Zaczęło się od małej karteczki
Rok 1986 r. W jednym z kościołów nad Tamizą odnajduje Pan zobowiązania do dziewięciomiesięcznej codziennej modlitwy w intencji nienarodzonego dziecka, które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady, oraz za rodziców tego dziecka o miłość i odwagę, aby zachowali je przy życiu, które Bóg sam mu przeznaczył. Pamięta Pan, co sobie wtedy pomyślał?
To była katolicka katedra westminsterska w Londynie, do której chodziłem na niedzielną Eucharystię, ponieważ była tam Msza z chorałem gregoriańskim. Karteczka leżała na stoliku, gdzie ludzie zostawiali innym książeczki i materiały do zabrania. Tego dnia leżał tam tylko ten jeden obrazek. Wziąłem go, bo zorientowałem się, że dotyczy modlitwy za nienarodzonych. Potem, już jadąc metrem do domu, przeczytałem cały opis i powstało we mnie przekonanie, że muszę się tą modlitwą modlić oraz myśl, iż powinienem dopilnować, by ta rzecz stała się znana w Polsce.
Od czego Pan zaczął, gdy wrócił do Polski?
Modlitwę duchowej adopcji przetłumaczyłem na język polski jeszcze w Londynie. Po powrocie napisałem do dyrektora wydawnictwa księży michalitów „Michalineum” w Strudze k. Warszawy, prosząc go o wydrukowanie odpowiednich obrazków. Trochę zwlekano z odpowiedzią, ponieważ z drukiem wówczas nie było tak łatwo. Napisałem jeszcze raz, uciekając się do argumentu, że jeśli zaniedbamy tę sprawę, odpowiemy za to na sądzie Bożym. Nie chodziło mi, oczywiście, o strach, lecz o powiedzenie księdzu dyrektorowi, jak bardzo poważnie widzę tę sprawę. Od tego momentu wszystko poszło dość szybko, przynajmniej jeśli chodzi o druk obrazka. Poza tym, dzięki życzliwości o. ...
Jolanta Krasnowska