynku.

Starcie zwolenników tezy o agenturalnej przeszłości byłego prezydenta i jej przeciwników zdaje się być batalią na miarę tysiąclecia. I nie ma w tym cienia przesady. Ocena działań Lecha Wałęsy, szczególnie tych po 1989 r., może się diametralnie zmienić pod wpływem udowodnienia mu współpracy ze służbami specjalnymi PRL. Ale nie tylko. Dowiedzenie tej tezy wpłynie zasadniczo na ocenę tego, co nazywamy polską drogą do wolności i suwerenności. Konieczne będzie postawienie pytania: czy rzeczywiście było to dokonanie polskiego narodu, który wybił się na niepodległość, czy też po raz kolejny mieliśmy do czynienia ze sprawnie dokonaną mistyfikacją, mającą na celu zmylenie społeczeństwa i miękkie lądowanie w nowej rzeczywistości dla establishmentu komunistycznego państwa? Może więc doprowadzić do zasadniczego przewartościowania w podejściu do najnowszej historii Polski. Dlatego ważne, aby ta debata przebiegała jak najuczciwiej, by nie wylać dziecka z kąpielą. Warto zatem zwrócić uwagę na argumenty, aby nie niosły one tylko emocji, lecz stanowiły o poważnej debacie, na którą ciągle czekamy.

Problematyczna przeszłość

Przeciwnicy zaglądania w przeszłość jako jeden z koronnych argumentów używają stwierdzenia, że nie jest ważne, co działo się w przeszłości – najważniejszy jest dzisiejszy rozwój naszego kraju. Dowodzą, że nie są ważne kilometry akt SB, gdy nie ma kilometrów obiecanych autostrad, a zgłębianie tajników komunistycznej przeszłości jest niczym wobec wybierania przyszłości.

Co ciekawsze, wokół byłego prezydenta zgromadziło się arcyciekawe grono adwokatów, grupujące w większości wszystkich byłych przeciwników działań Lecha Wałęsy, a przynajmniej jego kandydatury na urząd prezydenta. Ten swoisty zwierzyniec, piejący o potrzebie patrzenia tylko przed siebie, stanowi już sam w sobie argument przeciw elektrykowi z Gdańska, co obalał komunizm, skacząc przez płoty.

Wróćmy jednak do oceny argumentacji. Mówienie, że należy tylko zapatrzeć się w horyzont tego, co nowe i co ma nadejść, jest samo w sobie zgubne. Tożsamość narodowa jest najważniejszym dobrem, jakie posiadamy, stanowi bowiem o naszym bycie w tym świecie. Sama zaś powstaje z pamięci zbiorowej, w której zawarte są dni chwały oraz noce klęsk i zdrady. Blaski i cienie naszego bytu narodowego stanowią podstawę do ukazania hierarchii naszych narodowych wartości, które są kośćcem organizmu narodowego. Ojczyzna bowiem to nie tylko skrawek ziemi, wydzielony przez naturalne lub sztuczne granice, ale przynależność do pewnej kultury, stanowiącej o naszym postępowaniu. Owa tożsamość narodowa jest siłą, która przez wieki ratowała nasz byt i nasze istnienie. Pamięć przeszłości pomagała przetrwać zawieruchy dziejowe, zaś milionom polskich emigrantów pozwalała na istnienie, a nie wegetację na obcej ziemi.

Nie można więc przyszłości budować bez odniesienia się do przeszłości, chyba że chodzi o wynarodowienie nas samych. O to jednak nie mogę podejrzewać naszych polityków (chyba). Paniczny strach przed przeszłością może więc być tylko wyrazem chęci zaciemnienia czegoś, co ujawnione, mogłoby niejedną karierę polityczną w III RP pogrążyć w niebycie hańby.

Ucieczka z szamba

Kolejny argument, który jest używany przeciw lustracyjnym poczynaniom polskich polityków, to teza, że nie należy gmerać w czymś, co swoją konsystencją przypomina ściek. Można od biedy przyjąć tę argumentację, problem jednakże leży w tym, że ci sami ludzie kazali nam, i to bez jednoznacznych dowodów, uznawać winę za mord w Jedwabnem, twierdząc, że wejście w niechlubną przeszłość pomoże nam odnaleźć właściwe drogi we współczesności. Dowodzący wówczas leczniczego i terapeutycznego charakteru doświadczenia ciemnych stron naszej historii, dzisiaj uciekają przed tym, co wcześniej uznawali za lekarstwo. Przyznać należy więc, że raczej nie odór archiwów dawnej bezpieki, ale smród własnej niekonsekwencji sprawia, że ich powonienie jest podrażnione.

Mówienie o spiskowym działaniu dawnych służb, które na wzór Pana Boga potrafiły przewidzieć, co stanie się za 30 lat, jest równie mocnym argumentem, jak próba określenia trendów w handlu ropą na podstawie wróżenia z fusów. Wejście we własną historię, nawet jeśli jest ona naznaczona piętnem zdrady lub nieuczciwości, może stanowić element wychowawczy, ukazując postawy, których należy się wystrzegać. Z drugiej strony stanowi o sprawiedliwości, bez której społeczność staje się raczej zgrają zbójców, jak pisał św. Augustyn. Unikanie osądzenia tego, co stało się w przeszłości, zdaje się być sygnałem, że nie jest ważne, co robisz dzisiaj, bo potem wszystko idzie w zapomnienie. Dziś możesz być szują czy łotrem, jutro będziesz stał na świeczniku i będą bić tobie pokłony. A to najlepsza droga do anarchii i zatraty podstawowych cnót społecznych. I nie chcę tu odnosić się bezpośrednio do samego Lecha Wałęsy, ale raczej podać ogólną konstatację braku pamięci narodowej. Zaiste, narody, które tracą pamięć, tracą życie.

„Jam ci to uczynił, mospanie…”

Gdy słyszę słowa byłego prezydenta, że to on obalił komunizm, staje mi przed oczami jowialność Zagłoby. Oczywiście nie odbieram mu należnego miejsca w polskim panteonie jako ikony przejścia do suwerenności, ale nie można zapominać o milionach Polaków, których marzenie wybicia się na niepodległość stało się najważniejszą podstawą naszej drogi do wolności. Megalomania nie jest najlepszym doradcą, zwłaszcza w sprawach osobistych. Determinacja polskiego społeczeństwa była najlepszym czynnikiem w parciu na niepodległość. Bez niej nawet największy z ludzi nie mógłby poradzić sobie z nawałą komunistyczną. Symbol łączy ludzi, ale siła symbolu płynie z ludzi. Dążenie do odkrycia prawdy o przeszłości jest żądaniem ludzi, aby wiedzieć, czy nie zostali po raz kolejny oszukani. I to się im należy.

Ks. Jacek Świątek