Z unicką historią w tle
Akcja Pani najnowszej powieści, oczywiście, toczy się na Podlasiu. Ponownie oglądamy je oczami kobiety - tym razem Cecylii Turawskiej. Kim ona jest?
Cecylia to zwykła bialska mieszczanka, na owe czasy „stara panna”, nieśmiała i zamknięta w sobie. Przez sąsiadów i innych mieszkańców Białej postrzegana jest jako dziwaczka. Spadek po bliskich wymusza na Cecylii „wyjście” do świata. Postanawia ona odmienić swoje życie. Rozpoczyna naukę w tajnym seminarium nauczycielskim, a także włącza się w parafialne akcje pomocy represjonowanym unitom. Pomaga nie tylko swoim rodakom, ale także rosyjskiemu urzędnikowi, sprawując opiekę nad jego małym synkiem. Odkrywa przy tym nieznane sobie do tej pory uczucia. To otwarcie się na rodzinne miasto i mieszkających w nim ludzi diametralnie zmieni Cecylię i jej monotonne życie.
Zarówno Cecylia, jak i poprzednia bohaterka sagi o Podlasiu Antonia to silne kobiety, pełne determinacji. Ich losy wyznacza historia. Dlaczego to kobiety są bohaterkami Pani książek?
Jestem kobietą i na razie jakoś nie wyobrażałam sobie, aby głównym bohaterem uczynić mężczyznę. Kobiety jako XIX-wieczne bohaterki są niedocenione, a był to czas kiedy rozwijała się ich świadomość. Chciały zdobywać wiedzę, czuć się niezależne, nierzadko były zmuszone pracować na swój byt, dbać o swoją przyszłość. Po prostu zaczynały brać los w swoje ręce, tak jak moja Antonia, Cecylia i Aleksandra.
Ale „Na Podlasiu” to również opowieść o mieście i jego mieszkańcach. Akcja „Cecylii” toczy się w 1874 r., tuż po męczeństwie unitów Pratulinie i Drelowie, którzy, broniąc wiary, zginęli z rąk carskich żołnierzy. To trudny moment historii tych terenów i nie wszyscy go znają…
Pisząc o Podlasiu, nawet do szuflady, nie sposób było nie wspomnieć o tak istotnym aspekcie historii tej ziemi, którym było prześladowanie unitów przez carat. Nam, osobom mieszkającym na zajmowanych przez nich terenach, często wywodzących się z unickich rodzin, pielgrzymującym do Pratulina wydarzenia sprzed ponad 100 lat powinny być szczególnie bliskie. W drugiej połowie XIX w. dla ludzi żyjących na Podlasiu prześladowania wiary były istotnym problemem, aspektem życia codziennego. Dotykały bezpośrednio każdego mieszkańca, nie tylko samych unitów, ale ich sąsiadów, osoby włączające się w pomoc cierpiącym, duchowieństwo spieszące z posługą sakramentalną. Mam nadzieję, że dzięki mojej książce czytelnicy w całej Polsce dowiedzą się więcej o ich historii.
Niektóre z historii związanych z prześladowaniem unitów wydarzyły się naprawdę. Podobnie jak wywiezienie obrazy Matki Boskiej Kodeńskiej z Kodnia.
Przeglądając literaturę fachową na ten temat, bazującą na monumentalnym, dwutomowym dziele ks. Józefa Pruszkowskiego „Martyrologium, czyli męczeństwo unii świętej na Podlasiu”, wydanym po raz pierwszy w Lublinie w 1905 r. i opisującym wszelkie szykany, jakim zostały poddane poszczególne wioski i wierni uniccy przy trwaniu w swojej wierze, starałam się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, zdarzeń, postaci, by później wykorzystać tę wiedzę, wkomponowując ją w wątki powieści. Jak wspomniałam czytelnikom we wstępie do „Na Podlasiu. Cecylia”, wzmiankowane w powieści historie wydarzyły się naprawdę. Na przykład unitki z Hruda całą wiosnę 1874 r. przesiedziały z dziećmi w leśnych ostępach, by nie dopuścić do ich chrztu w cerkwi prawosławnej. Broniąc swojej wiary, nie zważały na trudy i niewygody, a wiosna tamtego roku była nadzwyczaj zimna. Przez ich czyn cała wieś była zmuszona w kolejnych miesiącach do kwaterowania rosyjskiego wojska, przez co bardzo zbiedniała.W powieści podkoloryzowałam dzieje prorokującej dziewczynki, która tajemniczo zniknęła z bialskiej ochronki. To dziecko pochodziło z Międzylesia i przepowiadało dalsze męczeństwo kościoła unickiego. Naczelnik powiatu bialskiego Iwan Aleszka umieścił ją w bialskim szpitalu szarytek, gdzie słuch po niej zaginął. Ja tę tajemnicę rozwiązałam w swojej wyobraźni. Także dla rozwoju fabuły zmieniłam datę wywiezienia obrazu Matki Bożej Kodeńskiej z 1875 r. na rok 1874. Była to zemsta caratu za upór unitów, którzy szczególni czcili kodeński wizerunek i udawali się w tajnych pielgrzymkach na modlitwę przed nim. Wywiezienie obrazu wywołało ogromne poruszenie wśród ludu pozbawionego pomocy Opiekunki Podlasia, szczególnie że długo nie wiedziano, gdzie obraz został umieszczony.
W tle powieści mamy regionalne tradycje, potrawy. Czy takie Podlasie wciąż jeszcze można zobaczyć?
Do dziś praktykuje się większość zwyczajów dotyczących głównych świąt chrześcijańskich. Zbliża się Wielkanoc i wielu z nas nie wyobraża sobie tego święta bez malowania pisanek, ustrajania świątecznego stołu czy choćby śmigusa-dyngusa. Podobnie jest z tradycjami bożonarodzeniowymi. Rzadziej praktykuje się zwyczaje rolnicze związane chociażby z rozpoczęciem orki, żniw czy pierwszym wypasem bydła po zimie. Po prostu postęp techniczny wyparł te tradycje, z których do dziś najbardziej praktykowanym pozostały dożynki. Wiele z nich odeszło w zapomnienie i zobaczyć je można tylko na przedstawieniach w skansenach czy wystawach w muzeach etnograficznych. Czytelnicy, których moje książki zainspirują do odwiedzenia Podlasia, a z licznych komentarzy i opinii wiem, że jest ich coraz więcej, w dobrym gospodarstwie agroturystycznym lub restauracji na pewno natkną się na regionalne potrawy, choćby pierogi z gryczaną kaszą czy babkę ziemniaczaną. Z pewnością rozsmakują się w cieście, jakim jest sękacz. Przede wszystkim turyści znajdą na Podlasiu malownicze krajobrazy, dziewicze leśne czy nadbużańskie tereny, wszechogarniającą ciszę i spokój.
Dziękuję za rozmowę.
MD