Z narażeniem życia
Przed wojną na terenie II Rzeczypospolitej mieszkało 3,5 mln Żydów. Funkcjonowali przede wszystkim na południowych i wschodnich terenach, głównie w małych miasteczkach. - Część z nich była dobrze wykształcona, wtopiona w środowisko polskie; posługiwała się piękną polszczyzną - zwróciła uwagę prelegentka. W pierwszych miesiącach wojny i na początku 1940 r. głównym celem Niemców było wyróżnienie społeczności żydowskiej z pozostałej części okupowanej ludności.
– Oznaczono żydowskie sklepy i ludzi, którym nakazywano nosić opaski z gwiazdą Dawida, aby na ulicy można było łatwo ich rozpoznać. Tworzono getta, czyli zamknięte dzielnice wyznaczone dla Żydów. Na terenie okupowanych ziem polskich powstało ich ponad 500. Największe były w Warszawie i Krakowie. Od pozostałej części miasta oddzielał je mur, na którym rozwieszone plakaty informowały ludność polską, że jest to teren zagrożony tyfusem. Niemcy chcieli dać do zrozumienia, że nie trzeba utrzymywać kontaktów z Żydami, bo to może przynieść tylko negatywne konsekwencje dla zdrowia i życia – podkreśliła przedstawicielka IPN. Zadbano również o filmy propagandowe, które pokazywały, że 90% społeczności żydowskiej to nosiciele zarazków tyfusu plamistego. – Trudno powiedzieć, na ile te przekazy miały oddziaływanie na społeczność polską, ale na pewno nie pozostawały bez wpływu. Ziarenko niepewności zostało zasiane – tłumaczyła M. Grądzka-Rejak.
W 1942 r. Niemcy podjęli decyzję dotyczącą „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, oznaczająca masową zagładę. Wtedy, jak zaznaczyła historyk, zaczęła się walka o przetrwanie po tzw. aryjskiej stronie.
Śmierć za schronienie
Najważniejszym sprawdzianem w relacjach obu narodowości był moment likwidacji gett. Historycy szacują, że mniej więcej 10% społeczności żydowskiej udało się uciec i próbować szukać schronienia pośród Polaków. – Część rodaków poszła na pewnego rodzaju współpracę z okupantem i pomagała egzekwować prawa zakazujące funkcjonowania Żydom po aryjskiej stronie, wydając ich w ręce lokalnych komisariatów policji, skazując te osoby na śmierć. Donoszono na ukrywających się w lesie Żydów, ale też na Polaków ich przechowujących. Większość społeczeństwa, tak nam się wydaje, przyjęła postawę bierną, przede wszystkim sami starali się przetrwać. Część ludzi zdecydowała się nieść pomoc – mówiła prelegentka.
Jej zdaniem wpływ na zachowanie Polaków było to, z jakim bagażem okresu międzywojennego wchodzili w wojnę. – Ważne były relacje sąsiedzkie w danej miejscowości, czy miało się zatargi między sobą, czy z kimś się przyjaźniło, czy ulegano sądom, że Żydzi to są ci ludzie, którzy rządzą światem, mają dużo pieniędzy. Te stereotypy, które utworzyły się wokół jednej i drugiej narodowości, miały bardzo dużo wpływ na to, jak ludzie zachowywali się w okresie wojny – zauważyła M. Grądzka-Rejak.
Tym, co spowodowało, że warunki ukrywania się Żydów w okupowanej Polsce były wyjątkowe na tle innych państw europejskich, było rozporządzenie wydane 15 października 1941 r. przez gubernatora Hansa Franka. Informowało, że Żydzi, którzy bez pozwolenia opuszczają wyznaczone dzielnice, podlegają karze śmierci. Podlegają jej także ci, którzy takim osobom dają kryjówkę. – Mamy potwierdzonych przynajmniej 467 przypadków wykonania kary śmierci za pomoc Żydom na terenie Generalnego Gubernatorstwa – zaznaczyła przedstawicielka IPN.
Żywność, odzież i dokumenty
W żadnych innym kraju pomoc żydowskim obywatelom nie była zakrojona na tak wielką skalę jak w Polsce. – W większości pomagano tym osobom, które same zdecydowały się uciec np. z gett czy obozów pracy. Poza tym znały język polski, były obeznane z kulturą polską i zasadami religii katolickiej na wypadek kontroli – wyliczała M. Grądzka-Rejak.
W 1942 r. powstała organizacja „Żegota”. Jej celem było przede wszystkim niesienie pomocy ludziom, którzy się ukrywali po aryjskiej stronie, w znalezieniu mieszkań oraz schronienia w klasztorach czy u innych ludzi dobrej woli, a także udzielanie zasiłków materialnych, informowanie ludności polskiej o tym, co dzieje się ze społecznością żydowską i uwrażliwianie na niesienie pomocy oraz przeciwdziałanie postawom negatywnym. W ramach „Żegoty” funkcjonowało kilka referatów – najbardziej znany był dziecięcy, gdzie działała Irena Sendlerowa. – Do dziś nie znamy dokładnych danych, ilu dzieciom udało się pomóc. Na pewno było ich kilkaset. Czy liczba 2,5 tys., o których mówiła Sendlerowa i ludzie z nią współpracujący, jest właściwa, tego na razie nie wiemy. Trwają badania historyków na ten temat – podkreśliła przedstawicielka IPN.
Pomoc zorganizowaną niosły zakony i klasztory, zwłaszcza te, które posiadały sierocińce czy domy samotnej matki. Nie brakowało też pomocy indywidualnej, polegającej na aktach incydentalnych, np. udzielaniu komuś schronienia na jedną noc, przekazaniu żywności, odzieży; oraz wsparcia długotrwałego – jakie np. prowadziła rodzina Ulmów ze wsi Markowa pod Łańcutem, gdzie przez kilka miesięcy w jednym niewielkim domu wraz z polską rodziną funkcjonowały osoby o pochodzeniu żydowskim. – To była pomoc bezinteresowna. I tylko taką pomoc docenia instytut Yad Vashem, który odznacza medalem i tytułem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Były też przypadki pomocy za wynagrodzeniem. Oczywiście nie ma nic złego w tym, że ktoś płacił za żywność, partycypując w kosztach funkcjonowania z polską rodziną – zauważyła prelegentka.
Ważne były także mniejsze akty, które mogły pomóc przy ocaleniu komuś życia, np. dostarczanie żywności do getta, leków, przekazywanie korespondencji na aryjską stronę, pomoc przy ucieczce czy wyrabianie fałszywych dokumentów, dzięki którym Żydzi mogli funkcjonować „na powierzchni”, czyli pośród społeczności polskiej.
Liczba ofiar trudna do weryfikacji
Historycy zbadali motywy, jakimi kierowali się Polacy. – Pomagano najczęściej tym, których się znało. To zrozumiałe, bo trudno przyjąć pod dom osobę, którą widzimy pierwszy raz w życiu. Ponadto decydowały względy humanitarne, czyli pomoc drugiemu człowiekowi. Były dużo ważniejsze, niż motywy religijne czy polityczno-ideologiczne – podkreśliła historyk.
Najbardziej wypośrodkowane dane mówią, że Polaków, którzy udzielali pomocy społeczności żydowskiej, mogło być ok. 300 tys. – To są najniższe szacunki. Dziś badacze przyjmują, że w pomoc jednemu człowiekowi musiało być zaangażowanych ok. dziesięciu osób. Nie ma też pełnych informacji na temat negatywnych postaw. Ostrożnie rzecz ujmując, historycy mówią o 50 tys. osób zaangażowanych w denuncjowanie Żydów – zauważyła przedstawicielka IPN.
Historycy nie są także w stanie na razie zweryfikować, ile osób poniosło śmierć za pomoc Żydom. Spowodowane jest to trudnościami w dotarciu do dokumentów i niemożnością potwierdzenia danych odnośnie polskich ofiar. – Najniższe szacunki Szymona Datnera – ocalonego z zagłady, wskazują, że takich osób było 343. Badania przeprowadził w latach 60, nie miał dostępu do wielu dokumentów, w związku z tym na pewno są to dane zaniżone. Z kolei dokumenty zebrane przez prokuratora Wacława Bielawskiego mówią o więcej niż 872 wykonanych karach śmierci. Badania prowadzone przez IPN potwierdzają 467 przypadków, ale to nie są badania zakończone. Oczywiście są tacy, które twierdzą, że osób, które poniosły śmierć za pomoc Żydom, było znacznie więcej – nawet kilka tysięcy – wyliczała M. Grądzka-Rejak.
Historycy spierają się też o liczbę tych, którym udało się przeżyć dzięki pomocy Polaków. – Najczęściej podaje się liczbę ok. 30 tys., ale są tacy, którzy uważają, że było ich więcej, nawet do 50 tys. – dodała przedstawicielka IPN.
O codziennym heroizmie
Po wykładzie w wydziale humanistycznym UPH uroczyście otwarto wystawę „Codzienny heroizm. O Polakach ratujących Żydów w czasie II wojny światowej”. Ekspozycja przedstawia biogramy rodzin i osób, które narażając swoje życie, zaangażowały się w pomoc Żydom, dając przykład niezłomnej postawy człowieczeństwa i bohaterstwa. – Zaletą tej wystawy jest to, że prezentuje historie ludzi mniej znanych. Wiele z nich miało pozytywne zakończenie – do końca wojny udało się przetrwać uratowanym i tym, którzy ratowali – podkreśliła historyk, dodając, że przy tworzeniu ekspozycji bazowano na wspomnieniach ludzi, którzy otrzymali pomoc, oraz tych, którzy jej udzielali, a także ich potomków.
Polska pozostaje krajem z największą liczbą odznaczonych przez jerozolimski instytut Yad Vashem medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” – otrzymało go ponad 6,7 tys. osób. Jak zaznaczyła M. Grądzka-Rejak, to tylko część bohaterów – ofiara kolejnych setek Polaków pozostaje anonimowa.
HAH