Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Zaklinanie, czarowanie…

Lekko zafrasowałem się nad stanem ducha popleczników naszej rządzącej siły przewodniej, gdy poczytałem ich komentarze do sondażu preferencji wyborczych naszych rodaków, którzy nagle postanowili zaufaniem obdarzyć partię opozycyjną.

W darciu szat chyba najdalej poszedł pewien nazywający siebie filozofem wykładowca z Krakowa, niejaki prof. Jan Hartmann, który ją wzywać Pana Premiera, aby jak najszybciej obiecał Polakom cokolwiek, np. lody. Jakby nie pamiętał, że tego akurat partia Pana Premiera nie umie, wszak zapewniała o tym, łkając i mdlejąc na sejmowych korytarzach niejaka Beata Sawicka, od niedawna Beata S. Sam jednak fakt popłochu jest zaiste cenną rzeczą. Okazało się bowiem, iż głosząca do tej pory tezę, iż nie ma z kim przegrywać, Platforma zaznała uczucia przerażenia. Oczywiście jeden sondaż wiosny nie czyni. Ale można się pobawić w lekkie wyciąganie wniosków.

W nicu coś i coś z niczego

Nie wszyscy już pamiętają deklarację pewnego generała służb specjalnych, który otwartym tekstem mówił o przyczynieniu się do powstania formacji Donalda Tuska et consortes. A dodając do tego zapewnienie, iż byli funkcjonariusze zlikwidowanych WSI będą jak jeden mąż w każdych wyborach popierać kandydatów tej partii, zapewne nie tylko poprzez wrzucanie kart elekcyjnych do urn, należy stwierdzić, że obecne tąpnięcie w sondażach nie jest tylko wynikiem jakiegoś gniewu ludu, ile bardziej cofnięciem życzliwego poparcia generalicji owej formacji i innych formacji za nią lub nad nią stojących. Oznaczałoby to, iż zwycięski dla PiS-u wynik elekcyjny może być wpuszczeniem tej partii w przysłowiowe maliny. Stan kryzysowy w państwie, szczególnie apokaliptyczne zapowiedzi ekonomistów odnośnie roku 2013, może stanowić realne zagrożenie dla partii Jarosława Kaczyńskiego w przypadku przejęcia władzy. Donald Tusk i jego drużyna nie jest w tym najważniejsza. Już dawno temu, w zamierzchłych czasach komuny, byliśmy przyzwyczajani do zmian w wierchuszce, które były tylko klajstrowaniem systemu. Cóż, że przy tym znikali jedni, dając miejsca drugim. Narzekający na służby specjalne Tusk, podejrzewający je nawet o to, że śledzą i podsłuchują „swojego” premiera, może obawiać się rzeczywiście niebytu politycznego. Nie jest prawdą, że dzisiaj nie likwiduje się fizycznie ludzi dla osiągnięcia celu polityczno-ekonomicznego, lecz na taką łaskawość służb premier raczej nie ma co liczyć. Nie zrobią z niego męczennika, ile raczej poświęcą go na ołtarzu własnych interesów. Niedoszły prezydent z Gdańska może co najwyżej pozostać emerytem z Sopotu. Taki dla nich nie jest groźny. Wpuszczenie formacji Kaczyńskiego ponownie do władzy może dać służbom czas na znalezienie właściwego kandydata, a nadto wykrwawić w niesnaskach społecznych jedyną prawdziwie opozycyjną partię. Więc na jednym ogniu można upiec dwie pieczenie. Dodatkowo można przyzwyczajać naród do zagłosowania na podsuniętego kandydata. Wszak to naród wybiera.

Z roku na rok się stwarzamy

Przyznam się, że spazmatyczność obrony wiodącej siły narodu jest niezwykle chaotyczna. Jednakże przebija z niej pewne łapanie oddechu. Otóż pani prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, całkiem jeszcze niedawno trudniąca się donoszeniem pożywienia dla mieszkanek Białego Miasteczka, w wywiadzie telewizyjnym oświadczyła, że opozycja może pozwalać sobie na wysokie loty w sondażach, ponieważ za nic nie odpowiada. Możliwe. Przyganiał jednak kocioł garnkowi. Warto przypomnieć sobie histeryczną kampanię z 2007 roku, przydrożne krzyże znaczące miejsca wypadków samochodowych, których sprawcą był straszliwy Kaczor i jego ferajna, czy smutne twarze wyganianych na saksy polskich robotników i studentów, karetki grzęznące w błocie… Wówczas był to jednak „rzetelny opis sytuacji”, a teraz są to „nieodpowiedzialne harce opozycji, wbijającej nóż w plecy zapracowanym politykom rządzącym”. Widać w Warszawie nawet ziemia zapada się ze wstydu wobec takich farmazonów pani prezydent. Wydaje się jednak, iż partia Donalda Tuska chce złapać w ten sposób oddech. Najpierw trzeba wykreować wroga, potem ubrać się w piórka jedynej siły, która owego wroga do władzy nie dopuści, a potem wmawiać ludowi, że „jest jak jest, ale zawsze dobrze, że Kaczor nie rządzi”. W tym obłędzie kreowania wroga dla jednych ukuje się hasełko, iż PiS sięga po slogany hitlerowskie, do drugich krzyczeć się będzie, że socjalizm u bram i budżet padnie, gdy oni coś zechcą zrealizować (jak może zdechnąć coś, co już padło, a podtrzymywane jest przez respirator zaprzyjaźnionych mediów?), trzecim wreszcie podsunie się myśl, że jak oni dojdą do władzy, to będą ścigać homoseksualistów, Żydów i cyklistów. Dla każdego coś miłego, a dla nas władza.

Bosko ludzki z poprawkami

Jest jednak coś, co może pomóc owej wiodącej sile narodu. To Pan Prezydent. Ostatnio oświadczył, że naśladując wzorzec lat II Rzeczpospolitej, pójdzie na czele przygotowanego przez siebie marszu w Święto Odzyskania Niepodległości. Ma zamiar przy tym złożyć wiązanki przed symbolami wszystkich sił politycznych II RP. Co to oznacza? Pomijam fakt, iż organizacja owego marszu kłóci się z Marszem Niepodległości i nie ma możliwości, by nie doszło do jakichś scysji, jeśli nie do czegoś więcej. Otóż pewny się wydaje, że jeśli nawet PiS wygra wybory, to jednak nie będzie mogło przełamać prezydenckiego weta. Strojąc się w piórka ojca narodu łączącego wszystkie jego dzieci, Bronisław Komorowski może mieć szansę na drugą kadencję. Mając w pamięci zaangażowanie obecnej głowy państwa w sprawy WSI można podejrzewać, że wówczas zatroszczy się o losy tych, którzy spłodzili Platformę Obywatelską, nawet jeśli tylko tak o tym mówią. Innymi słowy, może się okazać, że ktoś steruje naszym polskim wozem z drugiego siedzenia.

A ja sobie w sen proroczy

Sondaż sondażem, a rzeczywistość rzeczywistością. Owszem, nadzieja na odsunięcie od władzy ludzi nieudolnych i nierzadko mijających się z prawdą jest kusząca. Problem w tym, że nie do końca mam pewność, iż odejdą ci, którzy trzymają sznurki władzy w swoich rękach. Choć wszyscy śmieją się z premiera, iż ma manię prześladowczą w sprawie podsłuchiwania czy śledzenia, ja jednak nie zanoszę się z radości. W każdej bajdzie jest jakaś cząstka prawdy. W tej także. Jak głosi ballada śpiewana w Piwnicy pod Baranami: w tym wszystkim chodzi o „zaklinanie, czarowanie, dotykanie, wytwarzanie  tego bytu, człowieczego”. Mnie interesuje tylko kto jest owym zakrytym kreatorem.

Ks. Jacek Świątek