Historia
Źródło: AWAW
Źródło: AWAW

Z ziemi włoskiej do Polski…

Cmentarz przy obecnej ul. Włoskiej był ostatnią stacją dla wielu żołnierzy, którzy trafili do Białej Podlaskiej. Przed śmiercią przeszli prawdziwą gehennę. Do naszych czasów zachowały się jedynie skrawki wspomnień.

3 września 1943 r. marszałek Badoglio podpisał zawieszenie broni pomiędzy Włochami a koalicją antyhitlerowską. Pięć dni później zaapelował do włoskich sił zbrojnych, by przerwały działania wojenne skierowane przeciw aliantom. W październiku rząd włoski wypowiedział wojnę III Rzeszy. Po kapitulacji Włoch, Niemcy uznali wszystkich żołnierzy, którzy opowiedzieli się przeciw Hitlerowi za jeńców wojennych. Zaczęto ich rozbrajać i zabierać do niewoli. Pierwsi włoscy żołnierze i oficerowie trafili do Białej Podlaskiej jesienią 1943 r. Przywieziono ich m.in. z Jugosławii i Albanii. Mówi się, że do miasta nad Krzną trafiło ich około sześciu tysięcy. – Stalag 336 mieścił się mniej więcej w okolicach ul. Pływackiej, tu gdzie jeszcze niedawno była baza PKS. Część więźniów zabierano na roboty w okolicy obecnej ul. Kościuszki – mówi ks. Jacek Owsianka, proboszcz parafii Chrystusa Miłosiernego w Białej Podlaskiej.

Głód i poniżenie

Obóz zajmował około 11 ha. Jeńcy mieszkali w drewnianych barakach. Cały teren był ogrodzony drutem kolczastym. O warunkach panujących w obozie wiemy ze wspomnień byłego więźnia Catullo Balacco, który podczas wojny był porucznikiem armii włoskiej. Włoch, już po wyzwoleniu opowiadał, iż mieszkali w brudnych i zimnych barakach. Nie mieli nawet pitnej wody. Żywność, którą wydawano, nie nadawała się do jedzenia. Oprawcy dawali im zgniłe ziemniaki i chleb, który był nim tylko z nazwy, bo przypominał czarną, kwaśną i stwardniałą masę. Niemcy przyznawali im także maleńką kostkę margaryny i zupę z grochu lub brukwi. Baraki były przepełnione.

C. Balacco wspominał także uciążliwe apele, podczas których żołnierze musieli stać na baczność. W obozie brakowało lekarstw. Jeńców karano m.in. za to, że poruszyli się podczas apelu i szukali jedzenia wśród odpadków kuchennych. Mieszkańcy Białej Podlaskiej bali się pomagać więźniom, ale nie raz ukradkiem podrzucali im chleb, warzywa lub papierosy. Była to jednak tylko kropla w morzu potrzeb. Dochodziło do tego, że włoscy żołnierze próbowali jeść korzonki i trawę. Trapiły ich choroby i chłód. Dodatkowo Niemcy prowadzili agitację. Nawoływali, by jeńcy poszli na front i walczyli po stronie Hitlera. Niewielu się na to zgodziło. Opornych torturowano. 

Nieznani na wieczność

Głód, zimno, brak lekarstw i fizyczne prześladowania szybko zaczęły zbierać żniwo. Na skutek chorób i okropnego wyczerpania codziennie umierało po kilku jeńców. Grzebano ich na polu za obozem. Zwłoki składano w naprędce skleconych trumnach. Do momentu wyzwolenia Podlasia w lipcu 1944 r. tylko na sześciu mogiłach zachowały się tabliczki z nazwiskami i stopniami wojskowymi. Wśród nich było pięciu oficerów i jeden szeregowy. Przez osiem miesięcy istnienia obozu na polu na obrzeżach miasta pojawiło się ponad 400 mogił, które miały kształt kopczyków.

Likwidację obozu w Białej Podlaskiej rozpoczęto w kwietniu 1944 r. Tych, którzy przeżyli, załadowano do bydlęcych wagonów i przewieziono do Oflagu VII w Murnau w okręgu Monachium. W czerwcu tegoż roku obóz opustoszał całkowicie.

Po latach zapomnienia

Pole, na który grzebano włoskich jeńców, ogrodzono prawdopodobnie na początku lat 70. 3 września 1972 r. odsłonięto pomnik. To właśnie wtedy nadano temu miejscu obecny kształt. Na uroczystości przybyła 28-osobiowa delegacja Stowarzyszenia Narodowego Byłych Internowanych (ANEI). W jej skład wchodziło także pięciu byłych oficerów, którzy w latach 1943-1944 przebywali w Stalagu 366 w Białej Podlaskiej.

– Na tegoroczne uroczystości miał przyjechać jeden z więźniów. Kiedy dowiedział się, że ma taką możliwość, zasłabł z wrażenia. Niestety, lekarz z troski o jego zdrowie zabronił mu wizyty w naszym mieście. Kolejne uroczystości odbędą się w maju. W tym roku podczas uroczystości Wszystkich Świętych na wszystkich bialskich cmentarzach mówiliśmy o miejscu, gdzie spoczywają włoscy żołnierze. Być może ktoś przypomni sobie dawne dzieje. Nie mamy już chyba naocznych świadków, pamięć się zaciera, ale wiem, że dawniej było sporo świadectw – zaznacza ks. J. Owsianka.

Niech pamięć o tych, którzy opowiedzieli się przeciwko złu trwa wiecznie!

 

Dziś jest schowany wśród bloków. Nie wszyscy o nim wiedzą. Na bramie widać czarną tablicę z białym napisem.

Czytamy: „Tu spoczywają żołnierze włoscy zamordowani w latach 1943-44 przez faszystów hitlerowskich. Cześć ich pamięci!!! Miejsce kaźni upamiętnia społeczeństwo województwa bialskopodlaskiego”.

Bialczanie mówią o tym miejscu „cmentarz włoski”. Leży on w okolicach ulic Włoskiej, Orzechowej i Łukaszyńskiej. Dawniej były tu peryferia miasta. Dziś jest osiedle.

Obiekt sprawia wrażenie nieco zapomnianego. „Ożywa” na moment w listopadzie. Przy głównym pomniku stoi kilkadziesiąt wypalonych zniczy. Pojedyncze lampki widać też przy symbolicznych grobach. Cmentarz jest ogrodzony. Ma prosty układ. Składa się z głównej alejki, która prowadzi do monumentalnego pomnika. Jego autorem był Jarosław Olejnicki, rzeźbiarz z Nałęczowa. Betonowa bryła przypomina rozłożone ramiona. Widać w nich wyciśnięte ludzkie sylwetki. Po obu stronach alejki oraz za pomnikiem umieszczono małe symboliczne groby z krzyżami. Nie ma na nich tabliczek. Wiadomo, że na tym cmentarzu spoczywa ponad 400 zmarłych jeńców. Między grobami rosną tuje. Nad wszystkim górują polskie białe brzozy. To miejsce jest spokojne tylko z pozoru. Kryje zamęczonych, zagłodzonych i chorych. Ten cmentarz to nieme świadectwo cierpienia włoskich żołnierzy, którzy odmówili współpracy z Hitlerem.


Tak jak na Monte Cassino

 

Historia jest po to, by ją odkrywać. Pamięć o niej powinna być obowiązkiem żyjących.

Dziś w wielu wypadkach o przeszłości mówią już tylko kamienie, cmentarze i książki. Ludzie zapominają o minionych wydarzeniach. O włoskim cmentarzu przypomniał bialczanom ks. Artur Katolo. Kapłan zbiera informacje o swoich rodakach, którzy opowiedzieli się przeciwko polityce Hitlera i zgięli na naszych ziemiach. Dwa lata temu przybył do Białej Podlaskiej. To z jego inicjatywy 8 maja na włoskim cmentarzu odbywają się uroczystości upamiętniające tych, którzy na nim spoczęli. Msza św. w intencji ofiar sprawowana była już dwa razy.

– Data uroczystości jest nieprzypadkowa. Z jednej strony nawiązujemy do Dnia Zwycięstwa, obchodzonego 9 maja, z drugiej łączymy nasze modlitewne spotkanie ze wspomnieniem św. Stanisława, biskupa i męczennika. Włoscy żołnierze, którzy spoczywają na cmentarzu w Białej Podlaskiej, również zostali zamęczeni. W Eucharystii celebrowanej w miejscu ich spoczynku uczestniczy ponad 200 osób. Proponowałem ks. Arturowi, by owe Msze św. sprawować w kościele. On jednak przekonywał, że odpowiednim miejscem będzie cmentarz. Mówił mi: „Skoro Polacy przybywają na Monte Cassino i tam uczestniczą w Eucharystii, to również tutaj powinno być tak samo” – opowiada ks. Jacek Owsianka, proboszcz parafii Chrystusa Miłosiernego w Białej Podlaskiej.

Cmentarz leży na jej terenie. Od dwóch lat 2 listopada wierni udają się tam w procesji. W drodze odmawiają różaniec. Coraz więcej osób dowiaduje się o tym niezwykłym miejscu.

Ks. J. Owsianka apeluje do wszystkich, którzy mają jakieś wspomnienia i posiadają wiadomości dotyczące tego cmentarza i obozu jenieckiego dla włoskich żołnierzy, by podzieli się nimi i tym samym pomogli w przygotowaniu publikacji o losach włoskich żołnierzy. Materiały zostaną przekazane ks. A. Katolo. Wspomnienia i informacje można przesyłać na adres bialskiej parafii: dsmb@poczta.fm. – Będziemy wdzięczni za wszelkie materiały – zapewnie ks. proboszcz.

Podczas pisania artykułu korzystałam z książki J. Doroszuka, Cz. Remesza, R. Sielskiego i J. Sroki „Zbrodnie hitlerowskie w regionie bialskopodlaskim 1939-1944” , Lublin 1977 oraz artykułu P. Borka „Obóz jeńców włoskich w Białej Podlaskiej wrzesień 1943 – czerwiec 1944”, Podlaski Kwartalnik Kulturalny 2/2004.

 


Niemy krzyk

Agnieszka Wawryniuk