Historia

Zakład, który zbudował wieś

W Starej Dąbi powstało muzeum ceglarstwa, peowiaków i żołnierzy wyklętych.

Do niedawna o działającej niegdyś w Dąbi cegielni świadczył już tylko wysoki ceglany komin. Dla postronnych miejsce było - i jest nadal - kojarzone głównie z istniejącą tu restauracją. Poza mieszkańcami wsi mało kto wiedział, że wokół budynku znajdują się dawno nieczynne maszyny do produkcji cegły. O ich ocalenie zatroszczyli się członkowie stowarzyszenia na rzecz rozwoju wsi Stara Dąbia. - Zdecydowały względy sentymentalne. W tej cegielni pracowali moi rodzice, a stryj zajmował się wypalaniem cegły - tłumaczy Ryszard Prządka, prezes stowarzyszenia. W realizacji planów pomogli gmina i urząd marszałkowski w Lublinie.

Kilka lat temu stowarzyszenie weszło w posiadanie placu po byłej cegielni. Mógł więc ruszyć proces tworzenia muzeum. Taki zresztą cel był wpisany w akcie darowizny.

 

Pełna linia produkcyjna

Większość ekspozycji znajduje się na zewnątrz. Urządzenia do produkcji cegły zostały naprawione, niekiedy też uzupełnione odtworzonymi elementami tak, by stanowiły kompletną całość. Celem ich zabezpieczenia wokół zbudowano drewniane wiaty. Natomiast z pozyskiwaniem dawnych sprzętów bywało różnie. Największa maszyna od lat znajdowała się przy budynku głównym. Wystarczyło o nią zadbać. Z kolei przenośne urządzenie do gospodarskiej produkcji cegły pochodziło od darczyńcy. – Przekazał je nam burmistrz Ryk Jarosław Żaczek, który jest mieszkańcem Starej Dąbi – zdradza R. Prządka. Z kolei kolibę, czyli wózek służący do zwożenia wykopanej gliny do cegielni, udało się odnaleźć przypadkowo. – Zalegał na jednym ze złomowisk. Odkupiliśmy go, a nasz prywatny przedsiębiorca, też sąsiad z Dąbi, oczyścił, naprawił i odmalował – tłumaczy prezes stowarzyszenia. Inne drobiazgi, jak np. gotowe, pokazowe cegły, zostały sprowadzone spod Kraśnika z jednej z niewielu istniejących jeszcze cegielni.

Ewenementem muzeum jest również to, że eksponowane w nim poszczególne urządzenia są sprawne, a więc też gotowe do pracy. – Myślę o tym, żeby za jakiś czas, może na potrzeby wycieczek, uruchomić maszyny po to, by pokazać, jak produkowało się cegłę – oznajmia R. Prządka.

 

Trudna sztuka wypalania

Póki co, zanim do uruchomienia maszyn dojdzie, zwiedzającym będzie musiał wystarczyć sam ich widok i opowieść przewodnika. A z tym nie będzie problemu, ponieważ we wsi wciąż mieszkają osoby, które pracowały w cegielni. Była ona jedynym tak dużym zakładem w okolicy i w sezonie produkcyjnym zatrudniała wiele osób, także kobiety. – Pracowałam przy odbiorze surowej cegły z maszyny, która mieszała glinę z wodą w jednolitą masę. Ja tę masę cięłam czymś na kształt gilotyny i w ten sposób formowała się cegła – wspomina Longina Kamińska. – Trzeba było mieć siłę, by pracować w ten sposób, bo zaraz po zejściu cegły z taśmy należało je po dwie naraz (a były mokre i ciężkie) szybko przekładać na deskę posypaną piaskiem i natychmiast brać kolejne cegły, już leżące i czekające na taśmie – opowiada dawna pracownica zakładu.

Praca dzieliła się na dwa cykle: produkcja cegły i jej wypalanie. Produkcja zaczynała się w miejscach odkrywkowego wydobywania gliny. A tej nie brakowało. 30 cm pod powierzchnią ziemi w całej wsi znajdowały się podkłady surowca. Należało go sprowadzić do zakładu, a po przerobieniu na cegłę długo suszyć. Dopiero w sezonie jesienno-zimowym przychodził czas na wypalanie. Raz rozpalony ogień zwykle nie był gaszony przez kilka miesięcy, aż do wiosny. – W piecu musiała być utrzymywana jednakowa temperatura. W przeciwnym razie cegła nie wypaliłaby się dobrze i rozpadałaby się – mówi L. Kamińska.

 

Znane miejsce konspiracji

Wizyta w muzeum ceglarstwa ma szansę stać się okazją do cennej lekcji historii także z powodu umiejscowionej w nim izby pamięci peowiaków i żołnierzy wyklętych. Dlaczego wybrano akurat ich? Cegielnia była znanym miejscem konspiracji już przed I wojną światową. Budynek powstał w 1910 r., więc gromadzili się w nim członkowie polskiej organizacji bojowej. – Odbywały się tu szkolenia dla sanitariuszek, a mężczyźni uczyli się obsługi broni. Były też zajęcia strzeleckie. Wszystko musiało być utrzymywane w pełnej konspiracji. Dlatego na wypadek carskiej inspekcji jeden z peowiaków miał ze sobą akordeon. Wtedy, w razie wsypy, szkolenie zamieniało się w zabawę i tańce przy harmonii – tłumaczy R. Prządka. Później, w latach II wojny światowej, cegielnia stała się domem dla uciekinierów i miejscem ukrywania broni. W okresie stalinowskim pełniła rolę forpoczty na wypadek, gdyby od strony Garwolina do Ryk zbliżały się oddziały Urzędu Bezpieczeństwa i trzeba było ich zatrzymać na drodze.

Z tych powodów dwa małe pomieszczenia cegielni zostały zamienione na potrzeby izby w kwaterę partyzancką. O peowiakach przypomina manekin w błękitnym mundurze, a o wyklętych prycza i biurko z radiostacją. Całość dopełnia miniwystawa drobiazgów wydobytych z ziemi.

 

Proces tworzenia nie ustaje

Muzeum i izba pamięci zostały otwarte 24 sierpnia. Uroczystość zgromadziła mieszkańców wsi, koło gospodyń oraz członków stowarzyszenia. Byli też goście. Starosta rycki Dariusz Szczygielski wręczył dyplom z gratulacjami, a proboszcz parafii Ryki ks. kan. Stanisław Chodźko poświęcił obiekty. – To bardzo ważny dzień mający poparcie w naszej historii. Cegielnia żyła i dzięki jej czerwonej cegle powstało wiele budynków w naszej wsi. Jest to także miejsce pamięci po naszych partyzantach z BCh i AK. Bo Dąbia dała wielu ludzi, którzy się sprawdzili, i właśnie z myślą o nich stworzyliśmy to muzeum – mówił podczas otwarcia burmistrz Ryk J. Żaczek.

Placówka została otwarta, a jej pomysłodawcy snują już plany na przyszłość. – Będziemy cały czas pozyskiwać nowe artefakty i wstawiać je, zwłaszcza do izby pamięci. Planuję umieścić w niej manekina oficera przeglądającego dokumenty. Chcę pozyskać też stoły z epoki i kolejne elementy urządzeń cegielni – zdradza R. Prządka.

Jest też pomysł na przewodników. Tę funkcję w razie potrzeby mają pełnić członkowie władz stowarzyszenia oraz pani Longina z mężem. Trzeba będzie tylko wyznaczyć dni i godziny otwarcia muzeum.

Tomasz Kępka