Z dziejów Podlasia (322)
Jako że miała domy, stodoły, a nawet ogrodzenia murowane, była trudna do zdobycia. Pierwsza zaatakowała ją brygada piechoty płk. Stanisława Rychłowskiego z 6 Dywizji Piechoty gen. Bielińskiego, składająca się z pięciu i 11 pułków piechoty. Rychłowski słyszał huk dział od Międzyrzeca i dlatego przed Rogoźnicą zatrzymał swe pułki. Przed nim, nad potokiem płynącym do Krzny, rozpościerała się gęsta olszyna.
Półbateria artylerii konnej ostrzelała zabudowania leżące z boku szosy brzeskiej. Pod przykryciem jej ognia, żołnierze drugiego pułku strzelców konnych, luźno rozsypanymi szwadronami, podsunęli się do wsi, ale zalegli. Dowódca 11 pułku piechoty ppłk Józef Odolski wydał komendę i jego pułk ruszył zluzować kawalerię. Wprawdzie przeszedł olszynę, ale poczęstowany ze wsi ogniem również zaległ, gdyż za daleko było na skok z bagnetem. Brygadier S. Rychłowski stał przy piątym pułku piechoty i patrzył przez lunetę. Nagle szybko oddał lunetę i wyjechał przed front. Padła komenda „W ramię broń, batalionami marsz!”. Piąty pułk ruszył długimi kolumnami batalionowymi. Przeszli rzekę Buczynkę, nie łamiąc kolumn batalionowych. Artyleria z trzeciej baterii konnej wsparła natarcie. Rosyjski gen. Werpachowski rzucił w bok piechoty polskiej dywizjon jazdy, czyli dwa szwadrony swoich ułanów, lecz polski drugi pułk strzelców konnych odparł to natarcie z taką siłą, że wziął do niewoli dowódcę, dwóch oficerów i ok. 150 żołnierzy. Ocaliło się zaledwie kilkudziesięciu jeźdźców rosyjskich, przeprawiając się przez rzeczkę, ale część potopiła konie w mokradłach. Tymczasem płk Rychłowski zeskoczył z konia, chwycił karabin i ruszył do przodu. Pobiegli za nim żołnierze piątego pułku piechoty. Przeskoczyli pierwszą murowaną zagrodę, atakując bagnetami. Niestety, trzeba było zdobywać dom po domu, stodołę po stodole. W jednym z ogrodów otoczono i zmuszono do złożenia broni większy oddział, a także spalono jedną ze stodół, z której Rosjanie prowadzili ostrzał. Piąty pułk piechoty samorzutnie rozdzielił się na grupy kompanijne, nacierając na zabudowania i przyległe tereny. Tylko w jednym miejscu, przed tęgim murem folwarcznego ogrodu, łamały się szyki polskich żołnierzy. Wtedy wybiegł brygadier Rychłowski, dopadł do muru, chwytając jego skraj podciągnął się i przeskoczył na drugą stronę. Parę sekund za nim ruszył piąty pułk piechoty i wkrótce wzięto do niewoli cały batalion rosyjski. Płk Rychłowski przypłacił swój wyczyn ciężkim postrzałem w nogę, ale Rogoźnica została zdobyta. Brygada jazdy gen. Sznajdego okrążyła wieś i wszystko, co znajdowało się przed mostem na rzece Buczynce albo padło na polu walki, zostało pojmane do niewoli. Zdobyto następną wieś – Rogoźniczkę, która liczyła wtedy 25 domów i 150 mieszkańców. Do niewoli trafili kolejni jeńcy, m.in. dowódca dywizji rosyjskiej – gen. Werpachowski. W kierunku Białej zdołała jedynie umknąć nieliczna artyleria (sześć dział) i trochę jazdy. Inne gromady rozbitków uciekły w kierunku Międzyrzeca. 26 dywizja rosyjska została rozbita, tracąc ok. 855 poległych, do niewoli trafiło ok. 700 żołnierzy. W polskie ręce wpadło wiele wozów z żywnością i amunicją. Tymczasem gen. Prądzyński, usłyszawszy kanonadę na swym lewym skrzydle, ok. 17.00 jeszcze raz rozpoczął atak na Międzyrzec od strony ul. Piszczanka. Jednak gen. Rosen obrócił cały ogień, przeszło 30 dział na wojsko polskie, liczące tylko osiem baonów, dziesięć szwadronów, 14 dział. Siłą rzeczy natarcie utknęło. Celny ogień Rosjan wyrządził naszej piechocie znaczne szkody. Gdy jazda rosyjska zaczęła się rozwijać, Prądzyński wstrzymał atak i cofnął się ku lasowi. Jego kolumna widziała uciekających szosą z Rogoźnicy jeźdźców oraz wracające do miasta małe powózki rosyjskie. 14 dział Prądzyńskiego nie mogło uczynić wiele szkody, gdyż nieprzyjaciel od strony Piszczanki miał dobrą pozycję, będąc zupełnie osłonięty zabudową miasta. Rosjanie widzieli jak na dłoni kolumnę polską, a ostrzelany wóz amunicyjny Polaków eksplodował, powodując straty. Wszystko zależało teraz od tego, czy zwycięskie skrzydło polskie ruszy z Rogoźnicy na Międzyrzec. Niestety, po zdobyciu Rogoźnicy, tj. między 18.00 a 19.00, przybyły na miejsce najstarszy rangą oficer polski – gen. Bieliński – sam nie podjął decyzji o atakowaniu Międzyrzeca. W wyniku tego, oddziały stały pod Rogoźnicą bezczynnie przeszło półtorej godziny. Wreszcie nadjechał przebudzony ze snu gen. Ramorino i kazał ruszyć ku Międzyrzecowi. Jednak gdy Bieliński zbliżył się do miasta, dowódca drugiego korpusu kazał powstrzymać natarcie do czasu przybycia brygady gen. Zawadzkiego. Ta decyzja ocaliła Rosena. Na pobojowisku rogoźnickim szacowano wyniki bitwy. Oprócz licznych jeńców Polacy zdobyli jeden sztandar i ok. dwa tysiące karabinów. Straty polskie wyniosły ok. 250 ludzi. Setki trupów zaścielało wieś, a powietrze było nasycone spalenizną i odorem. Na gorącym jeszcze placu bitwy żołnierze polscy obwołali rannego płk. Rychłowskiego generałem. Była to zasłużona decyzja. Oficer ten walczył przedtem pod Stoczkiem i wziął udział w wyprawie gen. Dwernickiego na Wołyń. Po kapitulacji jego korpusu, internowany w Stanisławowie na Podolu, uciekł i wrócił do powstania. Odznaczył się pod Mińskiem Maz. Natomiast wzięty do niewoli gen. Werpachowski, Polak z pochodzenia, który ostentacyjnie obnosił się swą rosyjskością, mówiąc „Gdybym wiedział, która żyłka polska znajduje się we mnie, kazałbym ją wypruć”, nie mógł przeboleć tak wspaniałego zwycięstwa „buntowników”.
Józef Geresz