Komentarze
Źródło: xAA
Źródło: xAA

Wzdłuż tej drogi na Smoleńsk…

Myślę, że Sława Przybylska, wykonując przed laty tę piosenkę, nie miała wcale pojęcia, jak profetyczna może ona się stać. Ale takie są chyba losy tekstów literackich, żyjących w pamięci ludzi. Nie wiadomo, w którym momencie zaistnieją w przestrzeni publicznej, odkrywając swoje drugie, całkiem inne oblicze.

W ubiegłą sobotę minął kwartał od tragedii smoleńskiej. Polską rzeczywistością zatrzęsła kolejna tragedia i nawet wody powodziowe nie były w stanie odwrócić naszej uwagi od tego, co wydarzyło się 10 kwietnia. Nawet, jeśli dzisiaj niektórzy obserwatorzy polskiej sceny społecznej i politycznej przekonują nas, że katastrofa prezydenckiego samolotu nie wywiera wpływu na polskie zachowania, to jednak trudno zaprzeczyć, że w polskiej podświadomości toczy się wciąż debata na temat przyczyn i sensu tego wydarzenia, a zaciekłość w komentarzach na forach staje się raczej objawem bezsilności ludzi optujących za jedną czy drugą wersją wydarzeń, aniżeli wyrazem najniższego braku kultury. Śmierć Lecha Kaczyńskiego i 95 innych osób nie była wszak tylko jakimś jednym z wielu wypadków, i to chociażby tylko przez sam fakt, że zginął w niej polski prezydent, którego urząd jest symbolem ciągłości i trwałości polskiego państwa.

„Wzdłuż tej drogi na Smoleńsk – milczący pusty las…”

Największym problemem nie jest już dzisiaj kwestia psychologicznego uporządkowania polskiej pamięci, chociaż rodziny ofiar zapewne nie poprą tej tezy. W społecznym odbiorze największy szkopuł jest z niejasnością. Zamiast poznawać coraz więcej i coraz głębiej przyczyny tragedii, mamy wciąż nierozwiązane zagadki i mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Na ten fakt zwracają uwagę już nie tylko publicyści i tzw. opinia publiczna, ale zaczyna się on przewijać coraz częściej w wypowiedziach polityków, także i koalicji rządzącej (no, może oprócz PO, dla której jest to orzech nie do zgryzienia ze względu na – delikatnie mówiąc – pospieszne i niezbyt przemyślane działania Donalda Tuska bezpośrednio po katastrofie, a także kilka dni przed nią). Przedzierają się do opinii publicznej oświadczenia prokuratorskie, jak chociażby jedna z ostatnich wypowiedzi Prokuratora Generalnego, Andrzeja Seremeta, który oświadczył, że chociaż na dzień dzisiejszy wyklucza się teorię zamachu z użyciem broni konwencjonalnej, to jednak w kręgu pytań dochodzeniowych nadal pozostaje teoria zamachu z użyciem środków niekonwencjonalnych. Wiadomości te, w połączeniu z przeciekami, w których dowiadujemy się, że Polacy wystąpią do Stanów Zjednoczonych z prośbą o ujawnienie rozmów z prezydenckiego telefonu, jeśli takie znajdują się w gestii USA, jak również prośba o zbadanie możliwości wytworzenia tzw. „sztucznej mgły”, obraz smoleńskiej tragedii czynią coraz bardziej zamglonym. Ów symboliczny „milczący pusty las” wiedzy sprawia, że większość Polaków jest przeświadczona o celowym działaniu, mającym zakryć prawdziwe przyczyny katastrofy. Działania rządzącej partii, które są podejmowane wobec symboli tamtej tragedii, również zdają się być chęcią spuszczenia zasłony milczenia na wydarzenia spod lotniska Siewiernyj. Proponowane przez prezydenta-elekta przeniesienie krzyża spod pałacu na Krakowskim Przedmieściu wydaje się o tyle niezrozumiałe, że nie jest on li tylko zaznaczeniem miejsca tragedii, jak robi się to przy polskich drogach, ale jest wyrazem tego, co działo się z narodem po 10 kwietnia. Podobnie rzecz ma się z działaniami Grzegorza Schetyny wobec zdjęć poległych posłów, które znajdują się w ławach sali posiedzeń plenarnych sejmu. Jeśli dołączyć do tego coraz częstszą retorykę posłów PO, np. p. Kidawę Błońską, która wszelkie próby dojścia do prawdy podejmowane przez PiS, nazywa powrotem do zaciekłości przedwyborczej, czy też słowa pewnego posła z Lublina, który w Urbanowskim tygodniku „Nie” nastroje po katastrofie nazywa katonarodowym amokiem, to siłową próbę ukręcania łba sprawie mamy jak na dłoni. Tylko że pozostaje pytanie: w jakim celu to się robi? A odpowiedź na tę kwestię może być arcyciekawa.

„Na tej drodze na Smoleńsk zacina wicher w twarz…”

Sytuację niejasności potęgują również coraz częstsze wypowiedzi rodzin ofiar, które zdają się przerywać mur milczenia i własnej żałoby. Coraz częściej padają z ich strony jasne zarzuty wobec polskiego państwa, polskich władz, wśród których najczęściej powtarzanym jest osamotnienie wobec machiny prawnej państwa rosyjskiego. Gdy w maju żona i córka Janusza Kochanowskiego mówiły, że państwo ich opuściło, wydawało się, że jest to przejaw żalu. Dzisiaj zarzuty te padają z różnych stron i są głośniejsze. Dochodzą do tego bulwersujące z czysto ludzkiego punktu widzenia fakty, jak chociażby brak zwrotu rzeczy osobistych, zabezpieczonych na miejscu tragedii, jak również zwracanie odzieży, które rodziny przekazały, aby w nie ubrać ofiary przed złożeniem do trumny. Nawet jeśli stan zwłok na to nie pozwalał, należało uszanować wolę rodziny. W czasie pochówku gen. Sikorskiego, po ostatniej ekshumacji, na szczątki polskiego premiera po prostu położono mundur generalski. Natomiast żona Tomasza Merty, wiceministra w rządzie Donalda Tuska, jasno mówi: „To, co robi w sprawie katastrofy polski rząd i prokuratura, jest dla mnie niewiarygodne. Mam poczucie, że śledztwo jest prowadzone w taki sposób, żeby prawda nie wyszła na jaw. Ponieważ w swojej pracy zawodowej zajmuję się m.in. postępowaniami prokuratorskimi za czasów PRL, wiem, że prowadzono je właśnie w taki sposób, by nie ujawnić prawdy. I widzę, że w przypadku katastrofy smoleńskiej przyjęto metodologię do złudzenia przypominającą tę, która była stosowana do 1989 r. – robić wszystko, by nic nie wyjaśnić. I to widać też w sposobie, jak się nas traktuje.” Wydaje się, że te osoby nie mają żadnych celów politycznych, a jedynym mianownikiem, który je łączy, jest żądanie zwykłej ludzkiej sprawiedliwości. Dziwne, że ze strony naszego własnego, ponoć suwerennego państwa, nie mogą jej otrzymać.

„Nad tą drogą na Smoleńsk dwóch gwiazd się sączy blask…”

Sprawa smoleńska nie jest tylko jakąś zawiłością dyplomatyczną pomiędzy Polską a Rosją i nie należy jej rozpatrywać w tej perspektywie. Ułudą pojednania ze wschodnim sąsiadem zostaliśmy po prostu oszukani. Nie należy jej widzieć również tylko w perspektywie wewnętrznej polskiej rywalizacji politycznej. To sprawa narodu i jego bytu zawartego w dziejowej pamięci. Mam jednak nieodparte wrażenie, że „dzięki” działaniom rządzących nad smoleńską drogą obok jasno żarzącej się gwiazdy 1940 r. coraz mocniejszym światłem tajemnicy zaczyna świecić ta z 2010 r.

Ks. Jacek Świątek