Komentarze
Wyszło jak zawsze

Wyszło jak zawsze

Targają mną mieszane uczucia. Z jednej strony odczuwam satysfakcję, że m.in. moje teorie spiskowe się sprawdzają, z drugiej jest mi przykro, iż nad Polską pod rządami uśmiechniętych nieudaczników wisi miecz Damoklesa.

Ostrze, które - nie ma się co łudzić - po raz kolejny najboleśniej zrani najsłabszych. A właściwie już ich rani. To oni bowiem najdotkliwiej odczuwają ból, oglądając po trzykroć każdą złotówkę wyciąganą z coraz chudszych sakiewek. To oni z przerażeniem spoglądają na termometry, bo nie są pewni, czy będzie ich stać na ogrzanie mieszkań drożejącą w zawrotnym tempie energią z „tanich” ekoźródeł. Oni polują na najtańsze produkty, gdyż to, na co jeszcze przed rokiem wydawali kilka złotych, dziś kosztuje dwa, trzy razy tyle. To oni wreszcie zachodzą w głowę, co zrobią, gdy nagle pojawi się przed nimi perspektywa utraty pracy.

Za chwilę miną trzy miesiące od dnia, w którym przywódca uśmiechniętych, wiedząc o zagrożeniu powodzią, wypowiedział we Wrocławiu kojące mieszkańców Dolnego Śląska i Opolszczyzny słowa: „Prognozy nie są przesadnie alarmujące (…), nie ma powodu do paniki”. Dziś każde dziecko ze Stronia Śląskiego, Lewina, Lądka Zdroju, Głuchołazów czy Radochowa wie, że zagrożenie powodziowe – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – minęło. Ale każde dziecko, łącznie z tysiącami mieszkańców zniszczonych domów wie, że choć obecnie wielka woda nikomu nie zagraża, to wszystko, co zniszczyła kilka tygodni temu, samo się nie odbudowało. Dziś premier naszego imperium nie stoi przed żadnym ze zniszczonych domów i nie ogłasza powodzianom, że „nie ma powodu do paniki”. Nie przyjeżdża do nich sprowadzony z Brukseli pełnomocnik rządu ds. odbudowy po powodzi ani specjalista od „szybkiej, dobrej pomocy dla ludzi” zajęty przygotowaniami do kolejnego finału „wielkiego grania w pomaganie”.

Większość ludzi dotkniętych klęską nadal pozostaje bez wsparcia i nic nie wskazuje na to, by ono szybko nadeszło. Jak mawiał klasyk: „piniendzy nie ma i nie będzie”. Gospodarcze rokowania dla Polski, optymistyczne jeszcze przed rokiem, niemal z dnia na dzień zmieniają się w pełne obaw oczekiwanie na kolejne hiobowe wieści okraszone kłamstwami, których fabrykowanie nie sprawia już najmniejszych problemów nie tylko Tuskowi, ale także jego radosnym podwykonawcom.

Przed kilku dniami w regionalnej stacji, o dziwo należącej do telewizji publicznej, wyemitowano odważny materiał nakręcony w jednej z zalanych we wrześniu miejscowości, do której nie dotarła jeszcze żadna rządowa pomoc. Z relacji reporterki wynikało, że w samym tylko Kłodzku „na 140 złożonych do wojewody wniosków o pomoc wypłaconych zostało okrągłe zero”. W tym samym czasie wiele lokalnych portali, telewizji kablowych i gazet publikowało relacje ludzi, nad głowami których w obliczu nadciągającej zimy i braku dachu nad głową ciągle wisi ów legendarny miecz Damoklesa.

I kiedy wreszcie dotarło to do oczu i uszu rządzących, w mediach pojawił się minister od odbudowy terenów popowodziowych. „Tempo wypłat pomocy dla osób dotkniętych powodzią jest niesatysfakcjonujące i będzie przyspieszone (…). W ciągu najbliższych godzin powinno zostać wypłacone dodatkowe 100 mln zł na walkę ze skutkami powodzi” – oświadczył Marcin Kierwiński. Nie wiem, czemu, ale jakoś mu nie dowierzam. W mojej głowie rodzi się za to kolejna teoria spiskowa. I oby nią tylko pozostała. Przecież jeśli minister od Tuska coś mówi, to mówi.

Leszek Sawicki