Z nosem w klaserach
Małe, kolorowe, z poszarpanymi brzegami. Stare lub nowe, pachnące świeżą farbą lub zapachem minionych lat, z niewidocznymi śladami dotykających je palców. Wszystkie mają swoją historię – jedne dłuższą, inne krótszą. Ale zawsze będące czyjąś dumą i chlubą. Znaczki pocztowe, choć milczą, o swoich właścicielach mówią wiele.
Niewinne początki
– Byłem w szkole podstawowej, to był rok 1950 lub początek 1951 – swoje początki przygody z filatelistyką wspomina Wiesław Orzyłowski z Siedlec. – Pamiętam, jak dziś, że przez przypadek znalazłem z kolegą walizkę ze starymi listami, ale już powojennymi. Zainteresowały mnie znaczki, więc wycięliśmy je i wrzuciliśmy do miski, wysuszyliśmy. I tak zaczęło się moje zbieranie. Potem kupiłem na poczcie pierwszą serię, z listopada 1951 r., wydaną z okazji Festiwalu Muzyki Polskiej. Był na nich Chopin i Moniuszko – opowiada z sentymentem i zaznacza, że żaden z niego filatelista, bo jest wielu lepszych, przede wszystkim systematycznych. – W Siedlcach liczy się jedno nazwisko – Aleksander Haraburda. To najbardziej utytułowany zbieracz – podkreśla, a przytakuje mu S. Kordaczuk, prezes Siedleckiego Klubu Kolekcjonerów, który działa przy Oddziale PTTK „Podlasie” w Siedlcach. ...
JAG