Z perspektywy
Będziemy przecież mieli kolejną szansę za dwa, cztery, sześć albo ileś tam lat…Mnie – jako niekibicowi – najbardziej (chyba, bo może jeszcze co innego przyjdzie mi do głowy) brakowało „Koko Euro spoko”. Tyle było zamętu i krzyku wokół tej śpiewanki, że pewnie dla równowagi wyciepano ją zewsząd. Słyszałam za to: „Entliczek-pentliczek, co zrobi Piechniczek” i „A ty się bracie nie denerwuj, tam Lubański gra, […] obok Deynę ma”. To zapewne też dla równowagi. Jako niekibic myślę, że dwóch piłkarzy to i w aktualnej polskiej drużynie można by było znaleźć, ale – jak się okazuje – dwóch to na radosny wynik ciutenieczek za mało.
Że Euro stanowiło nasze pięć minut na świecie, nie ma co dyskutować. Pisali o nas w bardzo wielu miejscach. Najpierw przede wszystkim źle – a to, że kto pojedzie do Polski, ten wróci w trumnie, a to, że polskie stadiony i rozgrywki ligowe są miejscem, gdzie prawicowe partie prezentują swoje nacjonalistyczne poglądy, a to, że na treningu polscy kibole wydają odgłosy dżungli w stronę ciemnoskórych graczy. Potem było o zadymie po meczu Polska – Rosja, za którą winą tzw. światowe media obarczyły polskich chuliganów. Informacje o polsko-rosyjskich zamieszkach podał np. powszechnie znany Reuters. Ale informowały też o tym media m.in. w Kenii, Wietnamie, Peru, Wenezueli, Armenii, a nawet w Malezji. Podchwyciła ten temat również prasa chińska. (Nie udało mi się znaleźć informacji, czy było o tym wydarzeniu również na Jamajce.)
A po zawodach tyle komentarzy przychylnych. Że Polska taka „do przodu”, że wypadła lepiej niż się spodziewano, że jednak z tym rasizmem trochę przesadzili, a wspaniałą atmosferę i gościnność Polaków trudno będzie przebić. Bo choć sami z rozgrywek odpadliśmy w ekspresowym tempie, to pięknie kibicowaliśmy innym. I byliśmy wspaniałymi gospodarzami. Jako niekibic myślę sobie, że jednak te sportowe zmagania miały podtekst polityczny. Żeby się nie wiem jak od tego odżegnywać. Zamieszki z Rosjanami to, zdaje się, nie tylko zwieńczenie tego, co działo się bezpośredni przed Euro, ale też znacznie wcześniejszych zaszłości. Bezpośrednio obserwujący mecze przywódcy krajów nie tylko podnosili rangę spotkań, ale też dodawali im politycznego znaczenia. No i mecz Polski z Grecją. Jestem gotowa uwierzyć, że nasi chłopcy (skądinąd dobrzy przecież ludzie) nie chcieli dołożyć i tak już przecież zgnębionym politycznie i gospodarczo Grekom. Poza tym urlop w Grecji to ciągle jeszcze dla Polaków atrakcja, wiadomo – kolebka, źródło i tak dalej… Nie ma co zadzierać.
Z Rosją nie powtórzył się „cud nad Wisłą”, ale remis to według niektórych też cud. Poza tym w perspektywie mamy gaz (albo jego brak). A nasz sen o łupkach raczej się nie ziści. Czechów po prostu lubimy. Im się zresztą w piłce też niespecjalnie wiedzie. To niech mają jakąś satysfakcję. Byliśmy przecież gospodarzami. Więc żeby nie uchybić słynnej polskiej gościnności…
To ja na dziś tyle. I zastrzegam – z perspektywy zwykłego obserwatora.
Anna Wolańska