Z dziejów Podlasia (443)
Jako przyczynę wskazywał demoralizację powstańców, a przecież wiadomo, że władze carskie bezlitośnie miażdżyły tę irredentę. 8 stycznia - na mocy wyroków sądów polowych - powieszono w Radzyniu zarówno podrzędnego „urzędnika rewolucyjnego” Radzikowskiego, jak i żandarma powstańczego Dudzińskiego. Z kolei 9 stycznia w Siedlcach spędzono ludzi celem oglądania egzekucji powstańca Domażyckiego.
Tego samego dnia powstańczy rząd narodowy mianował płk. Wróblewskiego naczelnikiem wojskowym województwa lubelskiego i podlaskiego, co spowodowane było odejściem ze stanowiska ppłk. Jankowskiego, któremu rząd udzielił urlopu rekonwalescencyjnego. Wróblewski obejmował dowództwo w trudnej sytuacji, dysponując nielicznym gronem słabo umundurowanych i głodnych powstańców. Wprawdzie aktywnie działało jeszcze kilku księży, którzy „nie zasypiali sprawy”, ogólnie jednak społeczeństwo podlaskie było już zmęczone i zastraszone. 10 stycznia umieszczony przez ks. S. Brzóskę w Chęcinach ranny „Kosa” – P. Landowski został potajemnie przetransportowany w inne miejsce. Dzień później aresztowano unitę – mieszczanina z Wohynia, 35-letniego Wasyla Bieleckiego, z zarzutem udziału w dekonspiracji zdrajcy i zwerbowania do oddziału powstańczego mieszkańca Wohynia Kratiuka.
12 stycznia na teren powiatu radzyńskiego przybył mało znany dotąd oddział powstańczy liczący 112 strzelców i 40 przedstawicieli jazdy mjr. Mareckiego, którzy połączyli się z 50 kawalerzystami mjr. Lenieckiego. O Lenieckim wiadomo, że wcześniej był oficerem armii rosyjskiej. Z kolei drugiego majora część historyków uznawała za bohaterskiego dowódcę. W chwili przybycia na teren powiatu radzyńskiego Józef Marecki miał 53 lata. Wiadomo, że walczył w powstaniu węgierskim w 1849 r., a po jego klęsce schronił się w Turcji, gdzie wstąpił do oddziału Sadyka Paszy i pod jego dowództwem uczestniczył w wojnie krymskiej. W latach 1857-59 Marecki walczył na Kaukazie w powstaniu Czerkiesów przeciwko Rosji i dosłużył się stopnia porucznika. Następnie bił się o zjednoczenie Włoch, zaś gdy wybuchło powstanie styczniowe, przybył do Polski, aby wziąć w nim udział. Najpierw trafił pod komendę mjr. Ruckiego, później utworzył własny oddział, który spędził święta Bożego Narodzenia wśród podlaskich unitów. 12 stycznia Marecki zdążał już w okolice Kocka ścigany przez kolumnę kpt. Didenki. W tym czasie do oddziału przyłączył się młody chłopak z północnego Podlasia P. Powierza. Zdumiało go to, co zobaczył. Jak zapisał później: „Naczelnik Marecki jeździł saniami z dwiema kurierkami [jedną z nich była prawdopodobnie 16-letnia Michalina Wodzińska, znana pod imieniem Wanda – J.G.], a kawaleria była jego eskortą. Piechota jeździła furmankami… Pikiet nie rozstawiano… Dyżurnych nie wyznaczano”.
Wyczerpany wędrówką po rozbiciu poprzedniego oddziału, w którym służył, P. Powierza przebywał w zgrupowaniu zaledwie kilka dni. Przechodząc w pobliżu Woli Skromowskiej k. Kocka, zmęczony i głodny poprosił o kawałek chleba. Wtedy też dopadł go mjr Marecki, a uznawszy za dezertera, uderzył szpicrutą w twarz. Przyzwyczajony, że dowódca jest dla niego jak ojciec, chłopak nie wytrzymał bólu i upokorzenia, w konsekwencji czego oddał cios. Marecki zwołał sąd polowy, który skazał młodzieńca na karę śmierci. Procedura zajęła majorowi kilka godzin, zaś egzekucja miała być wykonana publicznie w Woli Skromowskiej. Przybywszy na miejsce, Marecki zajął się swymi sprawami, nie wystawiwszy pikiet, nie wyznaczając dyżurnych. Tymczasem oddział został zaskoczony przez Kozaków. „Marecki i Leniecki zbudzeni ze snu wsiedli na konie i ruszyli w kierunku Wieprza, zostawiając oddziały bez rozkazów” – zapisał historyk Leonard Ratajczyk. P. Powierza, który dzięki chaosowi, jaki wówczas zapanował, ocalał, zanotował z kolei: „Na podwórzu wszczął się alarm i posłyszeliśmy wołanie – Moskale idą! Wszyscy wylecieli z domu… Z dziedzińca widać było na wzgórku Kozaków i ułanów, a dalej piechotę. W popłochu kulbaczono konie i zaprzęgano furmanki. Niebawem zaczęły huczeć armaty… Nasza kawaleria już rejterowała, piechota pakowała się na furmanki, które pędem wyruszały w stronę pobliskiego lasu za Wieprzem”. Pawliszczew, pyszniąc się jak zwykle, informował z kolei: „Sztabskapitan Didenko dopadł 13 stycznia koło folwarku w Woli Skromowskiej resztek rozbitych band Leniewskiego i Mareckiego (ostatni dowodził grupą Szydłowskiego), rozbił je na głowę, wziąwszy do niewoli 28 ludzi, przy czym odbił 64 sztucerów, aptekę i cały tabor”.
W rzeczywistości oddział sam się rozproszył, później Marecki rozpuścił piechotę do domu. Tego dnia komisarz powstańczy na województwo podlaskie ks. Leon Korolec wydał odezwę zabraniającą udziału w urzędach powoływanych przez okupantów, traktując to jako zdradę, polecał zwracać uwagę na donosicieli i ich piętnować oraz badać prawdziwość ewentualnych zarzutów wobec cywilnych urzędników powstańczych. Pisał: „W razie zaś nieudowodnienia takowych ci, którzy potwarcze zarzuty od siebie w obieg puścili, jako zdrajcy mają być karani, do tych zaś, którzy takowe powtórzyli, kontrybucja podług zamożności ma być zastosowaną”. Ze względu na terror carski zarządzenie to nie spełniło swojej roli.
Józef Geresz