Historia
Zagrożenie od zachodu i północy

Zagrożenie od zachodu i północy

Mjr Filip Frankowski organizujący na Podlasiu, w rejonie Siedlec, korpus kawalerii nowego zaciągu napotkał poważne trudności. Do 21 czerwca zebrał jedynie 46 ochotników „mających sposób kupienia konia i ekwipunku”.

Tylko tylu zdołał zwerbować, gdyż, jak pisał, „różni, tak wojskowi, jak i cywilni, formując spółki, powybierali rekrutów, teraz zaś mającą ochotę zaciągnąć się szlachtę znajduje bez funduszu”. W obliczu takich kłopotów Frankowski zwrócił się do Rady Najwyższej Narodowej z prośbą o przydzielenie dla swego oddziału koni, uzbrojenia i wydania rekwizytów z Komisariatu Wojennego lub przyznanie dotacji pieniężnej na wyekwipowanie szwadronu. Jednak RNN odmówiła pomocy.

Krytycznie stan uzbrojenia ziemi drohickiej oceniał komisarz wydziału żywności Rady Najwyższej Narodowej Antoni Olszewski, który 22 czerwca znalazł się na tym terenie. „Żadnego przygotowania do obrony ani do pospolitego ruszenia nie widziałem, dopiero w samym Drohiczynie” – donosił. Okazało się, że, faktycznie, dopiero od Olszewskiego Komisja Porządkowa Ziemi Drohickiej otrzymała zarządzenia RNN, które znała tylko z gazet. Natychmiast wysłano specjalnego delegata do poszczególnych parafii.

Trochę lepsza sytuacja panowała pod tym względem w ziemi mielnickiej, gdyż raportowano stamtąd do RNN, że w trzeciej dekadzie czerwca „obywatele i włościanie ziemi mielnickiej, wszyscy uzbrojeni do pospolitego ruszenia, za najpierwszym ordynansem wyjść mogą”. Przeważała oczywiście broń biała – piki i kosy, gdyż zaledwie 30 część potencjalnych pospolitaków dysponowała, jak pisano, „bronią ognistą”.

23 czerwca 1794 r. miała miejsce pierwsza akcja pospolitego ruszenia ziemi bielskiej. Tegoż dnia ppłk Tadeusz Niewiadomski z pierwszym batalionem 18 regimentu, otrzymawszy wiadomość o zagrożeniu Goniądza przez Prusaków, wyruszył z Tykocina z trzema kompaniami swojego baonu. W czasie 35 km marszu przyłączał do tego oddziału ochotników i okoliczne pospolite ruszenie, osiągając stan 600 ludzi. Po przekroczeniu Biebrzy wyparto placówkę pruską z Ossowca i rozbrojono posterunek w Klimaszewnicy.

23 czerwca Komisja Porządkowa Ziemi Bielskiej, po otrzymaniu zezwolenia RNN, mianowała rotmistrzów parafialnych – jak mówiono – „do przewodniczenia masie ludu”. Prosiła też Radę o większą ilość egzemplarzy „Krótkiej nauki o pikach i kosach” Piotra Aignera oraz o wzory tej broni. 24 czerwca komisarz Antoni Olszewski raportował do Wydziału Żywności RNN z miejscowości Granne n. Bugiem, że w parafii sokołowskiej wzorowo przeprowadzano musztry. Natomiast komisarz Loga z Łosic ubolewał, że komisja drohicka nie ogłosiła do 23 czerwca uniwersału połanieckiego i dopiero on czytał go chłopom we wsiach, przez które przejeżdżał. Z widocznym ukontentowaniem przyjęli tę wiadomość włościanie, błogosławiąc rząd za dobrodziejstwo. Loga zapisał dalej, że w ziemi mielnickiej uniwersał powyższy nie mniejszą sprawił radość „we włościanach tej ziemi, w większej połowie Rusinów” [unitów – J.G.]. Dziedzice zapewniali, iż chłopi „co dawniej z szemraniem, to teraz z ochotą robią”. Komisja Porządkowa Ziemi Mielnickiej jako jedna z pierwszych prosiła o przysłanie list sędziów ziemskich i wydziałowych, jak mówiono wtedy „w porządku nominacji sędziów kryminalnych”. Tymczasem w Międzyrzecu 24 czerwca pojawiły się wieści, że wojska rosyjskie z korpusu Derfeldena znalazły się już w Łukowie i Radzyniu.

Ekonom dóbr książąt Czartoryskich Żylicz znowu wezwał mieszkańców, aby pochowali broń. Okazało się, że była to wiadomość fałszywa, a buszowały jedynie patrole kozackie, gdyż główne siły Derfeldena znajdowały się wciąż pod Kurowem. 25 czerwca komisarz żywnościowy Loga, który przybył z Łosic, próbował przywrócić uzbrojenie obywateli Międzyrzeca. Zebrał część ludności, zachęcił ją do obrony i rozdał broń.

Tego dnia w nieodległym Łukowie zebrała się tamtejsza Komisja Porządkowa, aby prosić RNN o wyjaśnienie wątpliwości w sprawie obniżenia pańszczyzny. Zebrani członkowie komisji pisali: „Dopełnienie zaś tego uniwersału [połanieckiego – J.G.] natychmiast w całej ziemi skutek swój wzięło, gdy jednak punkt 1 uniwersału względem ulgi pańszczyzny z dni 2 męskich i 2 białogłowskich niejednostajnie przez wszystkich został zrozumiany”. Późnym popołudniem 25 czerwca wysłani szpiedzy przynieśli do Międzyrzeca wiadomość, że pod Radzyń zapuściło się tylko kilkunastu Kozaków i że zrabowali jakąś wieś w pobliżu, główne zaś siły przeciwnika stoją pod Kockiem i Parczewem. Komisarz Olszewski, który tego dnia przebywał w rejonie Drohiczyna, zaobserwował natomiast niezwykły zapał ludności do walki z zagrażającym od północy nieprzyjacielem pruskim. Pisał o tym następująco:„Gdym tylko uniwersał oddał, aby komendanci ruszyli się w granice pruskie, tak zaraz parafia Czyżów na poniedziałek nakazała wyprawę; od rana… szlachta i włościanie tej parafii stanęli z tym, iżby i Żydzi z nimi wychodzili”. 26 czerwca w Międzyrzecu pojawili się uciekinierzy z Radzynia, do którego wpadł podjazd kozacki. Napływ uciekinierów sprawił, iż „całe miasto w trwodze, obywatele niektórzy uciekają, porzuciwszy piki” – donosił komisarz Loga z Międzyrzeca. Zdołał on jeszcze tego dnia zgromadzić 1000 podwód, załadować je kanonistami, żywnością, furażem oraz pieniędzmi i odesłać do Warszawy. Następnie osobiście odebrał rozdaną poprzedniego dnia broń i, aby nie wpadła w ręce nieprzyjaciela, odesłał ją do Siedlec, a sam odjechał do Łosic.

Nerwowe wieści dotarły nawet do Siemiatycz. Gdy do tej miejscowości przybyło 70 flisaków z Litwy, kobiety, słysząc obcą mowę, wzięły ich za Rosjan, podniosły fałszywy alarm, zapalając słupy smolne.

Józef Geresz