Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Wysoko ocenił godność ludzkiej natury

Bóg tak wysoko ocenił ludzką naturę, że uczynił nas dziedzicami nadziei. Nie zaprogramowanych marzeń i idei, nie planów pięcio- i wieloletnich, nie wytworów chorych ludzkich imaginacji. Jesteśmy dziedzicami nadziei szczęścia.

Nic już dzisiaj nie przypomina tego, co dawniej bywało. Choinki ze sprasowanych puszek, gwiazda nad odpadami, kolędy jak szlagiery między sklepowymi półkami, mikołaj skrasnalony na nalepce jakiegoś płynu do picia pomiędzy posiłkami świątecznymi. Próżno obecnie poszukiwać Betlejem, choć drzwi jak dawniej pozamykane, by obcych nie wpuścić. Co pozostało z Nocy nad nocami?

Papierowymi skrzydełkami aniołki potrząsają i usta ich otwarte milczą bez radosnej wieści. A miasta walczą nie o Króla niebios, lecz o zgrabne dromadery lub baktriany. Ja jednak czekam na tę jedyną noc w roku. Wiem, że teologia wskaże inną ciemność, którą rozświetla blask Powstającego z grobu. Lecz serce wiąże się bardziej z tamtą północą, gdy nagle okazało się, że niebo leży w zasięgu ziemi. Ludzka myśl przez wiele lat starała się poznać to, co się wtedy dokonało. Ufam jej, bo przecież nie darmo Przedwieczny wszczepił w nas iskrę rozumu. I nią jak kagankiem podatnym na podmuchy wiatru staram się rozświetlić ciemność tej nocy. Bo gwiazda to dzisiaj już za mało.

Oto Mu się wół i osioł kłaniają

Brata Tomasza w zakonie kaznodziejskim nazywano wołem. Stanę więc przy nim jak osioł, który nic nie pojmuje, ale podąża za swoim pobratymcem, by hołd oddać Dziecięciu. Biorę pisma jego i czytam. A gwiazda wskazuje drogę i zatrzymuje się nad miejscem złożenia Nowonarodzonego. Czytam z wypiekami: „Ponieważ Bóg stał się człowiekiem, ludzie stali się także dziedzicami nadziei, że również i oni mogą stać się uczestnikami doskonałego szczęścia, którym tylko Bóg cieszy się z natury. Człowiek zna przecież swą słabość, a więc z trudem mógłby się spodziewać, że osiągnie szczęście (które polega na widzeniu Boga i radowaniu się Nim), gdyby mu było obiecane, bo nawet aniołowie mieliby z tym trudność. Tymczasem ludzie mogli w pewien sposób poznać jak wysoka jest godność ich natury, którą Bóg tak wysoko ocenił, że dla zbawienia ludzi sam stał się człowiekiem. Bóg, stając się człowiekiem, dał nam nadzieję, że także człowiek może dojść do zjednoczenia z Bogiem w błogosławionym radowaniu się Nim samym”.

Filozofowie i socjolodzy, teologowie i znawcy historii oceniają dzisiaj gatunek homo sapiens. Roztrząsają wpadki dziejowe, krwawe plamy na mapie świata, okrucieństwo wpisują bez żadnej podstawy w ludzką naturę, którą zajadli genderowcy chcą dowolnie modyfikować. Jedni zwą człowieka wiązką emocji, inni dzielą go lancetem psychologii, wyróżniając zawikłane sfery ciemności i plugastwa. A jeszcze inni z tego monstrum chcą uczynić miarę wszechrzeczy. A Bóg? A Bóg tak wysoko ocenił ludzką naturę, że uczynił nas dziedzicami nadziei. Nie zaprogramowanych marzeń i idei, nie planów pięcio- i wieloletnich, nie wytworów chorych ludzkich imaginacji. Jesteśmy dziedzicami nadziei szczęścia. Tu gwiazda stanęła jak nad domem Narodzonego.

Których oni nie słyszeli jak żywi

Brat Tomasz z Akwinu powoli, z wolim mozołem, wyjaśnia to szczęście: „Człowiek ma tak wielką godność od Boga i jest Mu tak bliski, że Bóg zechciał stać się człowiekiem”. Tulimy się dzisiaj do każdego znamienia szczęścia. Poszukujemy łatwych sposobów na zaspokojenie tęsknot i pragnień. Kordonami przepisów otaczamy nasze wyobrażenia godności ludzkiej. Skarżymy się sądom i mediom, gdy nam jej nie staje. Ciągle łzawo łkamy, żebrząc o jej skrawek lub ułamek z jakiejkolwiek ręki. Wszyscy obiecują, ale wiemy, jak jest z dotrzymaniem słowa. Idę więc do Stajni i nagle odkrywam, że On nie obiecuje, nie przekonuje sloganami, nie pisze manifestów i apeli, nie wdziera się reklamą w życie ludzkie. On JEST nadzieją. Bliskość drugiego człowieka jest jak dotknięcie policzka o policzek, pomiędzy którymi pozostaje granica obcości. W Nim bliskość przełamała tę ostateczną granicę, bo zjednoczył ludzką i boską naturę. Niebo stało się ziemią, ziemia stała się niebem. Człowiek w Bogu spoczął, a Bóg oddał się człowiekowi. Tak to już nie są dwoje, ale jednym ciałem się stają. Choć w odrębności, to jednak zjednoczeni. Nic nie jest tajnym człowiekowi ze szczęścia, jakie kryje w sobie Przedwieczny. Tego nie można było wymyśleć. Żadna ludzka idea nie jest w stanie oddać takiej bliskości. Nie jest to dziełem ludzkich pragnień najbardziej skrywanych. Tylko w fakcie Wcielonego Boga możliwa jest ta cudowna jedność. Już ziemia mnie nie cieszy ani w niej szukam swojego celu. Ludzka godność uratowana jest w Nowonarodzonym – Znaku Jedności, o której ani ucho nie słyszało, ani jej oko nie widziało, ani serce ludzkie nie zdoła jej pojąć. Nadzieja JEST i trwa, bo Jedność w Nim jest niezmienna.

I anieli gromadami pilnują

Opłatkami wybrukowany jest betlejemski szlak. I tymi, które z trzaskiem łamią się przy wigilijnych stołach, i tymi, co Ciałem Jego stają się w drżeniu kapłańskich warg. Jasny szlak jedności i ludzkiej godności od tej Nocy rozpływa się po świecie. Nic jej zatrzymać nie może, bo nie wiedzie ona poprzez wyboje czy płaskie jak stół autostrady. Nie grożą jej szlabany graniczne ani celnicze strażnice. Z serca do serca podawana jak pokarm czy tętno serdecznej krwi (bo z serca płynącej). Jak największy skarb i tajemnica strzeżona przez anielskie gromady spływa na ludzkie serca w odruchu tkliwości i serdeczności. Nic to, że skona w tchnieniu codzienności. Ludzkie serce nawet w arytmii bije życiem wcześniej otrzymanym. Tej nocy dane mi jest ponownie uwierzyć w człowieka, bo choć Boga wychwalamy, to jednak człowiecze rączęta i płacz niemowlęcy raduje nasze oczy, uszy i serca. On tak wysoko ocenił człowieka. Czyż ja mogę inaczej? Nawet jeśli w jednym rzędzie postawią mi Kaina, Judasza, Brutusa i innych, to suma ich wszystkich nie znaczy nic wobec jednego stwierdzenia, trochę późniejszego – „Oto Człowiek!”. Strzeżcie tego anieli niebiańscy. Bo w gwarze ludzkich sądów potrzeba mi będzie tej nadziei na czas późniejszy. Choć dotkną mnie ogniem, będą sprawdzać moje prawidłowe człowieczeństwo, każą mi wybierać pomiędzy liberalnym i jeszcze bardziej, choć na marginesie mi wskażą miejsce, bom nie nowoczesny, choć znaki me święte wydadzą tłuszczy na wyszydzenie, choć stanie cały Sanhedryn tego świata, mnie to nie przerazi. On już mnie ocenił. Uznał mnie człowiekiem. Wtedy, gdy sam poczuł powiew ziemi na ludzkiej twarzy. Twarzy mi bliskiej, jak policzek przy policzku. Bez granicy obcości.

Ks. Jacek Świątek