Komentarze
Zadzwoń do mnie

Zadzwoń do mnie

„W czasie deszczu dzieci się nudzą, to ogólnie znana rzecz” - śpiewano w Kabarecie Starszych Panów. Ten stan obojętności i braku zainteresowania, pojawiający się w niesprzyjających warunkach pogodowych, zdarza się także dorosłym. A co robią dorośli, gdy się nudzą? Dzwonią!

Do takich wniosków doszli brytyjscy naukowcy. Dowiedli oni, że gdy za oknem chłód, deszcz i silny wiatr, chętniej sięgamy po telefon. Mało tego – zbadali też, z kim najczęściej się łączymy. Okazuje się, że najchętniej rozmawiamy z rodziną i przyjaciółmi. Jednocześnie łatwo rezygnujemy z kontaktów z osobami, z którymi nie łączy nas silna więź. A zatem kiedy za oknem jest mokro i zimno, ludzie dłużej rozmawiają przez telefon komórkowy, ale w mniejszym gronie niż zwykle. Badacze nie do końca potrafią wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Wysuwają jednak hipotezę, że zła pogoda prowadzi do uczucia izolacji, które staramy się przezwyciężyć, kontaktując się z bliskimi. Ale może być też tak, że przy złej pogodzie interakcje w świecie rzeczywistym są trudniejsze, bo mało komu chce się wychodzić z domu, stąd wzmożona chęć rozmowy przez telefon. W każdym razie, skoro przed nami chłodne dni, musimy być przygotowani na wyższe rachunki telefoniczne.

Wysokość jednego z nich już zdążyła przyprawić prawie o zawał serca pewną Francuzkę. Rachunek, który otrzymała, opiewał na kwotę 12 bilionów euro. Ta niebagatelna suma, jak skrzętnie wyliczyli dziennikarze, stanowi sześciokrotną wartość rocznej produkcji przemysłowej Francji. Zdezorientowana kobieta zadzwoniła do działu obsługi klienta. A tam od jednej z pracownic dowiedziała się, że jedyne, co można zrobić w tej sprawie, to rozłożyć płatność na raty.

Serce rośnie, że nie tylko w Polsce telefoniczna obsługa wiodącego operatora ma olewczy stosunek do klienta, co przejawia się bezrefleksyjnym wygłaszaniem kwestii. Ostatecznie okazało się, że astronomiczny rachunek to skutek błędu drukarki. Brzmi to prawie jak cytat z filmu „Miś” Barei, gdzie w jednej ze scen inkasent przekonuje, że odkąd ma komputer, nie trzeba znać się na robocie. Można bowiem wpisywać na nim, co się chce, a on i tak myli się przy dodawaniu.

Ale wróćmy do historii Francuzki. Za całe zamieszanie firma przeprosiła i zaproponowała, że sama uiści należną sumę, czyli niecałe 118 euro. A tu znowu miła niespodzianka. Gdyby zdarzenie miało miejsce w Polsce, operator doliczyłby jeszcze karę za spóźnienie i do tego odsetki.

Tyle dygresji. A jeśli chodzi o wzmożone korzystanie z telefonów w czasie słoty – nie wiadomo, czy obserwacje angielskich naukowców miały jakikolwiek wpływ na to, że właśnie jesienią z reklamową ofensywą ruszyła w Polsce nowa sieć komórkowa. Jej właścicielem jest angielski milioner, który w swojej karierze zdążył zajmować się sprzedażą drzewek świątecznych, papużek falistych, a w końcu prowadzeniem sklepu muzycznego, który przerodził się w wytwórnię muzyczną. Dziś ma linię lotniczą, biuro turystyczne, zespół Formuły 1 oraz sieci komórkowe działające w ośmiu krajach. Brytyjskiego milionera przed wejściem na polski rynek nie zraziło nawet zagęszczenie działających już sieci. Liczba kart SIM o 36% przewyższa liczbę ludności. Jak żartują niektórzy – komórek nie mają tylko psy i koty.

Ale może coś jest w pomyśle Anglika, skoro już sama nazwa nowej sieci intryguje. Dlaczego? Bo w wolnym tłumaczeniu brzmi: „Mobilna Dziewica”. Nie uda więc się uciec od kontrowersyjnych skojarzeń, czego dowodzą choćby zapowiedzi, że „Dziewica” będzie miała milion klientów. Z drugiej strony, chwalebna może być chęć dołączenia do grona abonentów. Może zmotywuje do wstrzemięźliwego życia? Oczywiście w wierności jednej sieci.

Kinga Ochnio