Komentarze
Źródło: M
Źródło: M

Zabić księdza?

Przyznam się na początku, że tytuł (zaczerpnięty z filmu Agnieszki Holland, opowiadającego o męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki) jest z mojej strony swoistą prowokacją. Zabójstwo kapelana Solidarności było i jest nadal świadectwem obecności kapłana w życiu powierzonej jemu owczarni.

Obecności nie tylko jako współtowarzysza drogi do domu Ojca, dzielącego „radości i nadzieje” całej wspólnoty wierzących, ale również obecności jako niosącego Słowo Życia i Prawdy, nawet gdy ona jest niepopularna albo owocuje w konsekwencji utratą życia. Kapłan, z ludzi brany, dla ludzi jest ustanawiany, w sprawach odnoszących się do Boga, jak zaznacza autor listu do Hebrajczyków. Jednakże dzisiaj widać, że męczeństwo kapłańskiego stanu może być nie tylko przelaniem krwi, ale również utratą godności i poniżeniem. I dlatego piszę te kilka słów.

Pogrzeb z kamerą

Powodem poniższych przemyśleń stało się pewne wydarzenie medialne. Otóż w miejscowości Brzeźno niedaleko Konina ksiądz odmówił ceremonii pogrzebowej w obrządku katolickim mężczyźnie, zmarłemu tragicznie, który przez lata nie praktykował. Przed świętami w jednej ze stacji telewizyjnych rozpętała się istna burza, której główną tezą było piętnowanie proboszcza za tak „haniebny i niegodny sługi Bożego uczynek”. Tylko że coś mi nie gra w całej sprawie. Otóż w dniu pogrzebu, dziwnym trafem, niedaleko cmentarza pojawiła się ekipa telewizyjna, która (zapewne przez przypadek) sfilmowała całe zajście. Piszę „dziwnym trafem”, bo skąd redakcja telewizji wiedziała, o której godzinie odbywa się ceremonia? Przypuszczam, że nie z natchnienia ani z wróżenia z fusów. Pozostaje uznać, że rodzina zmarłego skwapliwie zawiadomiła dziennikarzy, aby w ten sposób wywrzeć nacisk na „niepokornego proboszcza”, bo może, bojąc się skandalu, odstąpi od swojej decyzji. Ksiądz nie odstąpił, a dzielni dziennikarze zaraz nakręcili wypowiedzi „szanowanych mieszkańców miasta”, skarżących się na despotycznego kapłana, który „nawet chrztu dziecku odmawia, jak rodzice nie mają ślubu”. Pozostawię manierę dziennikarską i kulturę zachowania przedstawicieli mediów bez komentarza. Bo w całej sprawie co innego jest frapujące.

A po co jest ksiądz?

Otóż to pytanie wydaje się zasadniczym dla całej sprawy. Czy jest pasterzem dla wspólnoty parafialnej, czy tylko funkcjonariuszem liturgicznym, którego zadaniem jest sprawne (i jedynie to) przeprowadzanie liturgii? Czy jest odpowiedzialnym za wiarę i postępowanie powierzonych sobie wiernych, czy też tylko administratorem kolejnej dobrze funkcjonującej jednostki kościelnej, której spokoju nie zakłóca żadnymi wymaganiami? Widać jasno, że odpowiedź na powyższe pytania jest kluczowa dla naszego osądzenia przytoczonej (i nie tylko tej) sytuacji. Uznawszy bowiem kapłana za pasterza parafii, musimy jednoznacznie przyznać, że jest on odpowiedzialny nie tylko za ceremonie, ale również za prawidłowość w wyznawaniu i praktykowaniu wiary. Zatem nie może on, bez popadnięcia w sprzeczność z samym sobą i wyznawaną wiarą, pozwalać sobie na dowolność w aplikowaniu zasad wiary do powierzonej sobie wspólnoty. On jest za nią odpowiedzialny i musi również dokonywać osądu życia swoich parafian.

Jednym z takich osądów jest zezwolenie na udzielenie sakramentów i sakramentaliów. Sprawa nie dotyczy tylko chrztu i pogrzebu, ale również innych sakramentów (np. w sakramencie pokuty kapłan może nie udzielić rozgrzeszenia, jeśli ktoś nie żałuje za grzechy lub odmawia poprawy swojego życia). Jasno o pasterskich zadaniach, a więc i o obowiązkach, prezbiterów mówi dekret Soboru Watykańskiego II: „nie powinni (kapłani) postępować w stosunku do nich (wierzących) według ludzkich upodobań, ale zgodnie z wymaganiami nauki i życia chrześcijańskiego…”. Jeśli więc ktoś w ciągu swojego życia nie okazuje łączności z wiarą i nie przejawia nawet najmniejszych cech życia z wiary, a co więcej – głosi tezy sprzeczne z wiarą, to dlaczego ksiądz ma w imieniu wspólnoty wierzących (którą niepraktykujący odrzucał jednoznacznie) przewodniczyć ceremonii pogrzebu? Przecież nie jest „misiem z Krupówek” do wynajęcia, aby lepiej prezentować się na zdjęciach, ani też firmą pogrzebową, która ma za zadanie dbać o dobre samopoczucie rodziny zmarłego.

Moja czy nie moja wiara?

I tu dochodzimy do problemu przeżywania wiary. Bo jakiż argument zazwyczaj jest wyciągany przy okazji tych niezbyt miłych zajść? Otóż rodzina zmarłego, bodajże jego matka, oświadczyła, że był on katolikiem, ale niepraktykującym. Problem w tym, że takie stwierdzenie zakłada dowolność interpretowania wiary. Bo co o niej decyduje? Moje subiektywne przekonanie, którego nie można obiektywnie ocenić. Tymczasem Pismo św. wyraźnie wskazuje, że wiarę poznaje się po owocach, czyli zewnętrznych jej przejawach. Gdyby tak nie było, jedynym argumentem byłoby subiektywne przekonanie. Nazwę siebie katolikiem i już nim jestem. A to jest bzdura. Jeśli ja nazwę siebie np. Murzynem, nie oznacza to, że nim jestem. I moje najgłębsze przekonanie nie zmieni faktu, że nie posiadam zewnętrznych cech, które pozwolą tak mnie nazywać. Owo wewnętrzne przekonanie domaga się weryfikacji w postępowaniu zewnętrznym. I dlatego wiara nie może być tylko przekonaniem, ale również dotyczy sfery zewnętrznej, która jest jej weryfikacją. Problem w tym, że obecnie deprecjonuje się rzeczywistość religii, sprowadzając ją do subiektywnych przekonań. I dlatego mamy to, co mamy.

Deprecjonowanie urzędu

Trzeba przyznać, że uderzenie jest celne. Deprecjonowane nie są bezpośrednio dogmaty wiary czy zasady etyczne, ale urząd kapłański, który ustanowiony jest, aby strzec depozytu wiary. Niszczenie kapłanów z pozoru wydaje się niewinne. Ale jeśli zabraknie odważnych depozytariuszy, wiara wydana zostanie na pastwę opinii publicznej lub sondażowych przepychanek. Stanie się sferą prywatnych upodobań, zachcianek tłumu lub żerem ideologów, chcących piec swoje pieczenie na ogniu emocjonalnych kaprysów tłumu. Dlatego wydaje mi się, że dzisiaj potrzeba jasnej i wyraźnej obrony księży. Oczywiście trzeba pamiętać o ich ludzkim obliczu i nie wolno hołubić ich tylko za to, że są księżymi. Ale odróżnienie urzędu duchownego od jego osobistej kultury nie jest przyzwoleniem na deprecjację samego urzędu. Gdy zabraknie kapłanów, gdy ich nie obronimy, gdy zabierzemy im funkcję pasterską, gdy będziemy ich ośmieszać i tulić uszy po sobie przy każdym ataku na księdza – z wiary pozostaną gruzy, a emocja i kaprys uznane zostaną za powiew Ducha Świętego. Ale ja nie chcę dożyć tej chwili.

Ks. Jacek Świątek