Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Wzorzec głupoty

W rankingu najgłupszych oraz najbardziej kretyńskich wydarzeń minionych wakacji, nieoczekiwanie, na najwyższym stopniu podium, uplasował się brawurowy bieg polskiego parlamentarzysty w kierunku wschodniej granicy RP.

Nietuzinkowy wyczyn młodego posła Koalicji Obywatelskiej, a także cyrk z „uchodźcami” urządzony przez przywódcę Białorusi przy naszej granicy mają przynajmniej jeden plus dodatni. Na dalszy plan zeszła sprawa tak ważna, jak ratowanie planety przed nieuchronną zagładą. Jeszcze do niedawna większość polityków, celebrytów czy suto opłacanych „autorytetów” medialnych była zaangażowana w walkę z pandemią. Obecnie niemal wszyscy zaczęli się użalać się nad losem egzotycznych turystów zwiezionych przez służby Łukaszenki na jeden z przygranicznych zagajników.

Ci, którzy dostali małpiego rozumu i ruszyli w teren, by zademonstrować nie tylko niechęć do rządu „dobrej zmiany”, ale też własną „wrażliwość społeczną”, otrzymali sporą dawkę nowych informacji, z przetworzeniem których wciąż jeszcze nie mogą uporać się ich mózgi. Kilku „obrońców praw człowieka”, parlamentarzystów, a także rodzimych gwiazd, w tym – pełniący zaszczytną rolę wisienki na torcie nieformalny kapelan „Gazety Wyborczej” i TVN ze zgrzewką wody mineralnej pod pachą – dowiedziało się, że polskich granic pilnuje straż graniczna. Formacja, której funkcjonariusze – podobnie jak pomagający im obecnie żołnierze i policjanci – są uzbrojeni oraz zobowiązani do wykonywania rozkazów swoich przełożonych. Pełniący służbę pogranicznicy uzmysłowili także wszelakiej maści szwędającym się dookoła nich łazikom, że nikomu nie wolno przekroczyć granicy bez wymaganych dokumentów, a za obcokrajowców próbujących przedostać się do Polski odpowiedzialne jest państwo, które z różnych powodów wpuściło ich na swoje terytorium. I tak oto nadwiślańscy obrońcy praw wszelakich, wciąż jeszcze analizując zdobytą wiedzę, rozbili naprzeciwko obozowiska „migrantów” swoje namioty i czekają aż nawiedzi ich jakaś małpa z tamburynem w żaroodpornych klapkach i wyda rozkaz odwrotu.

Wracając jednak do uchodźców. To prawda, że los ludzi zmuszonych do ucieczki ze swoich dotychczasowych miejsc zamieszkania nie powinien być nikomu obojętny. Nie można jednak wykorzystywać ich skomplikowanej sytuacji do cyniczniej gry politycznej. Przybywające nad granicę rzesze bezkarnych, niejednokrotnie chowających się za immunitetami gapiów sprawiają naszym organom bezpieczeństwa więcej kłopotów, niż koczujący po przeciwnej stronie granicy biwakowicze Łukaszenki. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby poseł Sterczewski jednak przedostał się na Białoruś. Niewykluczone, że podobnie jak jego filmowy imiennik – pechowy szeregowiec Franek Dolas – rozpętałby kolejną awanturę dyplomatyczną, a może nawet i wojnę. Widok wbiegającego na teren Białorusi mężczyzny z pękatą reklamówką w ręku raczej nie rozbawiłby panów z KGB. Oni zapewne nie mają aż takiego poczucia humoru, ani tym bardziej rozkazu pokładania się ze śmiechu. Za to przypadek naszego postrzelonego posła z pewnością mógłby zostać opisany jako wzorzec głupoty w Instytucie Miar i Wag w podparyskim Sèvres.

Leszek Sawicki