Komentarze
Zakaz wychowywania?

Zakaz wychowywania?

1 sierpnia ma wejść w życie ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, którą w połowie czerwca podpisał pełniący obowiązki prezydenta Bronisław Komorowski. Gorącymi jej orędownikami byli m.in. Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak i posłanka PO Iwona Guzowska.

Powyższe prawo zakazuje zadawania cierpień psychicznych, stosowania kar cielesnych i innych form poniżania dziecka oraz wzmocnienie ochrony ofiar przemocy. Sprawcy mają być teraz bardziej skutecznie izolowani. Zostaną powołane zespoły interdyscyplinarne mające zajmować się przeciwdziałaniem przemocy. Będą mogły zbierać dane osobowe sprawców przemocy bez ich zgody czy wszczynać sprawy na podstawie zwykłego donosu. W przypadkach zagrożenia zdrowia lub życia dziecka można zabrać dziecko rodzicom. Szczytny cel, jaki prawdopodobnie przyświecał ustanowieniu prawa (pamiętamy wstrząsające przypadki katowania dzieci), może paradoksalnie spowodować więcej szkody niż pożytku. Dziwne, że nie bierzemy pod uwagę doświadczeń Szwecji, Hiszpanii czy Czech, gdzie podobne ustawy się nie sprawdziły. Uchwalone w prekursorskiej w tej dziedzinie Szwecji prawo, za naruszenie przepisu zakazu wymierzania kar cielesnych przewiduje nawet 10 lat pozbawienia wolności i, oczywiście, odebranie rodzicom potomstwa. A przemocą jest tam wymierzenia dziecku klapsa, pociągnięcie za ucho czy podniesienie głosu. We wspomnianych wyżej krajach rodziny przeżywają horror spowodowany odbieraniem rodzicom dzieci z nieistotnych powodów. Też tego doświadczymy? Posłanka Iwona Guzowska postuluje powstanie systemu odpytywania w szkołach dzieci, jak zachowują się wobec nich rodzice. No i jesteśmy o krok od bohaterskiego Pawki Korczagina. Bo założę się o wiele, że znajdą się dzieci wystarczająco uświadomione, aby wykorzystać przysługujące im prawa. Myślę, że wielu z nas było świadkami tupania i krzyku dziecka próbującego wymusić określone zachowanie rodziców. Zdecydowana reakcja w takiej sytuacji będzie potraktowana jak przestępstwo? A odmowa zgody na wyjazd czternastolatki z jej chłopakiem (przepraszam – partnerem) na wakacje? Znam przypadki, kiedy naganne postępowanie dzieci w szkołach jest kwalifikowane jako ich prawo do wolności czy manifestowania własnej odrębności, a próba obronienia się nauczyciela przed chamstwem urasta do rangi co najmniej nieprawidłowego zachowania. Każdy, kto ma choć trochę pojęcia o dzieciach, zwłaszcza tych dorastających, wie, że potrafią wiele rzeczy wykorzystać na swoją korzyść. Zakładając, że zmuszanie dziecka do czegokolwiek jest naruszaniem jego wolności, jak można je wychować? W samym bowiem założeniu wychowania jest wymuszanie konkretnych zachowań. A przecież chodzi nie tylko o założenie czapki czy szalika, ale także o pójście na lekcje, wytworzenie nawyku odpowiedniego postępowania wobec innych ludzi, określonych zachowań w sferze seksualnej. I czy przypadkiem ta troska o wolność dziecka nie jest naruszeniem wolności jego rodziców?

Bardzo bym chciała się mylić (wespół z innymi sceptykami), że ta ustawa przyniesie więcej krzywdy niż pożytku.

Anna Wolańska