Zabrali nam fajnego księdza!
W skrajnych przypadkach do kurii udaje się delegacja, by… bronić „naszego” proboszcza albo wikarego. Nie znam sytuacji, by takowe „poselstwo” skutecznie wypełniło swoją misję. Bywa, że przewidywany lokalny, parafialny koniec świata szybko okazuje się mirażem. Emocje opadają, gdy okazuje się, że np. ksiądz ma talenty, których poprzedni nie posiadał, albo „nowy” zauważył w swojej pracy duszpasterskiej rewiry dotąd - z racji rutyny, przyzwyczajenia - skrzętnie pomijane. I życie toczy się dalej. I też jest „fajny”. Ponoć nie ma ludzi niezastąpionych. Po co są zmiany? Abp Józef Michalik, komentując swego czasu sprawę przenosin duszpasterzy z parafii do parafii, powiedział: „Księża są jak kwiaty. Trzeba je czasem przesadzać, aby kwitły. Ale trzeba to robić z troską”.
Brzmi poetycko, malowniczo! Idąc za sensem maksymy, należałoby dodać, że biskup w tej metaforze – podejmujący decyzje o translokacjach swoich kapłanów – jest… ogrodnikiem! I że wie, jak przesadzać kwiaty, jak je przycinać. I zna wagę słowa „odpowiedzialność”. I potrafi przyznać się do błędu, gdy go popełnił. Że ma dobrych pomocników dysponujących odpowiednią wiedzą, delikatnością, a co najważniejsze – mających wizję całości „ogrodu”. Wiedzących, które kwiaty wyrosną wysoko, które nadają się co najwyżej jako tło, konieczna „baza”. I wreszcie: w które warto zainwestować, dać jeszcze czas na wzrost, by wydobyć z nich piękno! Samo wyrwanie pędu, tylko po to, by go – dla zasady – przesadzić gdzie indziej, nie licząc się z jego specyfiką, ukrytym potencjałem – bez wizji, planu – zazwyczaj marnie się kończy.
Po co są zmiany księży? – pytają ludzie. ...
Ks. Paweł Siedlanowski